Stajemy przed lustrem. Korytarz jest dalej złoto-pomarańczowy. Podłoga wyścielona czerwonym, miękkim dywanem. Na ścianach wiszą obrazy, rośliny, lustra i lampy. Wszystko jest takie piękne, oficjalne, wykwintne i zadbane. Przyglądam się sobie w lustrze. To dość dziwne robić to rzadko. Nie widzieć się tyle czasu, a gdy w końcu masz się przed sobą, dostrzegasz wszystkie zmiany, najmniejsze szczegóły. Jestem drobniejsza, wyższa, moje włosy są dłuższe. Czas to zmienić. Mam bardzo bladą twarz i jasnoróżowe usta. Za mało witamin. To też zmienimy.
-Co to Orlica i Gniazdo?- pytam uśmiechając się do ciągle pogodnej Meg. To niska, starsza pani o białych, jak mleko włosach, lekko pofalowanych. Ubrana jest w zwiewną, niebieską sukienkę i jakieś stare brązowe kapcie. Jej skarpetki są śmiesznie podciągnięte aż po kolana. Wszyscy tu są tak niemożliwie szczęśliwi, że aż mi się udziela ich nastrój.
-Orlica to wieża, w której się właśnie znajdujemy. Gniazdo to twój pokój i najwyższy punkt Orlicy.
-Będę musiała wspinać się na sam szczyt wieży?- pochmurnieje. Chciałam przytyć. Wyglądać nieco bardziej kobieco. Nabrać kształtów. Z codziennymi wspinaczkami na najwyżej piętro wieży, którą widziałam z zewnątrz, raczej mi się to nie uda.
-A skąd Panienko!- rzuca Meg.- Cytadela jest zasilana prądem. Mamy własne laboratoria, generatory, broń, która mogłaby zniszczyć całe Podziemie...- wymienia kobieta, a ja marszczę brwi. Prąd widzę, że jest. Czy to miejsce jest aż tak nowoczesne? Ile tu musi być ludzi, pracy, inteligencji samej w sobie? Chce skakać szczęśliwa. Mój los w końcu się odmienił. Już nie martwię się, że jutro umrę. To zagrożenie znikło.
-Naprawdę?- pytam retorycznie, dalej stojąc obok Meg, która przygląda się lustru. Jest idealnie umyte. Ani jednej plamki, smugi. Nic. Czyste odbicie nas.
-Na co czekamy?- pytam po chwili milczenia. Gosposia spogląda na mnie, jakby zapomniała, że tu jestem. Uśmiecham się do niej niepewnie. Ma takie ''ściny''. Już kilka razy w drodze tu się jej to zdarzyło.
-Na windę!- tłumaczy błyskawicznie, a ja zaciekawiona jej słowami przyglądam się dalej lustru. Czy Dupree dał mi jakąś wariatkę?
-Ale to lustro..- mówię cicho, nie chcąc urazić staruszki.
-Też, też..- rzuca kobieta dalej pewna swego. Nie wiem, co powiedzieć, ani co zrobić. Nie chce mi się tyle stać, ale nie wiem gdzie iść. Co ta pani robi? Co ja powinnam zrobić?
-Ojojoj!- rzuca w końcu, a ja spinam się jak przestraszony kot. Patrzę na nią dość mocno przerażona. Może jest obłąkana?- Ja się dziwie, czemu tak długo! Nie wcisnęłam proszałki.
CZYTASZ
SERUM
Science FictionTRYLOGIA. Osiągnęliśmy szczyt. Ona wynalazła lek na wszystko. Serum miało mutować nasze komórki i udoskonalać je. Mieliśmy zyskać kontrole nad całym potencjałem naszego mózgu. Mieliśmy być niepokonani. Natura nie mogła pozwolić, by jeden gatunek tak...