31

2.2K 183 36
                                    


ROZDZIAŁ MA  GRUBO PONAD 4000 SŁÓW WIĘC JEST ABSOLUTNYM (MOIM) REKORDEM. ZALECAM ZNALEZIENIE DŁUŻSZEJ CHWILI NA JEGO OGARNIĘCIE...


Korytarze są praktycznie takie same. Obawiam się, że możemy się zgubić. Podłogi są twarde, niechwiejne. Miękkie. Wyłożone dywanem, który poszarzał. Ściany całe w miękkim tworzywie. Szarym. Przybrudzonym- krwią, czarną mazią, fioletowymi i niebieskimi plamami. Mijamy kilka szkieletów. Przełykam ciężko ślinę. Być może mijam resztki znajomych mamy. Leżą spokojnie w różnych miejscach szerokich na 3 metry korytarzy. Pod nimi znajdują się ciemnobrązowe miejsca. Zaschnięta krew? Może. Sufit jest niski i delikatnie zaokrąglony. Ben ma około metra osiemdziesiąt pięć. Gdyby podniósł ręce i je wyprostował, łączył by podłogę i sklepienie. Idę za nim i Aspen. Strasznie im się śpieszy. Mężczyzna prawie biegnie. Nie zwraca uwagi na tragizm otoczenia. Na dziesiątki wybrakowanych szkieletów. Na okropny fetor w powietrzu. Na obskurność miejsce, które kiedyś było tak sterylnie czyste i białe, że raziło oczy.


-Szybciej..- mówi cicho jakby do siebie, a ja zaczynam się zastanawiać o co mu chodzi. Gdzie tak pędzi? Maisha już nie ma gdzie uciec. Możemy w spokoju ją znaleźć. Być może chce mieć to z głowy... Ja w zasadzie też.


-Tu?- pyta Aspen zatrzymując się na chwilę przy rozwidleniu, które Ben szybko mija biegnąc w całkowicie innym kierunku. Już nie wiem gdzie jesteśmy i czuję, że to bardzo źle. Czuję jakby moja osobista lina ratunku nie istniała. Jestem zdana na nich, a to podoba mi się jeszcze mniej...


-Niżej..


-Em...- zaczynam niepewnie dalej podążając za nimi. Coś mi nie gra... Szkoda, że budzę się dopiero teraz...


-Szybko.. już prawie.


-Skąd wiesz, gdzie ona dokładnie jest? Znasz to laboratorium chyba lepiej niż j...


-Cicho Mavis..- syczy mężczyzna i nie odwracając się dalej idzie przed siebie. Patrzę na niego zdumiona, ale szybko przenoszę wzrok na uśmiechającą się parszywie Aspen. Dziewczyna wyciąga z kieszeni nóż i obraca go popisując się swoimi zdolnościami. Nie wzdycham, lecz z niepokojem patrzę na poczynania dziewczyny. Coś serio jest nie tak. Zwykle nie czułam się dziwnie, kiedy wyciągała broń. Dziś odczuwam zagrożenie. Ta podchodzi do mnie na tyle blisko, że jej mocniejszy oddech byłby odczuwalny na mojej twarzy. Lekko dotyka mnie w okolicy pasa. Delikatnie. Boje się, że chce mnie zranić. Nie zrobi tego jednak. Ben tu jest. Nie może... Próbuje być.. miła, czy co? Jestem w szoku. Zamieram, a miejsce jej delikatnego dotyku pulsuje.


-W razie czego..warto mieć broń...- mówi i posyła mi oczko. Uśmiecha się, ale nieprzyjacielsko. Patrzymy sobie w oczy przez kilka sekund po czym dziewczyna mnie mija i biegnie w dół, tunelem za ojcem. Patrzę za siebie, w tunel który prowadzi w górę. Colton... czy on jest bezpieczny? Czy Len i Holden też nie są niczym zagrożeni. Coś mi w tym miejscu nie pasuje.. Chce przez chwilę im uciec, ale zaraz... To tylko Ben i Aspen. Jak mogę czuć niepokój będąc z nimi? 10 lat wspólnego spania pod gołym niebem. Jedzenia, mycia, walki. Wszystkiego. Znamy się na wylot. Mam nadzieje... Ruszam za towarzyszami. Już zaczyna mi odwalać... Dobiegam truchtem do czekających na coś ojca i córkę.


-Jeszcze tunel w lewo..- mówi i wskazuje na kolejne przejście, które biegnie w dół.-.. i ostatni pod brame.

SERUMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz