Staram się jeść z jak największym spokojem i kulturą, ale sam zapach doprowadza mnie do szału. Jadalnia jest ogromna. Na jej środku znajduje się prostokątny, długi stół, wykonany z ciemnego drewna. Zastawiony jest chyba setką talerzy. Siedząc przy nim czuje się, jak królowa. Krzesła, na jakich spoczęliśmy są wygodne i miękkie. Ściany jadalni, pomalowane na czerwoną barwę, błyszczą złotymi zdobieniami. Po kątach porozstawiane są różne wysokie paprocie i kwiaty. Każda z czterech ścian jest ozdobiona lustrem. Na suficie wisi majestatyczny żyrandol wykonany z diamentowych kryształów. Wszystko jest takie nadzwyczajnie bogate, zadbane. Skąd miał czas, fundusze i ludzi, żeby z tego miejsca zrobić taki pałac?
-Widzę, że wszystkim smakuje.- mówi uśmiechając się ciepło Dupree. Patrzy na mnie roześmianym wzrokiem podobnie jak reszta. Zupa była pyszna. Jakaś gulaszowa z parówkami, od dziś moja ulubiona. Teraz trafił nam się kawałek kurczaka w panierce z zapiekanymi ziemniakami i jakąś sałatką-polewą ze szpinaku. Nie wiem skąd oni biorą składniki do tych dań, ale dawno tak wyszukanego jedzenia nie jadłam. Wyczyściłam swój talerz do zera. Jestem tak najedzona, że chyba nie wstanę sama z krzesła. Podnoszę wzrok i dostrzegam siedzącą naprzeciw mnie Vee. Dziewczyna bada moją twarz zamyślona, a kiedy nasze spojrzenia się spotykają uśmiecha się delikatnie. Odwzajemniam gest. Siedzę obok Coltona i Len. Mai jeszcze nie przyszła, ale Dupree obiecał, że jak tylko skończy swoją prace odwiedzi mnie w pierwszej kolejności. Troszkę drażni mnie i boli fakt, że po takim czasie każą jej tyrać, zamiast pozwolić ze mną pobyć, ale muszę to uszanować. Taki jest dziś świat.
-Masz tu coś.- szepczę cicho i ściągam z policzka Coltona plamkę po zielonym sosie. Chłopak wzdryga się na mój ruch lekko. Jestem zdumiona jego zachowaniem. Niepewnie patrzy przed siebie, po czym posyła mi ciepły uśmiech i chwyta moje kolano.
-Oh, nie! Kocham pana...- mówi bardzo cicho, ale słyszalnie Holden, który siedzi obok Len. Podnoszę wzrok na trzy wchodzące kucharki z tacami wypełnionymi po brzegi deserami.
-Galaretki ciężko uzyskać, bo są wynikiem chemicznych obróbek, a do tego potrzeba składników rzadkich, ale udaje nam się w małych ilościach je wytworzyć. Przed wami mój ulubiony deser... Życzę wszystkim smacznego.- Przed moją twarzą zostaje postawiony talerz z różową galaretką przykrytą owocami i czymś białym. Ładnie pachnie, ale nie mogę rozpoznać co to.
-Bita śmietana.- mówi cicho Cole i ruchem jednego palca brudzi mój nos. Uśmiecham się i ściągam puszysty krem.
-Pycha!- mówię podekscytowana po skosztowaniu.
-Skoro doszliśmy już do deseru...- zaczyna pewny siebie Dupree, klaszcząc w starcze ręce.- ... muszę poruszyć temat waszej... pracy.- wszyscy patrzymy po sobie badawczo. Żadne z nas nie jest zirytowane, ani specjalnie niechętne, by pomóc Edwinowi. Czekamy na to, co ten ma nam do powiedzenia.- Jak widzicie i wiecie Cytadela to wytwór nowoczesności. Jesteśmy szczątkiem przeszłości. W moim domu pracuje ponad 4000 tysiące ludzi. Naukowcy, którzy badają różne choroby i tworzą leki w porozumieniu z medykami, odpowiedzialnymi za zioła i składniki, jak i lekarzami, odpowiedzialnymi za sam, praktyczny proces opieki nad zdrowiem. Budowlańcy, którzy fizycznie pracują nad rozszerzaniem Podziemia, jak i jego ulepszaniem i Elektrycy, którzy wypowiadają się w kwestii prądu. To właśnie oni czuwają nad generatorami, które pozwalają oświetlić całe to miejsce. Mamy aż 4 ukryte w podziemiach tego miejsca. Hydraulicy, którzy też znajdują się w grupie moich fizycznie pracujących przyjaciół, nawadniają całe miasto. Są też kucharki, sprzątaczki, straże, ogrodnicy, mechanicy i osoby odpowiedzialne za zwierzęta. Po za nimi szereg doradców i osób do rozmowy. Oni wszyscy to nadzwyczajnie ważna grupa, bez której to miejsce byłoby smutną norą. Ponad nimi jednak cenie sobie jeszcze jedną, małą społeczność, do której zaliczę was. Jako, że Mavis i Maisha są córkami osoby odpowiedzialnej za wynalezienie jedynej, skutecznej broni w walce z Obcymi, na daną chwile, z czego jedna jest wybitnym naukowcem, a druga jak sądzę po stanie fizycznym, świetnie walczy, dołączycie do CrewK. Pannę Molloy przypiszę do grupy naukowców wyższego szczebla, by w spokoju mogła pracować nad poprawą receptury, jak i wytwarzaniem samego leku. To on będzie kluczowy w walce z najeźdźcą.
CZYTASZ
SERUM
Science FictionTRYLOGIA. Osiągnęliśmy szczyt. Ona wynalazła lek na wszystko. Serum miało mutować nasze komórki i udoskonalać je. Mieliśmy zyskać kontrole nad całym potencjałem naszego mózgu. Mieliśmy być niepokonani. Natura nie mogła pozwolić, by jeden gatunek tak...