Budzę się i o mały włos nie spadam z drzewa, na którym zasnęłam kilka godzin temu. Dalej się trzęsę. Moje serce dalej bije, jak szalone. Mam problem ze złapaniem oddechu. Rozglądam się wkoło. Pusto, cicho. Las spowity pomarańczowo-żółtym blaskiem zachodzącego słońca nie mógł być spokojniejszy. Normuje oddech i bicie serca. Opieram się o pień dalej siedząc na gałęzi. Minęło już 10 lat, a ja dalej przeżywam ten dzień. Co noc. Kiedy tylko zamykam oczy, widzę to wszystko, czuję to wszystko. To niekończący się koszmar. Zeskakuje z gałęzi na ziemie, cicho uderzając o nią starymi butami. Są brzydkie i brudne, ale nadrabiają komfortem. Zaczynam powoli truchtać. Niskie krzewy ocierają się o moje uda. Ziemia jest mokra. Lekko się na niej ślizgam. Padało. Początek wiosny, mojej ulubionej pory roku. Dlaczego? Na wiosnę liście od nowa się pojawiają. Zasłaniają nas przed wrogim niebem. Już późno. Muszę wracać do obozowiska. Las wydaję się taki czysty, nietknięty całą wojną, zarazą, niczym. To aż niezwykłe. Oni nigdy nie opuścili ziemi, choć przez pewien czas tak myśleliśmy. To był nasz kolejny błąd. Przeskakuje malutki strumyczek i kontynuuje trucht. Ich działania są dziwne. Niezrozumiałe. Przez pierwsze 4 lata stopniowo nas likwidowali. Niszczyli nasz cały dorobek. Prawie wyginęliśmy. Sprawili, że zaczęliśmy się chować, jak robale. W lasach, rowach, jaskiniach, kopcach. Potem przestali, a kiedy wyszliśmy z kryjówek w nadziei odbudowy naszego świata pojawili się na nowo, tym razem jednak, tylko obserwowali i kontrolowali. Dlatego nauczyliśmy się żyć i nie wchodzić im w drogę. Jedni mówią, że czegoś szukają. Inni, że czekają aż wymrzemy naturalnie, a oni nie będą musieli niszczyć ziemi bardziej, by nas zlikwidować. Są też tacy, którzy twierdzą iż jesteśmy teraz, jak chomiki w terrarium. To już nie nasza ziemia. Mamy opiekunów. Ja sama nie wiem. Jak większość moich towarzyszy nie filozofuje nad tym. Staram się przetrwać, a to zajęcie jest bardzo zajmujące.
Należę do kilkunastoosobowej grupy koczowników. Ludzie teraz wybierają między tymi dwoma: koczowaniem, a osiadłym trybem życia. Nigdy nie chciałam żyć na stałe w mieście, gdzie wszyscy udają, że jest dobrze, a tamten dzień nigdy się nie wydarzył. Pamiętam te płonące drapacze chmur, ulice- całe w masie ludzkiej, które tratowała absolutnie wszystko. Nie chciałam czekać, aż coś pokusi ich, by zaatakować i obrócić znowu wszystko, co mam w proch. Jako koczownik czuję się bezpieczniej, choć wszyscy wiedzą, że taki tryb życia często kończy się, cóż, śmiercią. Świat jest teraz bardzo niebezpieczny, ale dopóki jestem w grupie Bena czuję się poza zasięgiem wszelkiego zła.
-Tu jesteś, księżniczko!- mówi do mnie przekornie jasnowłosy chłopak, który poleruje swój nóż. Wchodzę na teren obozu. Jest to niewielki kawałek wolnej przestrzeni w głębi lasu. Rozłożyliśmy kilka prowizorycznych namiotów, nasze zapasy. Postoje to u nas tylko chwila. Kilka godzin na odpoczynek. Czasem dłużej. Wędrujemy w kółko tymi samymi szlakami. Zdobywamy pożywienie i sprzedajemy je w dużych miastach. Za zdobyte pieniądze kupujemy naboje do broni i tak w kółko, bez końca. To bardzo opłacalne. Obecni ludzie boją się nawet własnego cienia. Wychodzenie poza bezpieczne mury miast, to nie lada wyzwanie. Z niezwykle komfortowego świata, gdzie człowiek nie musiał martwić się o nic więcej, jak o opłacenie rachunków i swój status społeczny, wszyscy zostali przetransportowani do rzeczywistości, gdzie ciężko o jedzenie, prąd, czystą wodę i świeże ubrania. Prąd jest dostarczany przez miastowe wiatraki, ale jest ich niedużo. Są głośne, wabią muty. Większa część ludzi nie ma do niego dostępu, gdyż wiatraków nie ma za wiele, nie ma więc wiele energii do przetworzenia. Wszędzie panują epidemie różnych chorób, gdyż miasta nie mają bieżącej wody. Do rzeki większa część osób boi się zbliżać, a miejskie fontanny to już bajora, w których myje się biedota.
CZYTASZ
SERUM
Science FictionTRYLOGIA. Osiągnęliśmy szczyt. Ona wynalazła lek na wszystko. Serum miało mutować nasze komórki i udoskonalać je. Mieliśmy zyskać kontrole nad całym potencjałem naszego mózgu. Mieliśmy być niepokonani. Natura nie mogła pozwolić, by jeden gatunek tak...