-Wszystko w porządku?- patrzę w górę i dostrzegam jego troskliwy wyraz twarzy. Leżę na jego udach. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Wysoko nad jego jasnymi kosmykami dostrzegam jasne światła lamp. Dziś wydają się nie razić tak bardzo. Czuje na czole jego dłoń, która delikatnie masuje moją skórę. Nie chce, żeby przestawał, ani nie chce, żeby to się skończyło, ale to wszystko jest złe. Podnoszę się z bólem rozsadzającym moje skronie. Nic nie jadłam od bliżej nieokreślonego czasu. Nie mamy już czego jeść. Zaraz mi przejdzie, ale muszę to rozchodzić. Wszystko jest takie samo. Wszystko mi już jedno.
-Gdzie Kaya?- pytam nie patrząc mu w oczy. Zostaliśmy sami.
-Gdzieś obok.- czuje, jak się zbliża. Słyszę ten szmer. Dotyka mojego obolałego ramienia. Wydaje mi się bliższy niż ktokolwiek inny, a to wielkie nieporozumienie.
-Nick.- karcę go. To nie jest miejsce na to wszystko. Tylko jeżeli nie tu, to gdzie? To kiedy?
-Chce ci pomóc.- milczę. Nie umiem sobie już przypomnieć twarzy Lenvie, Holdena, Coltona. Jak wyglądała moja siostra? Jak wyglądała moja ciotka? To miejsce źle działa na moje zmysły. To tylko szeregi ścian.
-Nickolas...- Próbuje rozpocząć rozmowę. Delikatnie go odsunąć. Korytarz obiega donośny, męski krzyk, który przerywa moją intencje i paraliżuje ciało. Jest bardzo głośny, co znaczy, że jego źródło nie znajduje się daleko. Zrywam się do pionu, aż zaczyna mi wirować w głowie. Nerwowo stąpam z nogi na nogę, nie ruszając w żadnym konkretnym kierunku. Obydwoje nasłuchujemy.
-Szybko!- z pobliskiego rozwidlenia wybiega Kaya, która bez słowa mija nas obydwoje i rusza w nieznane. Nie protestując podążam za nią. Odczuwam dziwną ekscytacje, nerwowość. Czuje głębokie emocje, które mają cząstki czegoś pozytywnego. To działa leczniczo.
-Czy to?- pytam sapiąc.
-Na pewno oni.- odpowiada mi i gwałtownie skręca. Wydaje się tropić ich. Wyczuwać ich zapachy. Głosy są zwodnicze. Niosą się wszystkimi korytarzami.
-Lenvie uciekaj!- to już nie krzyk, nie szum, nie hałas. To głos. Specyficznie głos Holdena. Wszystko znika- każda myśl, obawa, wspomnienie. Czuje się jak w transie, jak w amoku. Mam tylko jeden życiowy cel. Znaleźć Holdena. Czuje się jak one. Jak te bestie. Labirynt zdaje się spełnił swoje zadanie.
-Holden!?- krzyczę w ciemną nicość. Mijam kolejne zakręty, rozwidlenia. Ocieram się o zimne, wilgotne ściany, porośnięte jakimiś roślinami naściennymi. Mijam nawet Kaye, która nie próbuje odzyskać pozycji liderki. Jestem niesiona czymś nieznanym.
Nagle korytarz zaczyna się rozchylać, a ja bez zastanowienia wbiegam na sam środek gigantycznego pola. Rozglądam się nerwowo po otoczeniu, które zawiera mnóstwo różnych wydrążeń w podłożu.
-Mavis uważaj!- krzyk Nickolasa wydaje się trwać godziny. Czas jakby spowalnia. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Słyszę tylko trzask, czuje okropnie kłujący ból. Potem nie czuje już niczego. Upadam i uderzam głową z impetem o zimne, twarde podłoże. Patrzę na swoją zdeformowaną nogę i niknące pode mną słupy, które ją zgniotły. Krzyczę bez kontroli, bez świadomości.
-Uważajcie! Czarne płytki aktywują to cholerstwo!- oglądam się za siebie, a akcja niespodziewanie przyspiesza. W jednym z pobliskich korytarzy dostrzegam, jak duchy, Holdena, Lenvie i..
-Greg!- moje oczy uśmiechają się, choć wszystko mnie piekielnie boli. Czuje, jak ktoś chwyta mnie pod pachy i gwałtownie podnosi w górę. Czuje rozrywający ból w prawej nodze. To wszystko się na siebie nachalnie nakłada i tworzy niewyraźną sieć emocji.
