98

34.3K 1.9K 73
                                    

*JasonDwa tygodnie późniejDzisiaj moje urodziny

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

*Jason
Dwa tygodnie później
Dzisiaj moje urodziny. Nie cieszę się z nich zbytnio i niczego też nie oczekuję od moich przyjaciół. Nigdy mi się urodziny nie kojarzyły zbyt dobrze. Moja matka raczej nie pamiętała o tym, a wręcz starała się zapomnieć, że w ogóle się urodziłem. A ojciec? No cóż zawsze tylko kasę dostawałem od niego. A z kumplami upijałem się na umór żeby zapomnieć choć na chwilę o tym całym syfie.
Wstałem rano jak zwykle. Dziś była sobota i miałem wyjątkowo wolny dzień. Zazwyczaj to we wszystkie weekendy pracowałem. Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Sam nadal spała, a ja odzwyczaiłem się od takiego trybu życia. Zazwyczaj to na szybko coś jadłem i pędziłem do obowiązków. Zdecydowałem zrobić sobie porządne śniadanie. Nie zawracałem sobie głowy ubieraniem. Przecież i tak oprócz Samanthy nikogo nie ma w domu. W samych spodenkach zszedłem na dół do kuchni. Usmażyłem jajecznicę i zrobiłem sobie kawę. Takie poranki to ja uwielbiam.
Godzinę później wstała Sam. Miała bardzo dobry humor i zastanawiałem się dlaczego. Nic nie wspominała o moich urodzinach, więc stwierdzilem, że nie będę przypominał. Nie powiem trochę mnie to zasmuciło, ale spoko. Przyzwyczaiłem się do tego, że nikt o moich urodzinach nie pamięta.
-Cześć kochanie.- powiedziała Sam całując mnie.
-Hej kotku. Zrobić ci śniadanie?
-Nie. Nie jestem zbyt głodna.- powiedziała wyjmując jakąś sałatkę z lodówki, a z szafki wafle czekoladowe, pierniczki i paczkę żelek.
-To jest twoje śniadanie?- spojrzałem na nią ledwo powstrzymując śmiech.
-Przeszkadza ci coś?
-Tak. Nie możesz ciągle jeść tylko czekolady. To, że zjesz trochę sałatki nie znaczy, że te słodycze cię nie utuczą. Przestań jeść to świństwo- powiedziałem zabierając jej słodycze. Sam zaczęła protestować i próbowała mi wyrwać pudełka.
-Nie ma mowy! Zamknę na kłódkę wszystkie szafki ze słodyczami. Koniec tego. Masz się zdrowo odżywiać.
-Ale ja nie chcę.
-Jako ojciec tych dzieci mam coś do powiedzenia.
-Nie masz. Mam taką ochotę na słodycze. Proszę, jednego wafelka no.
-Nie.- powiedziałem stanowczo. Kazałem jej zjeść tą sałatkęi do tego zrobiłem jej sporą porcję jajecznicy z boczkiem.
Do południa nic się nie działo. Nikt nie dzwonił, nikt nie przyszedł. Wyciągnąłem Sam na mały spacer, a potem oglądaliśmy telewizję. W końcu ktoś zadzwonił do drzwi. Podniosłem się i otworzyłem, a przede mną stali moi przyjaciele z wielkim tortem i zaczęli sie drzeć "niespodzianka!!'.
Byłem bardzo zaskoczony. Myślałem, że nikt o mnie nie pamiętał. Nick standardowo wskoczył na mnie i zaczął się przytulać.
-Stary, wszystkiego najlepszego, dużo więcej dzieci, bo mam nadzieje, że nie skończysz na bliźniakach no i spełnienia marzeń.- powiedział Nick nadal wisząc na mnie.
-Eee dzięki.- wyjąkałem. Okazało się, że przyszli też nasi kumple z liceum czyli Eddy, Matt, Chris, Noah i Jackson oraz parę osób z uczelni. Impreza rozpoczęła się na dobre. Dostałem masę prezentów, ale najbardziej ciekawił mnie ten od Nicka i Darcy. Dali mi zwykłą kopertę. Jeżeli są tam pieniądze to przysięgam, że ich zabije. Z ciekawością zajrzałem do środka. Bilety? Wyjąłem wszystko z koperty i mnie zatkało. Wycieczka do Australii! W życiu się tak nie cieszyłem.
-Jesteście najlepsi!- krzyknąłem przytulając ich oboje jednocześnie.-Sam! Lecimy do Australii!!
-Naprawdę? Super!- próbowała udawać, że nie wiedziała o tym wcześniej, ale ja i tak wiem swoje. Impreza trwała do rana. Sam nie wytrzymała całej nocy, więc położyła się koło północy. Ja balowałem dalej. Byłem porządnie zalany i już mi się zbierało na wymioty kiedy wszyscy wyszli. Ledwo się doczołgałem do kanapy w salonie i usnąłem. Nie było mowy żeby wejść po schodach. Z doświadczenia wiem, że nic dobrego by z tego nie wyszło. Do tej pory pamiętam jak spadlem ze schodów u Nicka w domu.
-Jason wstawaj.- usłyszałem głos Samanthy.
-Jeszcze pięć minut.- wymamrotałem i odwróciłem się na drugi bok żeby ponownie usnąć.
-Jason kurwa spóźnimy się.
-Na co? Niedziela jest.
-No właśnie.
-Co no właśnie. Daj żyć kobieto.
-Samolot raczej nie poczeka aż się wyśpisz.
-Jaki samolot? Co ty bredzisz?- schowałem głowę w poduszkę, bo raziło mnie słońce.
-Zaraz lecimy do Australii.
-Później. Czekaj, co?-poderwałem się jak oparzony. Sam ze śmiechem rzuciła na łóżko bilety. Cholera. Lot mamy za dwie godziny. Pędem poleciałem pod prysznic i się ubrałem. Nie miałem ochoty jeść. Niestety kac morderca nie ma serca.
-Muszę się spakować!- krzyknąłem biegnąc na górę.
-Wróć tu!- krzyknęła Sam.
-Co jest?
-Jesteś spakowany. Znieś tylko nasze walizki na dół.
-Kocham cię króliczku!- pocałowałem ją mocno i poszedłem po te walizki. To są najlepsze urodziny w moim życiu. Znaczy były wczoraj.
  Na lotnisku czekali na nas Darcy i Nick żeby się pożegnać. Wzruszyłem się naprawdę. Mam wspaniałych przyjaciół. Jestem im cholernie za wszystko wdzięczny.
-No stary, tylko bez selfie z kangurem nie waż mi się wracać. Zrozumiałeś przygłupie?- powiedział Nick.
-Taa. Masz to jak w banku.
-I uważaj na moje dzieci. I miłej podróży.
-Dzięki. Wy też bawcie się dobrze bez nas. Wiesz, waszymi dziećmi też bym nie pogardził, więc popracuj nad tym trochę.
-Zobaczę, co da się zrobić.
Parę minut później już siedzieliśmy w samolocie. W przeciwieństwie do Nicka, Sam okazała się bardzo dobrą towarzyszką w podróży. Ciągle się wygłupialiśmy i oglądaliśmy widoki, której swoją drogą były genialne. Dlatego nie męczyłem się tak w czasie lotu. Tak na prawdę to jakoś szybko mi zleciało i zanim się obejrzałem to już lądowaliśmy.
  Naszym pierwszym przystankiem było Sydney. Przepiękne miasto. W końcu kulturowa stolica Australii! Nick i Darcy wszystko zaplanowali już. Mamy zarezerwowany hotel, z tego co wiem dość drogi. Nie przejmowałem się tym, bo to w końcu nie ja płacę. Złapałem taksówkę spod lotniska i pojechaliśmy prosto do hotelu.
Pokój był mega. Wielkie łóżko, własna łazienka i mini barek. Żyć nie umierać.  Odświerzyliśmy się troszkę i od razu wyszliśmy na miasto. Pojechaliśmy taksówką na tak zwane Darling Harbour. Jest to obszar przy porcie, na którym znajduje się wiele atrakcji. Najpierw poszliśmy do pierwszej lepszej restauracji, bo Sam była jak zwykle głodna. Zamowiliśmy jakieś mięso. Nawet nazwy nie potrafiłem przeczytać i ciężko mi było się dogadać z kelnerem. W każdym bądź razie naprawdę było smaczne. Oczywiście do momentu aż sprawdziłem w internecie co to jest. Okazało sie, że to kotlety z kangura. Chyba będę przez całą wycieczkę głodował. Nic już nie zamówię. Będę miał uraz psychiczny do końca życia. Starałem się nie myśleć o tym, że zjadłem mojego potencjalnego przyjaciela i poszliśmy do chińskiego ogrodu. Zakochałem się chyba w tym mieście. Pogoda jest cudowna. Jest ciepło, ale nie za gorąco. Potem odwiedziliśmy akwarium morskie. Sam bawiła się genialnie, ale ja to miałem tego kangura cały czas przed oczami. Trochę mi przeszło jak zobaczyłem misia koala w mini Zoo. Ten futrzak pewnie nie byłby zbyt smaczny. Na koniec dnia jeszcze udaliąmy się na Sydney Tower. Trzeba było się natrudzic żeby wejść na najwyższy taras widokowy. Ja to jeszcze luz, ale Samantha miała nieźle pod górkę. Trochę ją niosłem po tych schodach, bo szkoda mi jej było. I tak się już nachodziła dzisiaj. Jednak warto było się tak poświęcić. Panorama zawiera dech w piersiach. To jest kosmos. Naprawdę żałowałem, że nie ma z nami Nicka i Darcy. Chciałbym żeby oni zobaczyli to, co właśnie widzę ja. Samantha podeszła do mnie i się przytuliła.
-Dla takich widoków warto było wspinać się po tych schodach.- powiedziała.
-Oj tak.- przyciągnąłem ją bliżej do siebie i pocałowałem.
-Kocham cię, Jasonie Hale.
-A ja ciebie już niedługo pani Hale.
-Najpierw to niech wyjdą te kangurki z mojego brzucha.
-Nie mów nic o kangurach, dobrze?
-Daj spokój. Nic się takiego nie stało. To tylko jeden kotlet.
-Ale z kangura!
-Etam. Pewnie zasłużył sobie na taki los. Kangury są wredne i zapewne biją się dużo lepiej niż ty.
-A założysz się? Mam się zmierzyć z którymś?
-Nie. Nie będę cię odwiedzać w szpitalu, jak ci zleje dupsko.- zaśmiała się.
-No dobra. Wracamy do hotelu?
-Tak! Nogi juz mi puchną. Marzę o kąpieli.
Wróciliśmy do hotelu i nareszcie mogliśmy odpocząć. To miejsce jest niesamowite i coś czuję, że ta podróż będzie wspaniała.

Risky BoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz