Znowu musimy się zatrzymać. Zrobić postój. Rozłożyliśmy swoje rupiecie obok jednego z pojazdów. Podczas dnia było upalnie, teraz jest zupełnie odwrotnie. Siedzę na zimnym kamieniu oddalona niewiele metrów od reszty. Przede mną maluje się przesmyk, którym kilka godzin temu uciekła ta dziewczyna. Vess? Jest mi zimno. Kurtka tylko trochę ogrzewa moje ciało. Nie możemy rozpalić ogniska. Nie ma tu drzew. Nie ma drewna. Nie ma ognia. Kilka starych, podartych materiałów znalezionych wcześniej w autach robią nam za koce. Ktoś zasugerował, że możemy użyć ich jako podpałki, ale za szybko by zgasły, a wtedy nie mielibyśmy już całkowicie nic. Oddycham głęboko, a z moich ust wyfruwa szarawy dymek. Mam wrażenie, że zaraz cała okolica zamarznie. Oczy dawno przyzwyczaiły się do ciemności. Pełnia robi swoje i oświetla w niewielkim stopniu okolice. Nie widać mutów, koczowników, dzikich zwierząt i co najważniejsze- obcych. Odwracam się za siebie i spoglądam na towarzyszy. Aspen i Jack mają warte. Chodzą po pustkowiu bacznie obserwując otoczenie. Nie wiem, po co to robią. Jesteśmy na łysym kawałku pola otoczonym skalnymi wzniesieniami. Nie da się do nas podkraść niepostrzeżenie. Niech jednak będzie, jak każe Ben. Ja jestem zbyt zmęczona, by się kłócić, znowu. Logan został opatrzony przez Coltona, który bardzo NIEDELIKATNIE wyjął kulę z jego ramienia. Na szczęście wbiła się płytko w ciało nieszczęśnika. Teraz siedzi oparty o oponę ciężarówki i rzuca skruszonymi kawałkami ziemi przed siebie. Niedaleko niego kręci się Colton, który majstruje coś przy pistoletach. Rozmawia przy tym z Benem, zapewne o Lenvie. A skoro o niej... Holden nie odstępuje jej na krok. Siedzi nad dziewczyną owiniętą stertą materiałów i głaszcze jej czoło. Ta śpi. Tak słodko i niewinnie wygląda. Jak księżniczka, którą ktoś zaczarował. Nie wie, że leży na kolanach blondyna, że jest przez niego głaskana, że jest przez niego obserwowana. Jakby nie spała, to pewnie by zemdlała. Jej kaszel ustał po chwili, która wydawała się wiecznością. Jest źle. Dziewczyna jest słaba, ma gorączkę i kaszle krwią.. dlaczego wcześniej tego nie zauważyłam? Co to jest i skąd się wzięło? Jakaś choroba? Rana, która źle się zagoiła?
-Mavis.- słyszę wyrywający mnie z zamyślenia głos Bena. Spoglądam na niego z zaciekawieniem. Dalej stoi blisko ciężarówki i rozmawia o czymś z Coltonem. - Pozwól.- powoli wstaję z lodowatego kamienia i ruszam w stronę mężczyzny. Masuje jedną ręką tyłek, który szczypie mnie przez zimno emanujące od kamienia.
-Co jest?- pytam, kiedy znajduję się wystarczająco blisko, by zacząć rozmowę. Mój wzrok spotyka się po chwili z wzrokiem Coltona. Błyskawicznie biorę głęboki wdech. To niezależne ode mnie. Odwracam wzrok i patrzę na twarz mężczyzny.
-Jutro rano wyruszymy tym przesmykiem. Dogadałem się z Coltonem odnośnie śladów. Jednoznacznie stwierdzamy, że twoja siostra tędy przechodziła. Sytuacja ma się tylko tak, że ten przesmyk jest długi. Ma ogromną sieć innych odchodzących od niego korytarzy. Jest tam pełno mutów, bandytów i być może innych grup koczowniczych. Walka tam jest łatwa dla tych, którzy mają przewagę liczebną, a my..- milknie i spogląda to na Logana to na Lenvy.- jej nie mamy. Liczę głównie na ciebie, Aspen i Coltona. Wiesz o czym mowię?
-Chcesz, żebyśmy..
- Będziecie głównymi uszami i oczami. Oczywiście ze mną na czele. Proszę o twoją wzmożoną czujność. Nie chce mówić o tym przy nich jutro, bo wiesz dobrze jak Lenvie znosi takie sytuacje, w których jest bezużyteczna. Spróbuję wyminąć najwięcej zagrożeń, ale cudotwórcą nie jestem.
CZYTASZ
SERUM
Science FictionTRYLOGIA. Osiągnęliśmy szczyt. Ona wynalazła lek na wszystko. Serum miało mutować nasze komórki i udoskonalać je. Mieliśmy zyskać kontrole nad całym potencjałem naszego mózgu. Mieliśmy być niepokonani. Natura nie mogła pozwolić, by jeden gatunek tak...