-Ja ją poniosę.- nie mogę od nich oderwać oczu. Są złudzeniem, czy to prawda!? Czy wreszcie ich znalazłam?
-Greg!- krzyczę, a mój ochrypły głos niesie się echem po całym polu.
-Szybko musimy się zwijać.- szept Nickolasa to ostrzeżenie, albowiem gdzieś w głębi labiryntu rozbrzmiewa głośne wycie. Mijamy czarne płytki, które mogłyby nas połamać na kawałki i powoli dostajemy się do bezpiecznego korytarza.
-Mavis!- zapłakany głoś Lenvie finalnie rozwiewa moje wątpliwości odnośnie fizyczności moich przyjaciół. Obydwie wpadamy sobie w ramiona i zastygamy w mocnym ścisku.
-Mav, twoja noga!- ktoś za mną wydaje się zmartwiony okrzyk. Nie umiem rozpoznać kto.
-Lenie! Tak bardzo za wami tęskniłam! Myślałam... myślałam, że was już nie ma!- mówię ledwo stojąc. Po moim policzku zaczyna płynąć pierwsza słona łza. Wszystko później pęka i wylewa się ze mnie, jak z rozbitego naczynia. Adrenalina, emocje. Nie umiem już nad sobą zapanować.
-Myślałam, że was nigdy więcej nie zobaczę.- szlocham nie chcąc puścić przyjaciółki. Zupełnie tak, jakby to miało spowodować jej ponowną utratę.
-Mavis.- jego ciepły głos i troskliwy dotyk na moich plecach odrywa mnie od ciemnowłosej przyjaciółki. Wpadam na niego, oplatam swoimi chudymi ramionami i tak pozostaje.
-Holden.- wzdycham głęboko. Ktoś trzyma mnie w pasie. Pomaga ustać.
-Uważaj Mav!- karcący głos Lenvie wybudza mnie z zaaferowania. Dopiero teraz dostrzegam rękę Holdena. Luźno wisząca kończyna, która wydaje się być złamana. Ona jest złamana. Tak, jak moja noga. Obydwoje padliśmy ofiarą pola.
-Też na to wpadłeś.
-Niestety.- mocno krwawimy, ale żadne z nas nie narzeka. Nie czuje ani bólu, ani słabości. Czuje, jakbym mogła przebiec maraton. Wiem, że to niemożliwe. Adrenalina tworzy zwodniczą maskę, przez którą czuje się niezniszczalna. Holden jednak wydaje się tracić siły z każdą chwilą. Jest blady, ledwo stoi. Po jego czole płyną słone łzy ciała- pot.
-Trzeba was szybko opatrzyć.- jego władczy, ojcowski ton sprawia, że nie mogę się nie uśmiechnąć.- Choć do mnie kruszyno. Jak ty wyglądasz.- to mówiąc Greg odbiera mnie z objęć Holdena, i bierze na ręce. Wtulam się w jego ciepły tors i nagle odczuwam dziwną senność.
-Trzeba szybko pozbyć się tej krwi. Inaczej nas znajdą.- głos Kayi to marzące się w przestrzeni dźwięki. Walczę z opadającymi powiekami, ale te wydają się być znacznie silniejsze. Nie wiedziałam, że jestem taka słaba. Adrenalina opada. Głosy się wyciszają. Dopiero teraz ujawnia się moja prawdziwa kondycja.
-Gdzie reszta?- nie umiem określić, kto zadał to pytanie. Powoli zaczynam odpływać. To wszystko dzieje się tak cholernie szybko.
-Nie znaleźliśmy nikogo oprócz was. Co z wami? Widzieliście kogoś? Adler? Alex?
-Alex....
-Co z nim?- emocje opadają, ale tylko w moim środku. Znów ogarnia mnie dziwne uczcie smutku i towarzyszy mi ono do ostatniego promyka świadomości, który ogarnia mój umysł.
-Alex nie żyje.- ostatecznie przegrywam walkę z sennością. Zamykam oczy i pogrążam się w błogim śnie, ciesząc szczątkowym poczuciem ulgi i smucąc świadomością, że część z nas nie dożyła tego momentu zjednoczenia. Uwalniam się od szarej rzeczywistości. Znikam w najbardziej dogodnym momencie. Tracę przytomność.
CZYTASZ
SERUM
Science FictionTRYLOGIA. Osiągnęliśmy szczyt. Ona wynalazła lek na wszystko. Serum miało mutować nasze komórki i udoskonalać je. Mieliśmy zyskać kontrole nad całym potencjałem naszego mózgu. Mieliśmy być niepokonani. Natura nie mogła pozwolić, by jeden gatunek tak...