Nareszcie. Droga trwała wieczność i sekundę równocześnie. Błądzić w nicości jest procesem porównywalnym z przejściem jednej ulicy. Nie zwracasz uwagi na czas, jaki upłynął. Wydaje się, że nie upłynęło go dużo, a straciłeś więcej niż przypuszczasz. Bajkowa kraina mgieł ustępuje. Dostrzegam zarysy czegoś nowego, innego. Wszystko oblewa migotliwy granit. Mgły rzedną, a ja wreszcie widzę zielono, fioletowe wzgórze, na którym osadzone jest kilka białych lepianek. To jakieś domki. Nie wiem z czego są wykonane. Mają kształty świderków, bądź stożków, kul, kwadratów, niesymetrycznych figur. Nie ma tu słońca, latarni, owadów, czy ptaków. Otoczenie milczy ubogie w szczegóły. Widzę tylko błyszczące, neonowe kwiaty, które przyglądają mi się z pomiędzy traw. To miejsce, jak żadne inne. Promienieje własnym blaskiem. Pachnie wilgocią i mrokiem. Czymś, co cie wsysa do swojego bezkresnego wnętrza.
Logan idzie w ciszy przede mną. Nasze ciała wychodzą z mgły, która staje się ścianą bieli, granicą, między tym co tu, a co tam. Nie widzę już niczego, co było za nami, tak jakbym weszła do szklanej kuli, której szyby zaparowały. Dopiero teraz zaczynam słyszeć cichy szum. Dostrzegam, że to miejsce spowite jest prawie niewidzialnymi mackami, łunami płynu, który nie jest wodą, lecz na wodę wygląda. Przechodzimy może metr od najbliższej wstęgi cieczy, która lewituje przed moimi oczami. W jej wnętrzu dostrzegam drobinki, które błyszczą jak pasy gwiazd, jak brokat.-Co to jest?- pytam dotykając płynu, który rozprasza się i ucieka przed moimi palcami. Brokat zaczyna przypominać kulę. Każda inna od siebie.
-Okno.
-Okno?- pytam odwracając się do chłopaka, który przygląda mi się z delikatnością i czułością. Jego czarne włosy są dłuższe niż zapamiętałam. Zaczęły się lokować. Jedno pasemko świdruje mu nad oczami dodając kruchości mrocznej aparycji Logana.
-We wnętrzu znajdują się wszystkie istniejące planety wszechświata. Płyną przez te małą krainę, w której się zebraliśmy, byśmy mogli je obserwować. To łącznik z rzeczywistością. Przypominają nam, że to miejsce nie jest naszym domem. Przynajmniej nie stałym.
-Ziemia? Mogę stąd zobaczyć, co dzieje się na ziemi?- pytam podekscytowana. Delikatność i czułość w oczach chłopaka ustępują smutkowi.
-O ile ją znajdziesz. Jestem tutaj już bardzo długo i nie udało mi się jeszcze nigdy znaleźć naszej planety. Kami mówiła, że być może jest zbyt mała, by ją odnaleźć, a Basanti, że już dawno przeminęła na pasie życia.
-Ziemia przecież dalej istnieje!- protestuje.
-Oby.- odpowiada sucho chłopak. Serce zaczyna mi bić szybciej. Co jeżeli podczas okresu, w którym byłam nieprzytomna, oni zniszczyli moją planetę? Co jeżeli faktycznie wszystko, co znałam, umarło?
-Bishak codziennie obserwuje koniec pasma. Nie wiem, czy byłby na tyle uprzejmy, żeby szukać tam ziemi, ale jest na tyle podły, by powiedzieć, że właśnie straciłem dom. Nie powiedział tego jeszcze nigdy.- Bishak, Kami, Basanti. Kim są ci ludzie?
-Logan!?- odpowiedzi nie muszę wyczekiwać długo. Z jednego z zabudowań wybiega na spotkanie chłopakowi niska dziewczyna, o kasztanowych włosach, wiszących jej do linii ramion. Jest w naszym wieku, może trochę młodsza. Ma piękną, nieskazitelną cerę. Bardzo dziewczęca uroda, duże oczy, pełne usta i słodki uśmiech, który normalnie pewnie zjednuje sobie sympatię, nie wywołują u mnie zaufania. Widzę, jak unosi się jej klatka piersiowa i słyszę, jak szybko bije jej serce. Jej ciało pulsuje krwią. Jest zestresowana, albo na czymś mocno skupiona. Słyszę, jak na moje prawo coś przetarło pazurem przez ścianę. W oknie dostrzegam parę żółtych oczu, które mnie przerażają. Słyszę ciężkie kroki i tarcie. Wnętrze interesującej mnie chatki wypełnia mrok.
CZYTASZ
SERUM
Science FictionTRYLOGIA. Osiągnęliśmy szczyt. Ona wynalazła lek na wszystko. Serum miało mutować nasze komórki i udoskonalać je. Mieliśmy zyskać kontrole nad całym potencjałem naszego mózgu. Mieliśmy być niepokonani. Natura nie mogła pozwolić, by jeden gatunek tak...