2/4

1.8K 160 23
                                    



Biorę głęboki haust powietrza i wynurzam się z wody. Boli. Mój bok. Rękami desperacko staram się wyciągnąć na mulisty brzeg. Oddycham ciężko. Nie oglądam się czy dali radę. Ratuje swoje życie. Pionowa półka, na którą staram się wdrapać, zapada się. Nurt rzeki jest szybki. Moje nogi płyną razem z nim. Od porwania mnie gdzieś daleko przez wzburzoną wodę ratują mnie tylko moje dłonie, które dramatycznie trzymają się mulistego brzegu. Słyszę je za sobą. Powarkiwanie, sapanie, jęki szału. Po moich plecach biegną dreszcze, nie wiem czy powodowane zimnem wody, czy też strachem. Obraz się przybliża i oddala w dramatycznym tempie. Tak właśnie działa adrenalina. Teraz nie czuje specjalnie zmęczenia. Jestem nabuzowana. Jakbym miała siłę wyskoczyć z tej rzeki, ale nie mam. Sama jęczę przerażona. Od krzyku dzieli mnie niewiele. Czuje jak muł ucieka, zapada się ponownie pod naciskiem moich dłoni. Pod moim naciskiem. Zaczynam sapać. No nie! Spoglądam na niebo. Ostatnia rzecz zanim utonę? Czyjaś ręka. Pojawia się tuż nad moją głową, a zaraz za nią na tle błękitu widoczna jest twarz Coltona.



-Ręka!- chłopak krzyczy do mnie częściowo przerażony, częściowo zły. Chwytam jego dużą, mokrą dłoń, a ta bez problemu wyciąga całe moje ciało w górę. Niczym rybak rybę. Padam zmęczona na muliste podłoże rzadko porośnięte trawą. Oblepiam się błotem. Teraz czuje jak wyczerpana biegiem, walką i próbą wydostania się na brzeg jestem. Moje oczy są zamknięte. Jestem bezpieczna. Wiem to.



-Skaczą do wody!- krzyk Len jest sygnałem, że również dziewczynie udało się wydostać z tej śmiertelnej kąpieli. Informacja jaka jednak dochodzi do mojego mózgu oprócz tej, znów podrywa moje ciało w górę i napawa je siłą i gotowością do ponownej ucieczki. Moja kondycja spadła. I to znacznie. Spoglądam na drugi brzeg rzeki, która jest gruba na około 5 metrów. Ogromne stado mutów, liczące do 20 osobników, patrzy na nas jak na chodzące kiełbaski. Typowy widok. Zaślinione, lekko łyse, masywne. W ich pustych oczach, które w tym przypadku są szarej barwy, nie widać nic prócz szału. Muty wilków. Teraz te wskakują do wody i.. toną. Przecież nie wskakiwały. Bały się wody. Teraz? Coś się zmieniło... Coś się bardzo zmieniło.



-Bały się wody! Pamiętacie?- sapie przerażona Len. Nic nam nie grozi, bo bestie nie umieją widocznie pływać, ale... nie boją się już?- Coś jest inaczej... Tylko wyszliśmy z podziemi i już widzieliśmy ich statek! Potem dwa ataki. Obydwa w odstępie 15 minut! Noc była na tyle spokojna, że myślałam, że to tylko pech. Rano znów ich statki na niebie! Potem znów atak. Te... spotkania z nimi są coraz dziwniejsze. Czekają, czają się i nie atakują już tak idiotycznie jak do tej pory.



-Wprawiają się..- szepcze Colton patrząc na kilka ostatnich wrogo spoglądających na nas kreatur. Przyglądams się jak ich ciała odpływają wraz z nurtem kolejnej rzeki na jaką trafiliśmy.



-Zmierzcha...- mówi cicho Holden. Faktycznie. Blask słońca oblewa złotem i pomarańczą wysokie korony drzew, które bezpiecznie nas osłaniają. Niebo ciemnieje. Temperatura spada, a nasze ubrania są mokre. To nie wróży nic przyjemnego. Trzeba rozpalić ognisko. Dalej nie trafiliśmy na żaden znak, drogę, człowieka. Tylko muty i statki. Co jeżeli świat został już opanowany? Co jeżeli jesteśmy ostatnimi? CO JAK CIĄŻY TERAZ NA NAS OBOWIĄZEK PROKREACJI? Na samą myśl o tym zaczynam się denerwować. Ile dzieci będę musiała urodzić?!

SERUMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz