Nadzieja w przyjacielu

2.3K 84 35
                                    

Czkawka siedział przy biurku kończąc spisy towarów, które miały pójść na wymianę z odległą o kilkanaście mil wyspą Ulfr. W pomieszczeniu paliło się kilka świec, ukazyjących pokój w półmroku. Mężczyzna co chwilę słyszał przekracanie kolejnych stron i uśmiechał się z myślą, że niecałe dwa metry za nim, w łóżku, leży jego ukochana i czyta Smoczy Podręcznik. Wiedział, że znała go na pamięć tak samo jak on, lecz nadal była to jej ulubiona ksiązka, uzupełniana przez samego wodza. W pewnym momencie Czkawka odłożył na bok wszystkie kartki, które miał pod ręką, posprzątał na biurku, układając wszystko na swoim miejscu i przetarł zmęczoną twarz. Następnie odwrócił się i uśmiechnął w stronę dwudziestotrzylatki, która ze skupieniem czytała kolejną stronę. Brunet pozbył się szybko swojego kombinezonu i ściągnął zieloną tunikę, pozostając w samych spodniach. Po czym  wszedł pod kołdrę po swojej stronie łóżka i delikatnie pocałował kobietę w policzek. Jej twarz rozpromienił uśmiech, odłożyła książkę i położyła dłonie na nagim torsie swojego mężczyzny. Astrid natychmiast odnalazła usta ukochanego i już po chwili tonęli w namiętnym, pełnym pasji pocałunku. Oderwali się od siebie dopiero wtedy, kiedy obojgu zabrakło tchu. Ich oczy zabłyszczały, kiedy przez umysły przeszedł ten sam, szalony pomysł. Czkawka nie wahał się ani chwli, oparł się na silnych dłoniach i ponownie wpił się w malinowe usta wojowniczki, która znalazła się pod nim. Po chwili zaczął schodzić z pocałunkami niżej. Astrid delikatnie przechyliła głowę w bok, rozkoszując się dotykiem ust Czkawki na szyji. Mężczyzna zaś nadal szedł dalej, znaną doskonale już ścieżką. Delikatnie zsunął ramięczko jej nocnej koszuli i zaczął obcałowywać jej ramię. Dziewczyna westchnęła z rozkoszą. Wtedy wrócił do jej ust. Całował ją zachłannie i gwałtownie. Ona wplotła swoje palce w jego włosy, chcąc jeszcze bardziej pogłębić pocałunek. Wtedy Czkawka oderwał się od niej i spojrzał w oczy ukochanej. Ona skinęła tylko głową. Ufała mu, wiedziała, że nie chce jej skrzywdzić. Pocałował ją dwa razy w usta i chwycił koniec jej koszuli. Kochał ją i nigdy nie zamierzał jej zranić. Był delikatny i czuły. Jego dotyk ją uspokajał, a czasem rozpalał do granic możliwości. Kochała go i wiedziała, że może czuć się przy nim bezpieczna. Dosięgła jego spodni i już miała je ściągnąć, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Nie oderwali się od siebie, bo uznali wszystko inne za błehe sprawy. Pukanie rozległo się ponownie tym razem głośniej. Małżeństwo było jednak zbyt zaabsorbowane sobą, by zauważyć otwierające się drzwi.
- O Thorze... - usłyszał Czkawka, szybko oderwał się od ukochanej i popatrzył w miejsce, w którym przed chwilą stał jego przyjaciel. Sączysmark wszedł w ich prywatność, wyrywając ich z rąk bogini Freyi, która marzyła o ich miłości. Wódz szybko założył na siebie tunikę i posyłając Astrid tęskne spojrzenie, wybiegł za przyjacielem. Sączysmark wychodził właśnie z domu, kiedy zatrzymał go Czkawka pociągając za ramię.
- Wybacz, nie chciałem wam przerwać - wyjaśnił ze spuszczoną głową. Jego głos wydawał się niepewny, a tym samym zdenerwowany.
- Stało się coś? - Czkawka zapytał prosto z mostu, obserwując przyjaciela. Ten westchnął cicho i pokiwał twierdząco głową. - Denerwujesz się ślubem? - Sączysmark popatrzył na wodza, a na jego twarzy dostrzec można było kropelki potu. Jutro po południu on i Szpadka mieli zostać połączeni raz na zawsze więzłem małżeńskim.
- Można tak powiedzieć. Słuchaj, potrzebuję twojej natychmiastowej pomocy. Ale to zadanie wymaga pełnej dyskrecji - wyjaśnił spoglądając wymownie na schody. Czkawka popatrzył w ślad za nim i od razu zrozumiał.
- Nie ma sprawy. W końcu Astrid nie musi o wszystkim wiedzieć. To co, powiesz o co chodzi? - zapytał brunet i ziewnął, przymukając oczy.
- Zgubiłem pierścionek - powiedział cicho. Czkawka natychmiast popatrzył na niego z zaskoczeniem.
- Ale jak to zgubił... - wódz nie skończył, bo usta zaslonił mu Sączysmark.
- Ciszej. No normalnie, rano jeszcze był u mnie w domu, a teraz patrzę po kieszeniach i nigdzie go nie ma - powiedział czarnowłosy ze strachem.
- Może Szpadka gdzieś go widziała? - zapytał Czkawka, patrząc w stronę schodów, po których z pełną gracją schodziła właśnie Astrid. Po chwili stanęła przed Czkawką, który objął ją ramionami i przyciągnął do siebie, kładąc brodę na jej ramieniu.
- Co jest tak ważne, że musicie rozmawiać o tym w środku nocy? - zapytała blondynka i popatrzyła najpierw na męża następnie na przyjaciela.
- Nic takiego. Po prostu... - zaczął Sączysmark, lecz Czkawka szybko mu przerwał i dokończył.
- ...musimy skoczyć do Twierdzy i kuźni załatwić kilka spraw.
- W środku nocy?! - krzyknęła i wyrwała się z objęć męża. Czkawka przewrócił oczami, co jeszcze bardziej zdenerwowało Astrid. - Słyszysz siebie? Dopiero co...
- Kotek... - popatrzył na nią, po czym nachylił się i wyszeptał jej do ucha kilka słów. Blondynka uśmiechnęła się mimowolnie i zagryzła dolną wargę.
- Ale obiecujesz? - dopytała się, a Czkawka zaśmiał się krótko. Uwielbiał ją.
- Obiecuję - odparł. Astrid podeszła do niego i pocałowała go delikatnie w policzek, po czym tak po prostu poszła na górę.
- Coś ty jej powiedział? - zapytał zaskoczony Saczysmark.
- Nie twoja sprawa, a teraz chodź, dopóki się rozmyśli - odparł Czkawka i ubrał na siebie niedźwiedzie, ciepłe futro. Wyszli razem w ciemną noc. Do kuźni szli w ciszy, rozmowa jakoś nie pchała im się na języki. Dopiero kiedy oboje znaleźli sie w pracowni, Sączysmark usiadł ciężko przy kowadle i westchnął. Czkawka w tym czasie zrzucił z siebie grube odzienie i założył brudny fartuch. Rozpalił ogień w palenisku i dosypał węgla. Czarnowłosy mężczyzna patrzył z podziwem na przyjaciela, który był jego ostatnią deską ratunku.
- Co robisz? - zapytał z ciekawością.
- Rozpalam ogień.
- I zamierzasz?
- Zrobić ci nowy pierścionek - wyjasnił, po czym zabrał ze stołu żelazny drut. Patrzył na tlący się powoli ogień. Jego oczy błyszczały pod wpływem żaru. W zielonych tęczówkach dostrzec można bylo niewielkie płomienie, iskierki. - Boisz się - bardziej stwierdził niż zapytał Czkawka. Jego wzrok wciąż utkwiony był w ognień jakby mówił wprost do niego, nie do przyjaciela siedzącego obok.
- Tak bardzo to widać? - wódz skinął głową bez słowa. - Nawet bardzo. Na początku nie chciałem tego przyznać, bo wiesz Jorgenson'owie nie boją się niczego, ale dzisiaj pomyślałem, że kurczę, mogę nie dać rady, nie podołać w roli męża, może kiedyś ojca... Jeszcze cztery lata byliśmy trochę jak dzieci... Lataliśmy gdzie nam się żywnie podobało, dorastaliśmy przechodząc przez doświadczenia z Viggo, a później przeszliśmy szybką lekcję życia podczas walki z Drago... i każdego z nas życie czegoś nauczyło. Na pewno byśmy trzymali się razem... Czkawka, to wiele dla mnie znaczy... twoja pomoc. Dziękuję.
- Nie ma za co - odparł brunet lekko zszokowany tym co właśnie usłyszał. Wstał powoli i wyciągnął drut na kowadło. Podniósł z ziemi dość duży młotek i zaczął kształtować miękkie żelazo, uderzając w pręt. Po kuźnie rozległ się metaliczny dźwięk, który po chwili brzęczał równo. Po kilkunastu sekundach mężczyzna ponownie włożył, ostudzony już drut, do ognia i ponownie przysiadł obok przyjaciela.
- Ty i Astrid jesteście tacy... idealni, dopasowani. Boję się, że ja i Szpadka... że kiedyś znajdzie się coś co nas podzieli...
- Chwila. Czekaj. Ja i As, idealni? Nikt nie jest idealny - zaśmiał się Czkawka. - To po pierwsze, a po drugie... owszem, kiedyś może zdarzyć się coś co będzie dla was ciężką próbą, ale jak sam mówiłeś nie raz, że Jorgenson'owie są silni, to chyba dasz sobie jakoś radę.
- Chodzi mi tylko i wyłącznie o szczęście Szpadki...
- Daj je jej tak po prostu. Ale chyba nie masz wątpliwości?
- Cały czas ci się tu "spowiadam", a ty pytasz czy mam wątpliowości. Cholera Czkawka, a jak sobie serio nie poradzę...?
- To masz nas. Masz przyjaciół. Zawsze możesz na nas polegać. W każdej chwili - uśmiechnął się Czkawka, przypominając sobie sytuację z przeszło pół godziny. Następnie wstał i ponownie wyciągnął ponownie drut na kowadło. Po najbliższej okolicy rozniósł się metaliczny dźwięk młotka uderzającego w żelazo. Mężczyna uśmiechał się, powracając do czasów kiedy przez większość dnia wykuwał tutaj przeróżne rzeczy. Zaczynając od biżuterii a kończąc na toporach i mieczach.
- Boję się, ale z drugiej strony nie mogę się doczekać - odparł nagle Sączysmark, przerywając ciszę. - Też tak miałeś? - zapytał, a Czkawka lekko skinął głową ze śmiechem. Doskonale pamiętał jak nie mógł spać w noc przed ślubem. Cały czas myślał o dziewczynie, która kilka godzin później miała stać się jego żoną.
- To normalne, nie przejmuj się - powiedział wódz i zaczął powoli, przy pomocy szczypiec* skręcać drut. Nastęnie zamoczył go w wodzie. Pozostało go tylko wyszlifować. Tę pracę pozostawił przyjacielowi, który z chęcią zaoferował swoją pomoc. Czkawka usiadł naprzeciwko i przyglądał się poczynaniom czarnowłoswego mężczyzny, który z niezwykłą delikatnością obnosił się z przedmiotem.
- Myśleliście już o dziecku? - zapytał prosto z mostu Sączysmark, a Czkawka przełknąl głoaśno ślinę.
- Skąd to pytanie?
- Czkawka, jesteście małżeństwem od ponad roku. Cała wioska się zastanawia kiedy wreszcie będzie mogła powitać twojego następcę.
- Wiesz, nie spieszy nam się zbytnio do roli rodziców. Mamy dwadzieścia trzy lata. Jesteśmy jeszcze młodzi, nie jesteśmy... nie jestem gotowy do bycia ojcem - odparł cicho i spuścił głowę. Następnie odetchnął głęboko, wypuszczając głośno powietrze z ust. - Nie wiedziałem, że ludzie gadają o takich rzeczach.
- To, to jeszcze nic - zaśmiał się Smark, ale Czkawka nie pytał o nic więcej.

*

Czkawka wrócił do domu nad ranem. Był zmęczony. Zamknął cicho drzwi i skierował się w stronę schodów. Wszedł do pokoju. W łóżku zauważył śpącą jeszcze Astrid, nie chcąc jej obudzić ułożył się na łóżku i zamknął oczy, by choć na chwilę odpłynąć. Sen nie był mu jednak dany bo już kilka minut później został brutalnie obudzony przez Szczerbatka. Otworzył oczy i spotkał się ze spojrzeniem Astrid, której głowa znajdowała się centralnie nad jego własną. Uśmiechnął się ciepło w jej stronę, a ona nachyliła się by złożyć na jego ustach krótki pocałunek. Po czym wstała i założyła na siebie ciepły szlafrok. Czkawka podparł sie łokciami i patrzył jak zaplata swoje włosy w warkocza. Kilka minut później otworzyła jedną z szuflad i wyciągnęła z niej małe, czarne pudełeczko. Rzuciła je w stronę Czkawki. Mężczyzna zdziwił się i otworzył wieczko. W środku znajdował się piękny pierścionek. Prawie identyczny jak ten, który robił razem z Sączysmarkiem w nocy, ten jednak był idealny, robiony przez samego Czkawkę. Tamten szlifował jego przykaciel. Uśmiechnął się i zamknął wieczko. Następnie wstał i odłożył pudełko spowrotem do szuflady. Gest ten zdziwił Astrid, która popatrzyła na męża. Ten wzruszył ramionami i zaczął się śmiać.
- Dobrze się czujesz? - zapytała dziewczyna.
- Tak, nic mi nie jest - powiedział przez śmiech, przypominając sobie noną rozmowę. Astrid przyłożyła swoją dłoń do jego czoła, chcąc sprawdzić czy z chłopakiem faktycznie wszystko w porządku. Wtedy on przywarł do niej i pocałował ją namiętnie.
- Chodź, musimy skończyć co zaczęliśmy - wymruczał jej do ucha i uśmiechnął się promiennie.

~*~ * Bosz, nie wiem czy to się tak pisze

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


~*~
* Bosz, nie wiem czy to się tak pisze...

Dla mnie takie 2/10, ale niech już będzie... Następne będzie 10/10 ;) Trzymajcie za mnie kciuki w piątek (konkurs z historii) postaram się napisać później os'a (;

the greatest gift is love || hiccstridOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz