-Jeżeli stąd wyjdziemy pojedziemy tutaj!- mówi radośnie Holden wspierając się o uśmiechniętą Lenvie. Chłopak trzyma w dłoniach zwitek papieru. Nie mam pojęcia, co na nim jest. Zdjęcie? Artykuł? Może to pocztówka? Przyglądam się im od jakiegoś czasu. Ich beztroskie twarze po raz kolejny ignorują wszystko wkoło. Tylko oni się liczą.
-Fred to prosta łamigłówka. Naprawdę nie potrafisz jej rozwiązać?- głos Adlera zwraca moją uwagę.
-Jeżeli jest taka prosta, to czemu wy na nią nie wpadliście?- pyta wzburzony chłopak.
-Nie chce rzucać presji, ale kończą nam się zapasy i siły, jakiś psychopata steruje dla nas całą tą plątaniną korytarzy i na domiar złego mamy na karku zmutowane potwory, o niebo silniejsze od tych, które żerują na powierzchni. To tylko jedna ściana.- sapie pod nosem Kaya.
-To ją rozwal, jak jesteś taka mądra.- syczy rozdrażniony Nickolas.
-Chętnie. Wiedz, że posłużysz mi za narzędzie.- odszczekuje mu oschle Kaya.
-Nie tutaj! Tutaj jest zbyt zimno!- chichocze radośnie Lenvie.
-Wolisz ciepłe plaże?- pyta jej ukochany.
-Zdecydowanie.- mówi zalotnie czarnowłosa, głaszcząc Holdena po jego piaskowych włosach, które teraz przybrudzone są szarym nalotem. To chyba mapa. Wymieniają różne miejsca, oglądają je i komentują. Lenvie wyraźnie daje znać, że chce mieszkać nad zimnymi wodami oceanów. Holden tymczasem woli górskie szczyty, z których spływają miliony wartkich rzek. On kocha las. Wszyscy się w nim w końcu wychowaliśmy. Wzdycham głęboko. Patrzę na swoje nowe buty. Stare już dawno gdzieś zostawiłam, zgubiłam. Nie pamiętam. Przyglądam się obuwiu, jakby było warte miliony. Jakby było warte wolność. Jakoś ich widok zawsze napawał mnie spokojem. Dochodzi do mnie. Wzdrygam się olśniona nagłym wglądem. Już wiem...
-Mapa!- krzyczy stojący nieopodal Richard. Mężczyzna odrzuca Freda od panelu, trzęsąc się z ekscytacji. To tylko hasło, które pozwoli nam zakończyć misje i wydostać się z tego piekła.
-Suche rzeki! Mapa! Są na mapie!- Fred bez słów zaczyna stukać coś na panelu, rozmontowanego urządzenia. Widzę tylko światła i słyszę różne dźwięki. Mija kilka chwil, a całość pomieszczenia ogarnia głośny hałas podnoszących się wrót. Uśmiecham się do siebie. Biorę głęboki wdech i wydech. Chciałabym wstać, ale niestety nie pozwala mi na to mój obecny stan. Dziwnie świeże powietrze uderza o moją twarz. Odgarnia mi twarde, posklejane włosy. Wszystko, co pojawia się przed nami wydaje się lśnić. Ogromna przestrzeń, mroczna i mroźna, nawołuje nas. Kaya materializuje się tuż obok mnie i zaczyna pchać mój prowizoryczny wózek. Im bardziej zostaje pochłonięta przez ogromną hale, tym lżejsza się czuje.
-Jest...- mówi zaczarowany, widokiem ogromnej na kilkanaście metrów rakiety, Adler. Jest wielka, zakurzona, szara, zabójcza. Widzimy tylko jej głowice. Cały spód ukryty jest jeszcze niżej pod ziemią. Przełykam nerwowo ślinę, gdy wpadam w cień gigantycznej broni. Hangar jest oblany ciemnoniebieskim światłem, miejscami przecinanym bielą. Wysoko nad nami widoczny jest tunel, który zapewne prowadzi do wylotu. To daleko. Naprawdę musimy być kilka metrów nad piekłem. Kaya mija mnie i tym samym zostawia z dziwnym uczuciem niepokoju. Jestem taka bezbronna.
-Co to?- pyta Lenvie zbliżając się do podwójnych, szklanych wrót. Dostrzegam szyb, który ciągnie się wysoko w górę w nieznane.
-Droga powrotna. Winda do głównej sterowni.
-Do tej, do której wcześniej nie mieliśmy wejścia?- pyta zafascynowany Fred.
-Teraz już mamy. Mamy tę podsterownie, która odtworzy nam drzwi do domu i równocześnie wystrzeli rakietę prosto do celu.- rzuca sucho Adler, wskazując na niewielką budkę, do której prowadzą niewysokie schody. Brunetka w tym czasie naciska na guzik, który zapala się jasnym światłem. Nic jednak się nie dzieje.
CZYTASZ
SERUM
Science FictionTRYLOGIA. Osiągnęliśmy szczyt. Ona wynalazła lek na wszystko. Serum miało mutować nasze komórki i udoskonalać je. Mieliśmy zyskać kontrole nad całym potencjałem naszego mózgu. Mieliśmy być niepokonani. Natura nie mogła pozwolić, by jeden gatunek tak...