Sny tutaj są takie słodkie. Wszystko, co mam w głowie jest wolne, czyste i prawdziwe. Dlatego budzę się wypoczęta i oczyszczona. Dopiero tutaj sen staje się formą relaksu, resetu. Otwieram oczy nie pamiętając. Cokolwiek mi się śniło, było kojące. One nie zostają w pamięci na długo. Nie wiem, czy dalej jest noc, czy to już dzień. Tutaj te dwa pojęcia nie funkcjonują. Światła stają się mniej, bądź bardziej intensywne. Słyszę śmiech Kamalasundari i męski głos. To pewnie Kamal. Prześwit rzeczywistości wpada do mojej świadomości i rozbudza mnie. Wyskakuje z łóżka, którym jest kołysząca się paproć, a raczej stos kołyszących się liści w kolorze indygo. Mam na sobie jedynie czarny golf, który wisi mi pod pupę. Reszta mojego munduru leży niezgrabnie splątana w kącie. Spoglądam przez otwór w mojego azylu koloru kości słoniowej i dostrzegam nikogo innego, jak...
-Logan? -Ekscytacja wybrzmiewa w moim głosie, jak radość w oczach noworodka. Nie ubieram nawet butów. Nie są mi tutaj potrzebne. Wypadam na zewnątrz i ruszam w dół, przez migotliwe trawy. Przebiegam przez pas planet, przeskakuje strumień i wpadam w obszar gęściej zarośnięty neonowymi kwiatami. Czy one zawsze były takie piękne? Wkoło czarnowłosego zebrała się już spora gromada. Kami, Kamal, Suravi, nawet Basanti, Kaya oraz... Nie mogę uwierzyć własnym oczom. Fred! Bez zastanowienia biegnę prosto na chłopaka. To uczucie, ta chęć dotknięcia go jest niczym niezmącona. Nigdy nie czułam tak wyraźnie. Chłopak odwraca się do mnie przodem i uśmiecha się zawadiacko. Przez ramię ma przerzucony plecach. Nie mogę odepchnąć tej myśli. Nie mogę pozbyć się tego natrętnego uczucia. Przygryzam wargę i wpadam prosto na jego ciepłe ciało z takim impetem, że prawie go przewracam. Przypominam sobie, że mam na sobie tylko golf, który służył mi za piżamę i odruchowo staram się go opuścić jeszcze niżej, w obawie, że odkryje to, czego nie powinien odkrywać. Nie jestem jednak na tyle tym przejęta, by go puścić. Chłopak ściska mnie jeszcze mocniej, niż ja jego.
-Gdzie byłeś tyle czasu?!- pytam, na co ten wybucha śmiechem. Wydaje mi się, że między moim pytaniem, a jego odpowiedzią słyszałam jęk. Nie chce go puszczać, ale równocześnie coś mi mówi, że powinnam go obejrzeć. Odsuwam się. Jego mrocznie czarne brwi tworzą aurę tajemniczości nad dziecięco błękitnymi oczami. Dotykam jego policzka. Czuje pod opuszkami wydatną kość policzkową i zarost. Nareszcie spuszczam wzrok, by dostrzec rozciętą koszulkę i szerokie, czerwone pasy na klatce piersiowej chłopaka. Dochodzi do mnie, że wygląda, jakby wrócił z wojny.
-Jesteś ranny! -Wzdryga się, gdy moje chłodne dłonie dotykają jego skóry. Podnoszę materiał i dostrzegam trzy pręgi, jakby ktoś wbił mu grabie i przeciągną przez całą długość torsu. Chłopak szybko opuszcza koszulkę w dół i posyła mi karcące spojrzenie. Oblewam się czerwonym rumieńcem. Wydaje się być zmieszany. Dochodzi do mnie, że właśnie zaczęłam go rozbierać. Nie mam tego przywileju, prawda?
-Skąd te rany? -Pyta zdziwiony Kamal. Jego spojrzeniu towarzyszy ciekawe oko Kami. Również Suravi wydaje się być zaniepokojona, a jej nastrój ściąga w pobliże Basanti. Wszyscy ignorują zastygłego w bezruchu Freda. Wszyscy oprócz Kayi, która ściska chłopaka z całej siły. Zbliżam się w ich stronę.
-Freddie.- mówię ciepło, chwytając chłopaka za rękę. Żyje. Mój poprzedni argument, dotyczący tego, że nie każdy zostaje uratowany stał się popiołem. Chyba, że to wszystko jest zaaranżowane, a Fred to klon. Co dziwi mnie najbardziej, jego spodnie również są podarte. Nie ma jednak żadnych większych ran. Coś jest z nim nie tak. Trzęsie się schowany w uścisku Kayi, która nie jest do końca rada z tej sytuacji, ale wydaje się być na tyle zaskoczona zachowaniem informatyka, że nie odpycha go. Obydwie posyłamy sobie znaczące spojrzenia, gdy Fred milczy. Mam wrażenie, że sam coś do siebie szepczę.
-Wydaje mi się, że coś jest nie tak z Pustką. -odpowiada Logan. Uśmiech znika z jego twarzy, ustępując ponuremu cieniowi smutku. Wszyscy wyczekują kontynuacji tego, co ma do powiedzenia. -Poszedłem go szukać. Wspomniałaś o nim, więc stwierdziłem, że trzeba będzie go znaleźć. Łatwo trafić do miejsca, które się już zna. Nowo obudzeni nie znają azylu. Dlatego rzadko do niego trafiają.
CZYTASZ
SERUM
Science FictionTRYLOGIA. Osiągnęliśmy szczyt. Ona wynalazła lek na wszystko. Serum miało mutować nasze komórki i udoskonalać je. Mieliśmy zyskać kontrole nad całym potencjałem naszego mózgu. Mieliśmy być niepokonani. Natura nie mogła pozwolić, by jeden gatunek tak...