Idę korytarzem trzymając się za wydęty brzuch. Zjadłam ogromną ilość tych zapychających bułek, więc nie dziwne że czuje się jak beczka. Ma to też swoje dobre strony. Reszta musiała zostać i posprzątać wylane zioła, okruchy, talerze, a ja? Jak zawsze w takiej chwili nawiałam. Pokoje wydają się takie przytulne. Przechodzę przez pusty salon. Wszędzie pełno drewnianych mebli, zielone sofy, regały na książki, dywany, stoliki i kominek. Rozpalony. Aż żal, że jeszcze nie mogę tu zostać.. że nie mogę tu zostać wiecznie. Wzdycham ciężko i ruszam dalej. Ostatni korytarz. Na jego końcu widnieją lekko zniszczone mahoniowe drzwi. Zbliżam się w ich stronę pewnym krokiem.
-Maivi!- słyszę żeński głos za sobą. Odwracam się błyskawicznie jakby zaraz miało coś wybuchnąć. Przyzwyczajenie.- Zapomniałam..- to Caty. Dziewczyna szybszym krokiem maszeruje w moją stronę. W rękach niesie jakieś przedmioty i tkaniny.- Masz. Ręcznik, jakiś szampon- ziołowy. Anya ma bzika na jego punkcie, ale włosy po nim pachną długooo. Polecam. Już napełniłam ci wannę wodą. A no i to! Moje ciuchy. Sądzę, że będą dobre. Pod tym wszystkim masz piżamę i jakieś normalne buty.. - mówi i spogląda zniesmaczona na moje zbezczeszczone obuwie. Podaje mi stos rzeczy i uśmiecha się pożegnalnie.- Swoje ciuchy zostaw postaram się je doprać! Resztę potrzebnych rzeczy masz na wannie.- kiwam na to głową i patrzę jak szatynka znika za ścianą. Wzdycham ciężko i odwracam się w stronę drzwi. Chwytam za klamkę i powoli ją przekręcam. Tak dawno nie używałam łazienki. Normalnego kibla, wanny. Otwieram drzwi na oścież, a w moją twarz uderza zapach świec, których jest tu od pierona. Łazienka nie jest duża. Wyłożona wszędzie białymi płytkami, które o dziwo są w całkiem dobrym stanie. Tylko nieco brudne. Po mojej prawej znajduje się wanna z białą zasłoną. Przede mną widzę umywalkę z widocznie zardzewiałym kranem. Po lewej stoi... kibel. Uśmiecham się sama do siebie. Koniec z sikaniem po krzakach. No przynajmniej na chwilę obecną. Rzucam rzeczy na ziemię i przechodzę do ściągania swoich ciuchów. Są całe we krwi, błocie, posklejane, miejscami twarde. Co ja na sobie miałam? Rozwiązuje buty i odkładam je delikatnie na bok. Podchodzę do wanny i ocieram się udem o jej krawędź. Odskakuje szybko, bo metalowa tuba jest okropnie zimna. Co innego jej zawartość, która aż paruje. Powoli i niepewnie wchodzę do gorącej cieczy. Od mojego ciała zaczynają odlatywać grudy brudu. Matko, chyba trzeba będzie zmienić mi wodę. Zasuwam zasłonę. Zatapiam się cała i odlatuje. Czuję się tak zrelaksowana, jak nigdy wcześniej. Jest mi strasznie ciepło. Po raz pierwszy od dawna kąpiel jest dla mnie przyjemnością, a nie koniecznością. Moją uwagę przykuwa niewielki sześcienny przedmiot. Skąd ja go kojarzę? Niechętnie wyciągam rękę z pod wody i chwytam obiekt mojego zainteresowania. Przykładam go do nosa.
-Mydło..- wydaję z siebie cichy, ale radosny pisk. Widzę resztę pozostawionych przez Caty przyborów. Nożyczki do paznokci, gąbka, pilnik? Zabieram się do roboty. W między czasie nakładam ziołowy szampon na włosy, który faktycznie pachnie nieziemsko, ale czy długo? Mam nadzieje. Moje paznokcie to istna tragedia dlatego zostawię je na sam koniec. Woda w wannie powoli się zapienia, a ja czuje się jak w niebie. Chyba nigdy stąd nie wyjdę. Zaczynam nucić swoją ulubioną melodie, gdy naglę do moich uszu dochodzi obcy dźwięk. Dźwięk przekręcanej klamki. Zaciskam mydło mocniej w dłoni i kulę się w pianie. Ktoś wszedł do środka. Drzwi się zamykają. Siedzę cicho. Sama nie wiem czemu. Zwykle tak robię w chwilach niebezpieczeństwa i czekam aż zagrożenie sobie pójdzie. Na zasłonie pojawia się cień i ręka. Ułamek sekundy i kawałek materiału znika, a moim oczom ukazuje się...
-COLTON?! DO CHOLERY?!- krzyczę przerażona i przyglądam się sylwetce w połowie ubranego chłopka. Ten również maksymalnie zdziwiony przez chwile nie wie co ma zrobić i tylko stoi patrząc na mnie niepewnie.- Wynocha!
CZYTASZ
SERUM
Science FictionTRYLOGIA. Osiągnęliśmy szczyt. Ona wynalazła lek na wszystko. Serum miało mutować nasze komórki i udoskonalać je. Mieliśmy zyskać kontrole nad całym potencjałem naszego mózgu. Mieliśmy być niepokonani. Natura nie mogła pozwolić, by jeden gatunek tak...