Os inspirowany książką ,,Światło między oceanami"
Elisa spacerowała spokojnie po wiosce. Jej oczy wydawały się być puste i pozbawione koloru. Wiatr bawił się jej włosami, rozwiewając długie blond kosmyki kobiety. Przycisnęła ciaśniej futro do ciała i w momencie kiedy znalazła się na ulubionym klifie usiadła na chłodnej ziemi. Temperatura nie zrobiła jednak na niej dużego wrażenia. Była przyzwyczajona do chłodnych jesieni na Berk. Założyła grzywkę za ucho i przyglądnęła się ciemnym, ciężkim chmurom, które zawisły nad wyspą. Morze było wzburzone i niebezpieczne. W oddali dostrzegła morskie stworzenia - smoki. Było ich mnóstwo. Nigdy jakoś specjalnie nie przejmowała się ich losem, nie to co jej najlepsza przyjaciółka Valka, która wręcz pchała się pod ostrze topora ilekroć ktoś próbował zabić te bestie. Czasem nie rozumiała zachowania brunetki. Szczególnie teraz kiedy posiadała własne dziecko. Elisa poczuła nagle jak pod jej powiekami wzbierają się łzy. Miała ochotę płakać, krzyczeć, szlochać... była w stanie zrobić wszystko o ile udałoby się jej odzyskać ukochane dziecko. Straciła niemowlęcie przeszło cztery miesiące temu. Chłopczyk po zaledwie dwóch dniach od narodzin zmarł jej na rękach. Przez pierwsze tygodnie nie chciała z nikim rozmawiać. Nie wychodziła z domu. Magnus - jej mąż - starał się robić wszystko by tylko pomóc żonie, lecz jego próby na niewiele się zdały. Ale najgorsze miało dopiero nadejść.
Po miesiącu od tych okropnych wydarzeń na świat przyszedł długo oczekiwany przez wszystkich następca wodza Berk. Syn Valki i Stoicka Ważkiego. Ludzie urządzili wielkie przyjęcie na cześć przyszłego przywodcy Wandali. I wtedy wszyscy skupili się na radości, nie na żalu. Wszyscy ją zostawili. A ona potrzebowała tylko towarzystwa, by nie popaść w paranoję.
- Eli, przestań tak siedzieć. Trzeba się cieszyć... nowym życiem! - zakrzyknął Stoick i dolał jej słodkiego miodu. Sam pocałował główkę maleńkiego synka, spoczywającego w bezpiecznych ramionach Valki.
- Yhmm... - wydusiła tylko i spuściła wzrok. Przyjaciółka, obok której siedziała, popatrzyla na nią smutno i uśmiechnęła się delikatnie chcąc przywrócić dawną radość blondynki. Nie wiedziała jednak jak ciężko posklejać jest serce po straconym dziecku, na które tyle się czekało. Ona miała tego swojego Czkawkę, który teraz spokojnie spał w jej ramionach. A Elisa nie marzyła o niczym innym. I wtedy do głowy wpadł jej pewien pomysł. I choć kochała Valkę jak własną siostrę, zazdrość zaślepiła ją.
- Mogę zająć się chwilkę Czkawką? - zapytała z wymuszonym uśmiechem.
- Wiesz, chyba już pójdziemy do domu. Chodź z nami, jeśli chcesz - odparła Valka, niczego nie podejrzewając. Minęło dosłownie pięć minut kiedy obie znalazły się w budynku mieszkalnym wodza. Brunetka odłożyła synka do kołyski, znajdującej się w kuchni, a następnie zdjęła grube futro.
- Popatrzysz na niego przez chwilę? - zapytała Val, a Eli szybko skinęła głową, myśląc o tym jak plan doskonale się realizuje. Kiedy blondynka usłyszała kroki na piętrze wyciągnęła spod płaszcza mały nóż i oparła dłoń z bronią o łóżeczko. Popatrzyła na śpiące dziecko. ,,Teraz będziemy już kwita" - pomyślała i już miała unieść nóż, kiedy dziecko zapłakało i otworzyło oczy. Kobieta spojrzała w zielone, przepiękne oczy niemowlącia, a pod powiekami zebrały jej się łzy. Nawet nie zauważyła, że jej przyjaciółka wróciła na dół. Blondynka dostrzegła ją dopiero po chwili. Natychmiast wyrzuciła z ręki broń i rozpłakała się.
- Przepraszam - wyszeptała i wybiegła z domu, kierując się prosto na klify.Eli doskonale pamiętała tamten dzień, kilka dni później rozmawiała na ten temat z Valką, która wybaczyła przyjaciółce lekkie załamanie, które na szczęście nie skończyło się tragedią. Przysięgły sobie, że pozostawią tę sytuację w tajemnicy oraz, że spróbują o tym zapomnieć. Brunetka próbowała łączyć wychowanie dziecka z opieką nad przyjaciółką, która coraz lepiej radziła sobie z rzeczywistością. Nadal była młoda i nadal miała szansę by założyć rodzinę.
- Co tak siedzisz całkiem sama? - usłyszała nagle, lecz nie musiała odwracać się by wiedzieć, że to Valka. Kobieta usiadła po chwili obok i zajęła się skubaniem trawy. Przez kilka minut nie wymieniły ze sobą ani jednego słowa. Nie wiedziały jak zacząć rozmowę, która pozbawiona by była smutku i łez.
- Magnus jest zajęty, z resztą jak wszyscy. Nikt nie ma dla mnie czasu, więc jestem tu sama - odparła szybko Eli i spuściła wzrok.
- To dobrze, że przyszłam. Masz ochotę na krótki spacer? - zapytała brunetka, na co blondynka odpowiedziała skinięciem głowy. Oczywiście, że miała ochotę, na wszystko co tylko nie było związane z myślą o straconym dokładnie cztery miesiące temu dziecku. Kobiety wstały i ruszyły w stronę lasu, znajdującego się przy wiosce. Próbowały prowadzić zwykłą rozmowę, która jednak niezbyt dobrze się kleiła, o ile w ogóle. Owszem, Eli nie była skora do rozmów, ale Valka wciąż ją zagadywała. Najbardziej pragnęła teraz by jej przyjaciółka znów była tą dawną, roześmianą dziewczyną, która gdzieś tam w środku nadal drzemała.
- Słyszałaś? - przystanęła nagle blondynka i uciszyła przyjaciółkę, za pomocą dłoni, którą przyłożyła do jej ust.
- Co? - wyszeptała kobieta.
- Płacz - odparła na to tamta i poczęła nasłuchiwać dźwięku, która rozległ się znów. Blondynka ani myśląc pobiegła w nego stronę, pchana intuicją. Nagle znalazła się przy jednym z drzew, na skraju lasu i dostrzegła koszyk. Podeszła bliżej i przyglądnęła się maleńkiej istotce leżącej pod grubym kocem. Dziewczynka głośno płakała, dlatego Elisa nie czekając ani chwili dłużej wyciągnęła ją ze środka i zaczęła kołysać w ramionach. Val, która znalazła się zaraz przy niej podniosła z ziemi kartkę, która musiała wypaść z koca.Dziękuję, że znalazłaś moje dziecko. Niestety nie mogłam się nim zająć, dlatego zostawiam je w Twoich rękach. Mam nadzieję, że zajmiesz się moją córeczką. Kimkolwiek jesteś wierzę, że zostaniesz dobrym rodzicem, ja niestety nie będę miała tej możliwości. Dziewczynka ma zaledwie miesiąc, nadałam jej imię Astrid. Tylko tyle jej po mnie pozostało. Proszę, zaopiekuj się nią. Może dzięki Tobie będzie miała wspaniałe życie, ze mną byłoby to bardzo trudne...
- Ciii... - wyszeptała Elisa do dziewczynki, która znów zaczęła płakać. Valka westchnęła cicho i schowała kartkę do kieszeni, chcąc przechować ją w bezpiecznym miejscu. - Moja malutka Astrid. - Powiedziała i pocałowała dziecko w główkę.
- Powinniśmy zawiadomić Stoicka, może jej rodzice są gdzieś na wyspie. W końcu znalazła się bardzo blisko wioski. Eli...
- Posłuchaj Val, kobieta, która jest jej matką nie chciała jej. Teraz ja chcę się nią zaopiekować. Znalazłam ją, dam radę. Damy radę.
- Masz nadzieję, że Magnus będzie chciał wychowywać cudze dziecko? - zapytała brunetka, wyobrażając sobie reakcję męża przyjaciółki.
- Co w tym złego? - zapytała.
- Sama nie wiem. Nie jest wasze.
- Val, ktoś musi się nią zająć. - Odparła Eli.
- Rozumiem. Chodź, wracajmy. Musimy uzgodnić to wszyscy razem. To poważna sprawa - odparła zrezygnowanym tonem brunetka i ruszyła w stronę wioski.- Nic się nie martw, kruszynko. Zrobię wszystko, by cię zatrzymać. Moja mała Astriś - wyszeptała w niebieskie oczy dziecka, identyczne jak jej własne... To właśnie w nich dostrzegła cały swój świat, całe swoje życie i nadzieję, która wciąż pozwalała jej trwać...
~*~
Kurczę, tak 3/10, ale musiałam coś napisać. Nawaliło mi nauki nagle na ten tydzień. Do tego konkurs w środę. Będzie ciężko, więc trzymajcie mocno kciuki :*
CZYTASZ
the greatest gift is love || hiccstrid
FanfictionJedyna, prawdziwa, bezkresna miłość. O tym chciałam zawsze pisać, gdy myślałam o Czkawce i Astrid. To dlatego powstała ta książka - aby zebrać multum pomysłów i przedstawić je czytelnikom. Jest dla Was. Zachęcam do czytania. Myślę, że każdy znajdzie...