Minęły dwie doby, choć ja czuje, że spędziliśmy tutaj całą wieczność. Wojna już dawno się odbyła, bez naszej wiedzy. Wszystkie wydarzenia przeszłości wydają się być zamazanym snem. Zegarki są oszustwem, jak każda rzecz spotkana w tym piekielnym labiryncie. Idziemy w mroku tych samych, niezmiennie szarych ścian. Towarzyszy nam cisza, przerywana co jakiś czas kaszlem Rose. Korytarz się rozszerza, a ściany nie są już tak szare. Wytężam wszystkie swoje zmysły. Dokładnie rozglądam się po białych ścianach morderczego pola, w które obręcz właśnie weszliśmy. Wyciągam broń i podobnie, jak reszta, mierze w pustkę oczekując najgorszego.
-Nieaktywne.- kwituje Kaya zbliżając się do centrum przestrzeni i wielkiej kałuży krwi.
-Jeff...- kwituje Nickolas patrząc na zawieszone wysoko zwłoki naszego kompana. Zasłaniam się dłonią, rażona ostrym światłem lamp. Serce mi się zaciska, gdy rozpoznaje rosłego chłopaka, teraz wyciśniętego z wszelkiego wigoru. Bez zastanowienia Kaya strzela w stronę ciała, które po sekundzie spada i uderza z impetem o twarde podłoże. Trzask kości, chlupot bryzgającej krwi i sam widok martwego przyjaciela są dla mnie wstrząsające.
-Jest świeże. Musieli tędy przechodzić chwile temu. -podsumowuje ciemnowłosa rosjanka, odchylając się od zwłok. Wyciąga ze swojego plecaka białą chustę, której użyłaby w przypadku złamania i nakłada materiał na siną twarz Jeffa. Wydaje mi się, że coś szepcze w stronę zmarłego. Jego twarz, gdy zakryta, sprawia wrażenie wreszcie spokojnej. -Jak się pośpieszymy to ich złapiemy.- mówi wstając. Patrzy na nas pustym wzrokiem. Od tamtego dnia mam wrażenie, że część niej umarła w tym dymie, razem z Alexem.
-Tylko którędy?- pyta Nick rozglądając się po trzech identycznych odnogach labiryntu. Znów rozlega się dźwięk dławiącego kaszlu Rose. Mimo, że odgłos ten towarzyszy nam już spory okres czasu, wszyscy podskakujemy przerażeni.
-Zwabi je.- mówię cicho, jakby sama do siebie. Nie chce by słyszała moje słowa, by czuła się ciężarem, jednak nie umiem tego zatrzymać w sobie.
-Nie tylko ona. Ciało jest świeże. Ma może dwie godziny. Za chwile te wszystkie kreatury się tutaj zbiegną na wielkie ucztowanie. Dziwne, że jeszcze tego nie zrobiły. Jej kaszel je tylko nawiguje.- Kaya wzdycha ciężko. Patrzy w mrok korytarzy. Nie ma już osoby, która by nam powiedziała, gdzie należy się udać. Bez niego, nawet własne decyzje brzmią tak niepewnie, że nikt ich nie wypowiada.
-Ruszajmy. Obojętnie gdzie, byle jak najdalej.- podsumowuje Nickolas. Pochodzi do kaszlącej Rose, która wygląda coraz słabiej i gorzej. Odwracam się wraz z Kayą w stronę pierwszego tunelu. Jakie są szansę, że ich dogonimy, zanim wszyscy umrą, jak Jeff, jak Alex? Jakie są szanse, że ich w ogóle znajdziemy? -Rose?- odwracam się na dźwięk zaniepokojonego głosu Nickolasa. Pierwsze, co rzuca się mi w oczy to właśnie Forbes, umazana własną krwią, której chwile temu na sobie nie miała. Dziewczyna osuwa się i finalnie upada. Krew i ten kaszel, bolesny kaszel. Zaczynam powoli rozumieć, przypominać sobie. Mija mnie Kaya. Przerażona i osłabiona doskakuje przyjaciółki i klepie ciemnoskórą po plecach.
-Ona kaszle krwią.- w oczach chłopaka widać strach, zaniepokojenie, bezsilność i niewiedzę.
-Widzę Nickolas!- dziewczyna syczy wrogo w odpowiedzi.- Rosie co się dzieje? Powiedz mi, co cie boli.
-Wszystko.- odpowiadam na pytanie Kayi. Jej mroczne oczy unoszą się w górę i spotykają z moimi. Dziewczyna patrzy na mnie z lękiem. Po raz pierwszy widzę w niej tę delikatność, strach, bezsilność.- Nie mogłam tego skojarzyć...
-Co jej jest?!- warczy roszczeniowo Kaya, a cała uprzednia bezsilność pryska.
-Te zacięcia na jej rękach są powodem kaszlu.- tłumaczę.- Myślałam, że to blizny, przecież teraz wielu z nas takie ma. Niestety, to bimak. Bez antidotum nie przeżyje, zwłaszcza że jest już w fazie paraliżu.- tłumaczę przypominając sobie stan Lenvie.
CZYTASZ
SERUM
Science FictionTRYLOGIA. Osiągnęliśmy szczyt. Ona wynalazła lek na wszystko. Serum miało mutować nasze komórki i udoskonalać je. Mieliśmy zyskać kontrole nad całym potencjałem naszego mózgu. Mieliśmy być niepokonani. Natura nie mogła pozwolić, by jeden gatunek tak...