Nauka latania [3/4]

700 44 8
                                    


Nie potrzebuję skrzydeł,

by latać.

Potrzebuję... l u d z i,

dzięki, którym nie upadnę



Dochodziło południe, gdy oboje przesiadywali w twierdzy, słuchając jakże ciekawych opowiastek niejakiego Garvena, który po raz setny wracał do tego samego wątku, rozpatrując wszystkie wydarzenia z nim związane. Czkawka czuł, że powieki powoli mu opadają, choć naprawdę próbował zrozumieć sens wypowiadanych przez wikinga słów. Astrid siedziała na ziemi, nieopodal bawiących się dzieci. Sączysmark rzucał nożami w tarczę, Śledzik próbował przekonać bliźniaki co do swoich racji. 

Wódz Berk tak naprawdę wolałby znaleźć się czasami na bezludnej wyspie, choćby na chwilę, by móc przemyśleć niektóre kwestie. Cały czas poświęcał jednak swoim ludziom lub Astrid, choć co do tej drogiej osoby to nie miał żadnych pretensji.

— Wódz mnie wcale nie słucha — zauważył nagle Garven i popatrzył na Czkawkę z wyrzutem. Mężczyzna jednak nie zwrócił na niego uwagi. Patrzył na Astrid, która od kilku minut nic nie mówiła a przyglądała się wciąż temu samemu punktowi. Wstał wolno ze swojego stałego miejsca i podszedł do niej, ignorując wszystkich wokół. Kucnął przed dziewczyną i uniósł wolno jej podbródek w górę.

— Co jest, mała? — zapytał cicho. Nie odpowiedziała. Nie spostrzegł jednak, że wyciągnęła z jednej z jego kieszeni niewielki nóż. Skinął jedynie głową ze zrezygnowaniem, po czym wstał i odwrócił się, by odejść. Wtedy właśnie krzyknęła, zwracając na siebie uwagę wikingów.

— Wszystko jest w porządku! — Czkawka momentalnie popatrzył na nią. Natychmiast dostrzegł ostrze wymierzone w jej klatkę piersiową. — Wszystko jest tak, jak powinno być! Jestem po prostu przeszczęśliwa. — Warknęła, przybliżając nóż bliżej skóry.

— Astrid... proszę cię, oddaj mi to — poprosił cicho Czkawka, stawiając małe kroki w jej stronę. Patrzył ze smutkiem na to jak jej oczy naraz wypełniały się łzami. Chciał je zetrzeć, zapewnić ją, że sobie poradzą, jednak wiedział, że to nic nie da. Nie teraz.

— Przestań! — krzyknęła i wymierzyła teraz broń w jego stronę. — Mówiłam ci, ja już nie chcę tak żyć! Nie chcę już udawać! Nie chcę dłużej cię okłamywać! Nie chcę być dla ciebie ciężarem! — Jej słowa wstrząsnęły nim dogłębnie. Jak w ogóle mogła o tym pomyśleć w ten sposób.

— Astrid, uspokój się — odezwał się tym razem Sączysmark.

— Zostawcie mnie w spokoju! Odsuńcie się — poleciła i przybliżyła nóż w stronę swojego serca. Wikingowie patrzyli na tę scenę z przerażeniem, jednak nikt nie wykonał żadnego kroku. Czkawka bardzo powoli zniżył się do jej poziomu. Wyciągnął w jej stronę dłonie, choć wiedział, że jeśli się do niej nie zbliży, nie ocali jej. Patrzył jak po policzkach płyną potoki łez i nagle jego oczy wypełniły się tą samą cieczą.

— Posłuchaj mnie Astrid — zwrócił się w jej stronę. Blondynka jednak zamknęła oczy, czując jak gardło blokuje jej szloch.

— Nic nie mów — wykrztusiła z siebie.

— Proszę, odłóż to. Pokażę ci coś innego. Wrócimy do domu, porozmawiamy... razem. Nie pozwolę ci tutaj, dzisiaj umrzeć, rozumiesz? Nie godzę się na życie bez ciebie. Obiecałem ci dawno temu, że zawsze będziemy razem i nie zamierzam łamać tego słowa, mała. Nie zamierzam cię porzucać. Bardzo, bardzo, bardzo cię kocham. Nie potrafię bez ciebie żyć — szeptał, zbliżając się do niej. Widział jak dziewczyna bije się z myślami, jak walczy sama ze sobą. — Wokół siebie masz przyjaciół, rodzinę, masz mnie. Nie pozwolimy ci odejść. Nie poddasz się, nie z nami — powiedział, będąc na wyciągnięcie ręki. Astrid wybuchnęła płaczem, a Czkawka wyciągnął nóż, patrząc jej cały czas w oczy. Kiedy wiedział, że zagrożenie minęło, przytulił ją bardzo mocno do siebie, głaszcząc spokojnie po głowie.

the greatest gift is love || hiccstridOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz