Rozdział 12

2.4K 235 5
                                    

*Angel*
Nie wiem po co mu to powiedziałam na koniec. Może dlatego, że każdy z nas ma ograniczoną ilość kartek i atramentu do pióra w swoim życiu i nie może starczyć nam tuszu w naszym piórze jeśli wciąż i wciąż będziemy pisać na tej jednej i tej samej kartce non stop zamiast przewrócić na kolejną, białą? Idąc środkiem ulicy nie myślałam o tym gdzie będę dzisiaj spała, czy coś zjem i że ktoś może mi zrobić krzywdę przecież jestem sama w nocy dookoła nie zaciekawej okolicy. To były sprawy dalszego planu, podczas gdy na pierwszym planie stało moje ogromne poczucie winy. Poczucie winy za to, że przeze mnie ktoś w tej chwili leży w szpitalu... Gdyby nie to, że uciekłam z domu, gdybym nie posłuchała grupy turystycznej to staruszka nadal pomagała by innym. Zatrzymałam się na chwilę i czując jak moje ubrania robią się coraz bardziej wilgotne, spojrzałam w niebo. Winowajcą był deszcz. W sumie odzwierciedlał mój nastrój. Różnica polegała na tym, że ją nie płaczę. Podchodząc w stronę chodnika, usiadłam na krawężniku nie dbając o to, że z sekundy na sekundę jestem coraz bardziej przemoczona. Kogo to obchodzi? Nie ma kogo... Usłyszałam czyjeś kroki i widziałam czubki butów przede mną, które poznałabym wszędzie. Niestety nie były to miłe wspomnienia.
-Brawo. Znalazłeś mnie. Jesteś pewnie zadowolony?- powiedziałam z pogardą,nie zaszczycając go nawet spojrzeniem. Nie zasługiwał na to. Wiedziałam, że igram z ogniem. Wiedziałam, że mnie uderzy za pyskowanie. Czy mnie to obchodziło? Nie. Zapewne spytacie "dlaczego"'. Wiecie jest taka cierpienia granica, której przekroczenie powoduje coś na styl zobojętnienia. Ja nie myślę o tym, że będzie mnie bolało jak mnie uderzy. Myślę o tym, że znowu mnie uderzy i liczę każdy cios. Każdy cios, który mi zadaje to tylko kolejny cios, nic więcej. Oczekując na ciosy z jego strony, patrzyłam tępo przed siebie, myślami będąc przy staruszce.  Gdy nic się nie wydarzyło, uniosłam obojętny wzrok na jego twarz. Ujrzałam mojego ojca z miną, której nigdy u niego nie widziałam. Wyrażała ona żal i smutek. Patrzyłam na niego skonsternowana,  co zauważył ponieważ po chwili odezwał się swoim głębokim głosem
-Czyli teraz mieszkasz na ulicy zamiast w domu? - prychnął drwiąco.
Patrząc na niego inaczej niż dotychczas, powiedziałam mu prosto w twarz
-Wolę mieszkać na ulicy wokół nieznajomych niż w domu z "rodziną", która się nade mną znęca - powiedziałam obojętnie. Mężczyzna blisko pięćdziesiątki spojrzał na mnie i powiedział przez zęby
-Wokół nieznajomych...nieznajomych! -krzyknął.
Przeniosłam wzrok na latarnię, która migała żarówka się przepala- pomyślałam.
Obojętna na tą całą sytuację powiedziałam od niechcenia
-W większości przypadków to ci tak zwani obcy ludzie okazują nam więcej ciepła i dobra niż "rodzina"- powiedziałam po raz ostatni, wstając z chodnika i nie oglądając się za siebie ruszyłam prosto.

Zrozumieć Anioła - Dominika LewkowiczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz