Nie wiem ile spałam. Powoli otwieram oczy. Są zaropiałe, zaklejone. Kruszę wydzielinę, która uniemożliwia mi ich całkowite otwarcie. Rozglądam się po pomieszczeniu i dopiero teraz dostrzegam jego detale. To jakieś biuro operacyjne. Coś jakby centrala. Duże ekrany, niebieskie światła i mnóstwo komputerów nowej generacji. Nic, czym umiałabym się posłużyć. To pokój taki jak wszystkie. Podobny do poprzednich. Jeden, z wielu schowanych w plątaninie pomieszczeń Golden Meadow. Lampy świecą nam nad głowami niemrawym blaskiem. Niektóre są zepsute, przez co ciemność nie jest rozproszona w całości. Leżę na czyjejś kurtce. Rwie mnie w nodze, która jak się szybko orientuje, jest szczelnie zabandażowana. Nie mogę nią poruszać, co bardzo mnie frustruje. Podobnie opatrzony został Holden, który leży równolegle do mnie, u stóp masywnego blatu, utrzymującego szeregi maszyn, wyposażonych w tysiące kolorowych guzików. To nie miejsce, w którym znaleźliśmy się zaraz po wydostaniu z labiryntu.
-Jak się czujesz?- pyta siedząca obok mnie Lenvie. Podnoszę się i rozglądam po ogromnej przestrzeni. Nie ma wszystkich. Z pewnością brakuje kilku twarzy.
-Gdzie Greg?- pytam w pierwszej kolejności, chcąc dołożyć do pytania rzędem Maishe, Richa, Coltona, Nicka i Vee. Mam złe przeczucie.
-Uprzedzając: Vee poszła z Richem badać prawy korytarz, Nick i Cole są w lewym. Gregor na własne życzenie chciał być w innym pomieszczeniu, ale nie jest daleko.
-Dlaczego? Nie chciał ze mną zostać?- pytam zdziwiona decyzją czarnoskórego. On na pewno kłóciłby się, żeby tylko być jak najbliżej mnie. Zwłaszcza w obecnej sytuacji.
-Stwierdził, że nie chce was budzić i pozostanie w serwerowni. To tamte drzwi.- Unoszę wzrok na białe wrota, które z pewnością nie należałyby do lekkich, gdyby ktoś postanowił je podnieść i przenieść. Masywne, metalowe przejście widnieje w szklanej ścianie, przez którą dostrzegam jasną czuprynę Maishy. Przyglądam się siostrze z ciekawością. Fruwa, jak pracowita pszczoła, z kąta w kąt. Przeciera spocone czoło. Coś mi w niej jednak nie gra. Co się w niej zmieniło? Ma zabandażowaną dłoń, jej piegi na twarzy- wydaje mi się, że ich ubyło i ten dziwny uśmiech. Ona się uśmiecha, ale lekko, prawie niezauważalnie. To coś, jakby grymas.
-Nie jest z nim dobrze.- wzdycha Lenvie. Wyrywa mnie z domysłów. Jej czarne włosy opadają kaskadą na drobne ramiona i prawie sięgają pasa. Mogłaby je centymetr przyciąć. Mogłaby również wyszorować brud spod paznokci, zmyć pył z twarzy i sprać krew z ubioru. Tylko nie może. Opiera się o ścianę tuż obok mnie i cały czas przygląda śpiącemu nieopodal Holdenowi. Jak zaczarowana nie może oderwać od niego wzroku. Jakby był jedynym dostrzegalnym obiektem w jej życiu. Jej skoncentrowanie na cel tak bardzo mnie irytuje. Irytuje, bo ja jestem rozbita na tysiące kawałków, które lecą w całkowicie innym kierunku.
-Kiedy uciekał zaatakowały go i jeden naruszył jakąś ważną tętnice w udzie. Maisha mi to tłumaczyła, ale mało z tego wiem. Zrozumiałam tylko tyle, że krwawi i powoli się wykrwawia. Ona stara się to zahamować, ale tutaj nie ma do tego warunków. Sama wiesz, jaką ma apteczkę. To i tak dużo.
- Muszę go zobaczyć!- obwieszczam porywczo i zrywam się do siadu. Rwanie się wzmaga, a mnie ogarnia pulsujące dudnienie. Dobiega gdzieś ze środka głowy i otumania moje zmysły.
-Mavis.- Lenvie zaczyna umęczonym tonem. Patrzę na nią, a potem spoglądam na swoją usztywnioną kończynę. Dochodzi do mnie, że nie jestem stalowa i jeżeli wstanę i źle stanę, moja kość znów pęknie w pół. Jedyne, co mogę zrobić, by nie przynosić nikomu zbędnych przykrości i problemów , to bezsilnie leżeć i czekać na informacje od Maishy. Wędruje wzrokiem na przeszklone pomieszczenie. Maisha nie jest tam sama. Ktoś jej pomaga. Kasztanowe włosy i wściekły wyraz twarzy migają tylko z jednej strony blondynki, na drugą. Wirują tam między sobą, jak lekarze podczas operacji. Ja czekam. Czekam ogarnięta dokuczliwym niepokojem. Kaya jej pomoże, czyż nie?
CZYTASZ
SERUM
Science FictionTRYLOGIA. Osiągnęliśmy szczyt. Ona wynalazła lek na wszystko. Serum miało mutować nasze komórki i udoskonalać je. Mieliśmy zyskać kontrole nad całym potencjałem naszego mózgu. Mieliśmy być niepokonani. Natura nie mogła pozwolić, by jeden gatunek tak...