Colton. Noc.
-Daleko jeszcze do tej twojej osady? Miało byćkilkanaście minut.- pytam zniecierpliwiony. Miało być chwilę, amaszerujemy już kilka dobrych godzin. Bagna jednak wydają się bardziejprzejrzyste. Wszędzie jest więcej roślin. Drzewa mają gdzieniegdzie liście.Chwile temu widziałem nawet zająca. Podłoże zmienia się z mulistego na ziemiste.W tym się tak nie zatapiamy. Powoli ziemia z łysej, przeistacza się w przykrytądywanem z trawy. To dobry znak. Wychodzimy z bagien. Choć końca nie widać,czuje się spokojniejszy. Dziewczyna naprawdę nie kłamała. Gdziekolwiek mieszka...miejsce to znajduje się na samym skraju tego piekła. Niebo zalało się ciemnymgranatem już kilka dobrych godzin temu. Nie wiem jak daleko do ranka. Jestemzmęczony marszem. Głodny. Spragniony. Większość zapasów miała Anya. Częśćspłonęła. My? Zostaliśmy z niczym. Odczuwam chód. Zdaje się, że lato dobiegakońca, a może brakuje nam naszych kurtek, które spłonęły doszczętnie? Len trzęsie się jak szalona, a Holden obejmuje ją i stara się rozgrzać.
-Już niedaleko. Troszkę zabłądziłam...- ton Ingrid się zmienił. Nie jest jużprzestraszona i niepewna. Niepokoi mnie to, bo dziewczyna wydawała się bardzoroztrzęsiona i dość nieśmiała. Teraz? Jest jak maszyna, która wykonuje swojezadanie. Obserwuje ją bacznie, ale ta nie robi nic nienaturalnego. Jestczłowiekiem, a ja mam paranoje.
-Robimy postój. Rozpalę ognisko.- słyszę za sobą głos Holdena. Oglądam się idostrzegam dygoczącą Len. Brak tłuszczu w jej ciele daje się we znaki. Nie maczym się ogrzać. Nie ma czego spalać, żeby utworzyć potrzebną ciału energie.Jest autem na rezerwie paliwa. Podkrążone oczy. Rozczochrane włosy i te wystające wszędzie kości. Holden równieżmocno zbiedniał, ale dalej trzyma się stosunkowo dobrze. Chłopak wydał rozkazi nie przyjmuje nawet do wiadomości, że ja lub Ingrid możemy się mu sprzeciwić.Chwyta kilka wysuszonych gałęzi i układa je jedna na drugiej. Jakieśkamienie zaczynają służyć mu jako rozpałka. Zaczyna je o siebie pocierać próbując uzyskać iskry, którezapoczątkują ogień. Oglądam się na Ingrid, która jak w transie idzie dalejprzed siebie. Nie usłyszała?
-Ingrid?- nawołuje dziewczynę głośniejszym tonem, lecz ta mnie ignoruje.-Ingrid!- krzyczę głośniej i zdumiony wpatruje się w plecy brunetki. Ona... jakbylekko podskakuje i powolutku odwraca się w moją stronę. Jej ruchy są mechaniczne.Zachowuje się jak ktoś opętany. Jak główna bohaterka horroru. Aż robi mi sięzimniej.- Robimy postój.- to mówiąc odwracam ją słowami do siebie.Patrzę na jej bladą twarz i oczy, które emanują ciemnością. Ona nie patrzy namnie. Patrzy za mnie. Jest... dziwnie wstrząśnięta? Jej ciało spina się, a oczypowiększają. Po chwili uważnej obserwacji wiem. Jest przerażona. Tylko co jątak przeraża?
-Udało się.- głos Holdena szumi mi gdzieś za uszami, ale specjalnie nieinteresuje. Słyszę jak mały płomień zaczyna pstrykać i rosnąć. Ingrid rusza wnaszą stronę, a ciężkość jej kroku jest tak wyczuwalna, że aż biorę głębokioddech. Mimika jej twarzy nie zdradza absolutnie niczego, ale jedno wiem napewno. Dziewczyna nie jest już wcale spłoszona, a co więcej... jest w staniekogoś skrzywdzić. Wymija mnie i pozostawia za sobą w całkowitym osłupieniu.Zimno jej ciała mogę wyczuć bez kontaktu fizycznego. Oglądam się. Len kuca nadmalutkim ogniskiem, które stworzył specjalnie dla niej Holden. Jej mina wyrażaulgę. Nie widzi, albo nie zwraca uwagi, na zbliżającą się do niej Ingrid. Niewiem co się dzieje, ale wyczuwam, że nic dobrego. Holden również nie patrzy nabrunetkę. Całą swoją uwagę skupia na ukochanej. Podnosi wzrok w ostatnimmomencie i wcale nie jest zaskoczony tym, że czarnowłosa zbliżyła się do nich takszybko. Pewnie poszła się ogrzać... Wpadam w paranoje! Dziewczyna kuca obok Len iwydaje się, że wszystko jest w porządku. Moje spojrzenie spotyka się ze wzorkiemHoldena. Ja jestem zestresowany i lekko zaskoczony. Oczekiwałem czegoś innego.Blondyn zaś jest szczęśliwy, że potrafił zadbać o ''swoją grupę'' i dziewczynę.Nagle całe otoczenie, które na chwile rozświetlił blask ognia ogarnia zupełnaciemność. Moje ciało samoczynnie drga. Obiegam otoczenie czujnym wzrokiem ispinam się niepewny. Niczym błyskawica moja ręka szybuje w stronę pistoletu.Przypominam sobie w tej chwili, że ten nie ma naboi. Dochodzi do mnie, że moja nerwowa reakcja była zbędna. Dlaczego? Ognisko zgasiła sama Ingrid.Bez większych emocji i żalów dziewczyna wstaje pozostawiając Len w całkowitymosłupieniu. Ponownie mnie mija, a ja bez słowa, zupełnie jak reszta, pozwalamjej odejść. Wiodę za nią wzrokiem, aż ta częściowo nie znika wzaroślach. Patrzę na całkowicie zszokowaną Len. Dlaczego zgasiła to ognisko?
CZYTASZ
SERUM
Science-FictionTRYLOGIA. Osiągnęliśmy szczyt. Ona wynalazła lek na wszystko. Serum miało mutować nasze komórki i udoskonalać je. Mieliśmy zyskać kontrole nad całym potencjałem naszego mózgu. Mieliśmy być niepokonani. Natura nie mogła pozwolić, by jeden gatunek tak...