Wraz z Aspen wypadamy z resztek budynku. Z wzniesienia wszystko jest bardzo dobrze widoczne. Słyszę okropny ryk, który wywołuje grymas na mojej twarzy. Miasteczko pozornie jest spokojne. Jeszcze nic nie widać.
-Konie..- cichy głos Aspen wytrąca mnie z otępienia. Widzę jak nasze rumaki odbiegają pagórzystym terenem. Coś je spłoszyło. Ryk. Ale czyj? Przynajmniej zdążyliśmy je rozsiodłać. Będą wolne. Patrzę na główny plac wioski, ale jest zupełnie pusty. Teoretycznie pusty. Poza kopcami zwłok nie ma tu nic. Tak, jakby ten okropny hałas, był fałszywym alarmem. Nagle z pomiędzy dwóch budynków wybiega Jess. Biegnie w szale i coś krzyczy. Kiedy tylko jej oczy spotykają moje, czuję okropny niepokój. Dziewczyna zaczyna biec w moją stronę, jakbym miała ją uratować. Zamieram, bo nie wiem, co jest grane. Naglę tą samą drogą, zza budynku wybiega coś ogromnego, ciemnego. Jest rzadko porośnięte jakimś włosiem. Ma niedźwiedzi łeb i masywne cielsko. Chrząka głośno i powoli dogania dziewczynę. Przysuwa ją sobie okropną łapą, jak gdyby ta była nieruchomym klockiem. Nie mogę nic zrobić. Oglądam tę scenę, jakby był to fragment jakiegoś filmu. Przytomnieje, kiedy stwór rozrywa ją na pół. Jej nogi w całości znajdują się w paszczy bestii, zaś reszta ciała zostaje oderwana przy pomocy łapy. Wszystko wkoło zwalnia. Krew dziewczyny tworzy fontannę na środku placu. Zalewa dywan zwłok. Uderzenia gorąca biją w moje ciało, jak pałeczki w bęben. Moje serce pędzi, jak szalone. Bezwiednie przykładam dłoń do ust. Krzyczę? Nie wiem. Chyba zaraz zwymiotuje. Bestia odrzuca tułów dziewczyny, który ląduje kilka metrów dalej. Połyka jej nogi prawie w ogóle ich nie żując. Nie mogę drgnąć. Trzęsę się, bo to co zobaczyłam było tak drastyczne. Za szybko. Wszystko stało się za szybko i zbyt niespodziewanie. O mało się nie przewracam. Budzi mnie przenikliwy krzyk Lenvie.. Dziewczyna stoi przed budynkiem po mojej prawej. Zakrywa usta dłońmi i klęka... na podłożu wypełnionym szczątkami. Bestia spogląda na nią wrogo i wydaję z siebie ponownie straszliwy ryk. Powoli rusza w jej stronę. Nie spieszy się. Człapie ociężałymi łapskami prosto na moją Len. Wiem, że brunetka się nie obroni. Nie teraz. Dlatego nie myśląc wiele chwytam pistolet, celuję i strzelam potworowi w okolice łba. Trafiam. I na tym się wszystko kończy. Stwór zatrzymuję się i powoli na mnie spogląda. Ten sposób w jaki przekręca swój niedźwiedzi łeb, jest dla mnie czymś strasznym. Czuję jak nasz wzrok się spotyka. Wolę zamknąć oczy. Co ja sobie myślałam? Co teraz zrobię? Wiem, co zrobi on. Widzę to w jego wściekłych oczach. Wydaje z siebie głośny ryk i rozpędzając się rusza prosto na mnie. Mój pocisk go nawet nie przebił? A może przebił tylko nie poczuł?
-Brawo..- słyszę przerażony głos Aspen. Dziewczyna od razu zaczyna uciekać, ale bestia jej nie goni. Kieruję się na mnie. C H O L E R A . Celuje i strzelam po raz drugi. Trafiam. Potwór otrzepuję się tylko, ryczy wściekle, ale biegnie dalej. Co teraz? Moje ciało spina się, a ja nie mogę drgnąć. Patrzę w oczy czegoś okropnego. W oczy diabła. Mut niedźwiedzia... Im bliżej jest tym straszniej wygląda. Zamykam oczy, kiedy uświadamiam sobie, że to sytuacja bez wyjścia. Taki dziecinny odruch. Skoro ja go nie widzę, on mnie też, prawda? Niestety chyba nie. Czuję jak coś mnie uderza i odrzuca, ale nie z przodu, z boku. Ląduje na betonie i szlifuje po nim rękoma i plecami. Błyskawicznie otwieram oczy, by zobaczyć, czy dalej żyje. Jedyne co widzę to moje zakrwawione, starte ręce. Ałć? Obok mnie leży Logan. Posyła mi spojrzenie typu '' Na co czekasz idiotko?''. Ma rację. Na co ja czekam? Wstaję i strzelam do potwora, który ryczy wściekle i szarżuję na następną osobę. Holdena. Oddaje strzał ponownie, ale szybko uświadamiam sobie, że to bez sensu. Holden w ostatniej chwili odskakuje.
CZYTASZ
SERUM
Science FictionTRYLOGIA. Osiągnęliśmy szczyt. Ona wynalazła lek na wszystko. Serum miało mutować nasze komórki i udoskonalać je. Mieliśmy zyskać kontrole nad całym potencjałem naszego mózgu. Mieliśmy być niepokonani. Natura nie mogła pozwolić, by jeden gatunek tak...