17

72.2K 3.8K 226
                                    

* Jason
Musiałem jej to powiedzieć. Ona była ze mną szczera, więc ja też powinienem. Może to za wcześnie. Znamy się przecież krótko. Jednak nic nie zmieni tego, co do niej czuję. Pierwszy raz tak wpadłem po uszy. Ta dziewczyna jest wyjątkowa.

Myślałem, że serce mi pęknie. Po tym co usłyszałem nie chciałem już więcej wypuszczać samanthy z objęć. Nadal tak siedzieliśmy przytuleni do siebie. Żadne z nas nie wiedziało, co powiedzieć. Myślałem, że to ja mam zjebane życie. Ne potrafię sobie nawet wyobrazić przez co ona musiała przechodzić. Do tej pory zmaga się z okropnym poczuciem winy. Widzę, że niszczy ją to od środka. Nie mogę pozwolić, by się poddała. Musi walczyć i ja jej w tym pomogę.
-Czemu nic nie mówisz?- odezwałem się po dłuższej chwili.
- Myślę.
- O czym?
-O tym co mi powiedziałeś.
-Chyba mi teraz nie uciekniesz co?
- Jestem już zbyt zmęczona uciekaniem. Kiedyś muszę w końcu przestać.
-Kocham Cię.
-Powtarzasz się.
- I będę ci to mówił do znudzenia. Aż w końcu powiesz mi to samo.

Obudziłem się przed południem. Samantha jeszcze spała. Nasze dłonie i nogi były ze sobą splątane. Delikatnie się Podniosłem i zszedłem na dół. W kuchni zastałem jej tatę. Byłem pewny, że się zdenerwuje. Po raz kolejny spałem u jej córki w pokoju. Zamiast awantury on poprostu podszedł do mnie z uśmiechem i uscisnął moją dłoń.
-Miło Cię znowu widzieć.
- Pana również. Jestem Jason.
-John. Jak tam moja córcia się czuje? Stęskniłem się za nią.
-Ona też za panem tęskniła bardzo. Ale myślę, że ma się całkiem dobrze.-nagle mój telefon zaczął głośno dzwonić. Przeprosiłem ojca Samanthy, wyszedłem na korytarz i odebrałem.
- Halo?
- Stary, potrzebuję Cię.
- Chyba sobie żartujesz, Nick. Po tym co odwaliłeś wczoraj? Nie ma mowy.
-Proszę. Wieczorem ide na walkę. Potrzebuję wsparcia.
-Sorry, stary. Musisz poradzić sobie sam. W dupie mam twoje walki. Skończyłem z tym. I tobie radzę to samo.
- Chyba żartujesz?
-Po co ci to gówno? Zajmij się Darcy! Dałeś niezły popis wczoraj. Na co ci to było? Zraniłeś ją. Dars ci tego nie wybaczy.
- Nie mów mi co mam robić! To moje życie. Zresztą myślisz, że tak łatwo się z tego wykręcić? Zadarłem z groźnymi ludźmi. Nie dadzą mi żyć jak im powiem, że rezygnuję. Nie ma mowy. Skoro wolisz Sam to trudno. Dam sobie radę. - powiedział rozgoryczony i się rozłączył. Przez chwilę wpatrywałem się w telefon. Miałem złe przeczucia. Nick jakoś dziwnie się ostatnio zachowywał. Ta desperacja w jego głosie...
-Wszystko w porządku?- głos Samanthy wyrwał mnie z zamyślenia.
- Tak. Jest okey.-poszliśmy do kuchni.
Wypiłem kawę i wróciłem do domu. Nick siedział w salonie przed telewizorem. Widać było, że jest wsciekly.
- Nie chodzi tylko o tą walkę tak?-zapytałem. - Nick? Możesz mi powiedzieć.- dodałem, gdy nie uzyskałem żadnej odpowiedzi.
- Wpakowałem się chyba w niezłe gówno. Oni mnie zabiją. Termin minął wczoraj. Miałem im oddać te dragi, których nie sprzedałem.
- Dragi? Jesteś normalny?? Oddaj im ten syf od razu.
-Nie rozumiesz. Nie mam ich.
-Jak to ? Coś ty zrobił?
- Nic. Ktoś mi je rąbnął.
-kurwa. Stary.
-Oni mnie zabiją.-szepnął.-Jak nie dziś na tej walce, to kiedy indziej. Jestem już trupem.-pokręciłem głową z niedowierzaniem.
-Czemu mi o tym wcześniej nie powiedziałeś?
- Nic by to nie zmieniło. I nawet lepiej, że Darcy nie chce mnie znać. Nie chcę żeby mnie żałowała. Zasłużyłem sobie na taki koniec. Miałeś racje. Jestem idiotą. - powiedział i wyszedł z salonu. Stałem tak parę sekund próbując ogarnąć to, co mi powiedział Nick. Poszedłem w końcu do jego pokoju.
- Pójdę z tobą na tą walkę. Nie pozwolę żeby Cię dorwali. Jakoś Cię wyciagne z tego syfu , stary.
- Jason, przepraszam za wczoraj. Chciałem spędzić z Darcy trochę czasu zanim oni.... No wiesz. Chciałem się z nią pożegnać.
- Rozumiem. Pomogę ci. Obiecuję.

Risky BoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz