-To istna ka-ta-stro-fa!- lamentuje, chodząca od ściany do ściany, Danica.- Ludzie wpadną w panikę! Oni się zaczną się buntować! Znów będziemy się chować! Tego tylko nam brakowało...
-Nikt nie będzie się chował!- wtrąca się znudzony Dupree, masując prawą skroń. Siedzimy w kameralnym gronie. Hass i Swiss musieli zostać w San Fransisco, by przewodzić oddziałom zabezpieczającym teren. Część wojsk wróciła z nami i dostała przyzwolenie, by udać się do domu. Proszono, by zachowali milczenie odnośnie tego, co zobaczyli w dolinie, ale czy to zrobili? To oczywiste, że nie. Poleciał już jeden klocek domino. Nie rozumiem, jak Edwin mógł sądzić, że nie nastąpi efekt kaskady. Chyba, że wcale się nim nie przejął i zostawił resztę wolnym ludziom. Z drugiej jednak strony restrykcjami nie wyegzekwuje milczenia. Sam ich również nie uciszy. Ludzie dowiedzą się. Zbyt wiele oczu widziało, jak jedna z nas roztrzaskuje się w drobny mak. Co za tym idzie w parze, mamy namacalny dowód, że Dupree mówił prawdę i wojna wcale się nie skończyła, a oni dalej są naszymi cieniami. Tylko po co? Czemu mają służyć te okresowe momenty nadmiernych ataków, przeplecione chwilami ciszy i regeneracji?
-Póki co sytuacja wydaje się opanowana. Część żołnierzy wróciła do domu, by odpocząć i na pewno będą zbyt zmęczeni, by bajać rodzinie o masakrze z doliny.
-Tak, póki co. Co potem?- mruczy pod nosem Danica.
-Cywile bawią się na cześć zwycięstwa. - Dupree kontynuuje ostrzej.- Reitner, Hass i Swiss opanują sytuacje w San Francisco. To najważniejsze. Gdy te elementy połączą się w świadomości ludzi, odżyje nadzieja, która podniesie ich z kolan. Nawet w obliczu faktu, iż dalej wisi nad nami cień zagłady. Chociaż wolałbym, by dowiedzieli się w bardziej dogodnym dla nas momencie.- Oberssen, jako jedyna wróciła pośpiesznie z północy. Seroshe powiadomił nas, iż ma ważną sprawę, niecierpiącą zwłoki w Północnym lesie i nie pojawi się na zebraniu. Anya i Adler oczywiście również się nie stawili. Reitner miał z nami wrócić, ale coś go pilnie zatrzymało w San Fran. Sale obiega milczenie.
-Mamy już wojsko, mamy lotnictwo, pracujemy nad rozwojem nowoczesnej broni. Co dalej?- pyta Holden składając dłonie w piramidkę, przed sobą, na stole. W pomieszczeniu, które oblewane jest słabym światłem pochodni, wbitych na wszystkich filarach, podtrzymujących sklepienie, zapada cisza. Grobowe milczenie. Nawet obcasy Danici zaprzestały swojego nerwowego koncertu.
-Potrzebujemy ostatniego elementu układanki.- wzdycha Ed, podnosząc nagle głowę, jakby wybudził się z ciężkiego snu.
-Myślałam, że samoloty to ostatni element?- wtrąca sucho Venus. Płomienne włosy dziewczyny, związane są w ciasny kucyk. Jest blada, miejscami szara, miejscami brązowa- w zaschłej krwi. Nie pozwolili nam nawet wypocząć. Jak świnie zostaliśmy wpakowani do transportera i przewiezieni prosto na rzeź- obrady. Lenvie dalej ma na sobie białą szatę sanitariuszki, która mocno opina się na jej wystającym brzuchu. Holden nosi czarny mundur z ochraniaczami na kolanach, łokciach i ramionach, podobnie jak ja i Nickolas. Jedynie Ed i Danica ubrani są, blisko prawdy można rzec, odświętnie. Mężczyzna ma na sobie biały kubrak z utwardzonej skóry, wełniane spodnie, tego samego koloru, oraz szare buty. Kobieta zaś nosi długą, barwioną na niebiesko sukienkę z bawełny, oraz szare wilcze futro.
-Im dłużej przygląda się Pani obrazowi, tym więcej szczegółów się pojawia, panno Hirez.- odpowiada bez urazy Ed. Co więcej mężczyzna posyła zmęczonej i rozdrażnionej Vee, rubaszny uśmiech. Zaciskam zęby.
-Czego potrzeba?- pyta cicho Lenvie, gładząc swój okrągły brzuszek.
-Anyi.
-Anyi?!- powtarza kilka głosów naraz.
CZYTASZ
SERUM
Science FictionTRYLOGIA. Osiągnęliśmy szczyt. Ona wynalazła lek na wszystko. Serum miało mutować nasze komórki i udoskonalać je. Mieliśmy zyskać kontrole nad całym potencjałem naszego mózgu. Mieliśmy być niepokonani. Natura nie mogła pozwolić, by jeden gatunek tak...