Dzień mija, a my dalej idziemy i idziemy. Czerwonym ścianom, skalnych wzniesień, nie ma końca. Otoczenie jest takie samo, niezmiennie. Nie ma tu praktycznie w ogóle roślin. No chyba, że wliczamy jakieś pojedyncze źdźbła trawy. Zwierząt również brak. Jestem głodna. Chcę mi się pić... Batoniki, które znaleźliśmy w autach nie były za świeże, ani za pożywne. Lepsze to niż nic . Resztki naszego prowiantu zjada Len. To pozwala jej się uwolnić od męczącego kaszlu. Przepycha wszystko. Nie mamy już w ogóle nic. Bez jedzenia wytrzymam do czasu kolejnego polowania, lub postoju w mieście. Bez wody... może być gorzej. Wydaje się, że jesteśmy w labiryncie. Mijamy, po raz kolejny, tę samą ścianę, ten sam zakręt. Ben jednak twierdzi, że doskonale wie, jak stąd wyjść. To miejsce to świetna pułapka. Trudno się stąd wydostać. Ciekawe, co czai się w pobocznych ścieżkach przesmyku... Patrzę w górę i sapie ciężko. Słońce dawno nas wyprzedziło, ale jeszcze nie mogę powiedzieć, że to zachód. Jego żar zmalał, ale nieznacznie. Oprócz głosu rozgadanej Aspen, wszędzie panuje cisza. Dziewczyna zadaje mnóstwo pytań (retorycznych), opowiada historie, które według niej są ciekawe i warte opowiedzenia. Wkurza mnie, jak zawsze, ale nie odzywam się ani słowem. W miejscu takim, jak to, cisza tylko potęguje nastrój grozy i strach. Jesteśmy blisko końca. Ben specjalnie wybrał kilka znanych mu skrótów, by wyjść z tego przesmyku przed zachodem słońca. PO zachodzie... może być już o wiele trudniej. Kwestia skąd on zna wszystkie przejścia, słabe punkty naszych przeciwników, drogi i pułapki, to temat na inny dzień. Potrafi określić kto czego się boi, potrafi być ciągle liderem, choć niektórzy kwestionują jego decyzje. Robią to coraz częściej, a on dalej trzyma się swojego tronu, jakby był z nim sklejony. Jest starszy, bardziej doświadczony, faktycznie. To i tak nie zmienia tego, że jego wiedza wychodzi mocno poza granice normy. Skąd wiedział, że mut niedźwiedzia w Hesperus będzie bał się wody? Gdzie ciągle widzi ślady Maishy? Skąd tak dobrze zna ten przesmyk? To wszystko mnie zastanawia. Nie mam na to żadnego, logicznego wyjaśnienia. Spotkał się z czymś takim w przeszłości? Kiedy? Jest z nami od początku końca świata. Gdzie zdobył taką wiedzę? Połknął mapę z encyklopedią? Czy powinnam się nad tym zastanawiać? To w końcu Ben. Ufam mu. Jak wie... to dobrze, że wie. Lepiej dla mnie.
-Ciekawa jestem, co to były za statki..- naglę rzuca Aspen. Odwracam głowę w stronę blondynki, ale ta nie patrzy na mnie. Nie patrzy na nikogo. Obraca czerwony kamyk w rękach.- ... no bo dawno nie było widać ich na niebie. Żadnych zwiadowców, ani nic. Jakby sobie odlecieli. Tak już było pamiętacie?- Cisza.- ... A tu nagle BUM! Dają pełną parą. Nic, nic i w końcu takie kolosy! I to dwa. Dziwne. Myślicie, że gdzie lecą? Po co?
-Nie wiem, Aspen i mnie to nie interesuje...- mówi po chwili znudzony Holden. Dziewczyna podnosi głowę i patrzy w stronę blondyna z oburzeniem. Ten całą drogę niesie półprzytomną Len. Podziwiam, że mu jeszcze ręce nie wysiadły. Brunetka waży więcej, niż wygląda.
-A powinno. Mogą właśnie teraz przeprowadzać inwazje, a my o tym nawet nie wiemy, bo szukamy jej siostry.- Teraz to ja jestem oburzona. Musi jak zawsze na kogoś zrzucić winę?
-Lepiej tak.- mówi cicho Colton.- Wolisz brać udział w inwazji kosmitów, czy szukać siostry Mavis?- Świetne pytanie. Posyłam szczery uśmiech w stronę chłopaka. Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem, a w tej chwili jesteśmy obydwoje przeciwko Aspen.
-Wolałabym brać udział w inwazji kosmitów.- syczy po chwili blondynka.
CZYTASZ
SERUM
Science FictionTRYLOGIA. Osiągnęliśmy szczyt. Ona wynalazła lek na wszystko. Serum miało mutować nasze komórki i udoskonalać je. Mieliśmy zyskać kontrole nad całym potencjałem naszego mózgu. Mieliśmy być niepokonani. Natura nie mogła pozwolić, by jeden gatunek tak...