Śmierć zabiera nam uśmiech i życia piękno

2.3K 63 5
                                    

- Zakochana para! - usłyszałam krzyk przerywający mój pocałunek z najlepszym chłopakiem pod słońcem. Niedawno skończyła się wymiana uczniów i znów mogłam powrócić do swojej kochanej szkoły wprost z Oslo.
- Matt, serio? Idź stąd - ruszył w naszą obroną Czkawka.
- Wiesz jak ja cię kocham, Czkawka? A ty wybrałeś tę laskę zamiast mnie - żartował, zaśmiałam się głośno. Brunet spojrzał na mnie.
- No co?
- Nic - powiedział z uśmiechem. - Jesteście dziwni...
- I za to nas kochasz - wciął mu się Matt.
- As może i kocham, ale ciebie? Stary... Tylko przyjaźń - rozłożył ręce w geście obrony. Wtuliłam się w niego, a do przytulaska dołączył jeszcze nasz Matt.
- Mam najlepszych przyjaciół na świecie - powiedziałam z uśmiechem. I była to najszczersza prawda.

*

- No, to ja się chyba będę już zbierał - powiedział Matt wstając i ubierając skórzaną, czarną kurtkę. Pokiwałam głową, ze smutnym wyrazem twarzy.
- Ja z tobą - odparł mój chłopak. Popatrzyłam na niego z niedowierzeniem. - No co? Późno się robi - wyjaśnił.
- Myślałam, że zostaniesz do jutra - rzekłam z rozczarowaniem. Wzruszył tylko ramionami i zabrał ze stolika swoje rękawice. Ja natomiast ubrałam sweter i buty, by odprowadzić chłopaków. Wyszliśmy na zewnątrz. Dostrzegłam w szarościach wieczoru ich ścigacze, czerwony Matt'a i czarno-zielonego Czkawki. Mój chłopak podszedł do mnie i pocałował mnie długo oraz namiętnie. Oparłam się o jego maszynę. Po chwili usłyszeliśmy chrząknięcie, popatrzyliśmy na przyjaciela i zaśmialiśmy się w trójkę. Przytuliłam Matt'a, a chwilę później machałam chłopakom na pożegnanie. Weszłam do domu dopiero wtedy, kiedy z moich oczu zniknęły dwa czerwone tylne światła ścigaczy.

Weszłam na górę i ogarnęłam trochę w pokoju. Pozbierałam talerzyki i zniosłam je do kuchni. Rodzice mieli wrócić koło dziesiątej w nocy, miałem więc jeszcze z trzy godzinki samotnego siedzenia. Pomyślałam, że poczekam aż zadzwoni Czkawka, kiedy już dojedzie do domu. Zawsze to robi, to taka nasza rutyna i tradycja. No i bardzo się cieszę, wtedy wiem na sto procent, że dojechał szczęśliwie do domu.

Usiadłam na łóżku i wzięłam do ręki laptopa. Zalogowałam się na Facebook'a i sprawdziłam skrzynkę wiadomości. Miałam kilka nowych zaproszeń oraz wiadomości. Przeglądnęłam je szybko i zauważyłam, że na czacie dostępna jest Heather - moja koleżanka z klasy. Postanowiłam do niej napisać, tym bardziej, że ostatnio byłyśmy kimś więcej niż tylko koleżankami, między nami rodziła się przyjaźń. Otworzyłam okienko czatu i napisałam ''Cześć'', po około minucie dostałam odpowiedź. Rozmowa trwała dobrą godzinę. Pisałyśmy o wszystkim i o niczym, a czas leciał tak szybko. Nie zauważyłam tak naprawdę kiedy minęło te sześćdziesiąt minut, myślałam, że rozmowa trwała tylko pięć. Pożegnałam się z dziewczyną i zamknęłam laptopa.

Czkawka jeszcze nie dzwonił. Do domu nie miał wprawdzie daleko, ale może zatrzymał się gdzieś po drodze. Nie martwiłam się. Zeszłam jedynie do salonu, tak od niechcenia. Włączyłam telewizor. Akurat leciały wiadomości... Nic ważnego, aż do pewnego momentu.

''Na drodze krajowej Røros - Berk doszło do wypadku. Motocyklista zderzył się z ciężarówką. Chłopak około osiemnastu lat jadąc na czarno-zielonym motorze jest w stanie krytycznym. Na razie wiele nie wiadomo.''

Natychmiast wyłączyłam telewizor i niewiele widząc przez łzy wykręciłam numer do Czkawki. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci... ''Po usłyszeniu sygnału nagraj wiadomość''. Rozłączyłam się i ponowiłam próbę i znów ''Po usłyszeni...'', rzuciłam telefon na kanapę i pognałam na górę. Jak najszybciej wyciągnęłam z szafy długie spodnie i sweter. Zarzuciłam ubrania na siebie. Zbiegłam na dół, a po drodze założyłam kurtkę, czapkę i szalik. Chwyciłam komórkę, szybko napisałam sms'a do mamy, że muszę jechać do Czkawki i szybko ubierając buty wyszłam z domu. Drżącymi dłońmi przekręciłam klucze w drzwiach, po czym schowałam je do kieszeni i pobiegłam na przystanek. Czekając na autobus wciąż próbowałam połączyć się z Czkawką, niestety to na nic się nie zdało. Pojazd nadal nie przyjeżdżał, a ja nie miałam czasu. Zadzwoniłam do Heather, wiedziałam, że jej brat ma samochód. Koleżanka odebrała już po pierwszym sygnale.
- Heather? - zapytałam z nadzieją, że to ona.
- Astrid? Co się dzieje? Płaczesz? - zadała mi chyba z tysiąc pytań, na żadne nie odpowiedziałam.
- Czy twój brat może zawieść mnie do Berk? - zapytałam wprost.
- Zaraz będziemy - odpowiedziała, a ja rozłączyłam się. Wysłałam jej sms'em gdzie jestem. Dosłownie po kilku minutach dziewczynę zauważyłam w białym audi. Wskoczyłam szybko do samochodu.
- As? O co chodzi? - spytała ponownie.
- Jedźmy do Berk, błagam - wyszeptałam przez łzy. Skinęła głową i przytuliła mnie. Powoli otarłam łzy. Wciągnęłam powietrze i wypuściłam je z trudem. Modliłam się, że to pomyłka...

the greatest gift is love || hiccstridOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz