- Cześć mamo! - krzyknęłam, wchodząc do kuchni i od razu przytulając się do kobiety stojącej przy stole. Poczułam jak jej ciepłe ramiona oplatają moje plecy. Czułam, że cały czas się uśmiecha. Po kilku sekundach odsunęła się nieznacznie ode mnie i pocałowała mnie delikatnie w czoło.
- Witaj w domu, córeczko - wyszeptała ze wzruszeniem. Odłożyłam swój plecack na stołek i umyłam ręce w ciepłej wodzie. Następnie wyciągnęłam z małego woreczka, przyczepionego do paska mojej spódnicy delikatną bransoletkę, ozdobioną błękitnymi kamieniami. Nie były one duże, ale idealnie wyszlifowane na kształt serduszek. Podałam prezent mamie, która zakryła usta, pełna zachwytu.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, mamusiu - powiedziałam i ponownie ją przytuliłam. Teraz ten gest jednak trwał nieco krócej.
- Dziękuję, jest taka śliczna - pocałowała mnie w głowę, a ja z rozkoszą zamknęłam oczy. Byłam szczęśliwa, że jej się podoba. Założyła ją na swój nadgarstek i przez chwilę jej się przyglądała. - No, Astrid, siadaj i opowiadaj. - Powiedziała i podała mi ciepłą herbatę, a następnie zajęła miejsce naprzeciw mnie. Zaśmiałam się krótko. Uwielbiałam z nią rozmawiać. Często dawała mi rady i podpowiadała co powinnam zrobić. Jednak najbardziej ceniłam ją za to, że potrafiła słuchać.
- Co chciałabyś usłyszeć? - zapytałam, patrząc na kubek, z którego unosił się biały dymek.
- O Końcu Świata, jeźdźcach, Czkawce... sama nie wiem, tak dawno cię tu nie było. Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej niż godzinę - powiedziała, a ja uśmiechnęłam się.
- Robimy sobie wakacje. Zostajemy na tydzień, a później się zobaczy. Po wygranej walce z Viggo nie mamy wielkich planów na przyszłość. Może na stałe wrócimy na Berk. Próbowałam rozmawiać na ten temat z Czkawką, ale mnie zbywa, jakby sam nie wiedział jaka decyzja jest najlepsza. Jednak będzie musiał jakąś podjąć - zaczęłam, patrząc jej w oczy.
- A ty? Wolałabyś wrócić czy mieszkać tutaj? - spytała. Westchnęłam.
- Na Końcy Świata jesteśmy jak wolne duchy. Mamy swoje zadania i obowiązki, ale przede wszystkim jesteśmy i czujemy się wolni. Nikt od nas niczego nie wymaga, nie jesteśmy do niczego zmuszani... Możemy latać całymi dniami i tworzyć nowe pomysły, projekty, choć to głównie Czkawka. Odkrywamy nowe krainy... - uśmiechnęłam się na samą myśl o tych cudownych chwilach - ...to niesamowite.
- Ale...? - mama widocznie wyczuła w moim głosie nutkę niezdecydowania.
- Tutaj jesteście wy... i chyba chciałabym właśnie tutaj mieszkać. Tęsknię za Berk i chyba każdy z nas - popatrzyłam za okno gdzie Sączysmark witał się ze swoim ojcem. Matka popatrzyła w ślad za mną. - No, ale będziemy musieli jeszcze to przedyskutować. Będziesz informowana na bieżąco.
- Ja myślę, ostatnio jakoś mało Straszliwców wysyłaliście... zaczęliśmy się niepokoić.
- To wszystko wina Viggo. Nie mieliśmy zbyt dużo czasu na pisanie listów i wysyłanie ich na Berk. Każdy miał ręce pełne roboty. Strategia, odpowiednie przygotowanie... zajęło nam tygodnie, ale się udało. W sumie większość zawdzięczamy Czkawce... - wyjaśniłam.
- No właśnie, Czkawka. Sprawa się rozwija? - zapytała podejrzliwie. No tak, mogłam się tego spodziewać, szczególnie po niej. Kiedy dwa miesiące temu wyznałam jej, że jesteśmy parą, nie przestawała zasypywać mnie pytaniami o nasz związek. Oczywiście nie miałam problemów z opowiadaniem jej o naszych relacjach. Jest moją mamą, daje mi rady i stara się jak może by było mi dobrze. Zaśmiałam się na jej słowa i upiłam łyk napoju.
- Można tak powiedzieć. Ostatnio nie mieliśmy dla siebie zbyt dużo czasu. Mam nadzieję, że zmieni się to na lepsze. Tęsknię za zwykłymi rozmowami, za jego towarzystwem i za chwilami, które mamy tylko dla siebie. Cały czas tylko praca, praca i praca. Myślałam, że będzie to wyglądało lepiej, a jest jeszcze gorzej niż kiedy byliśmy tylko przyjaciółmi. Wiem, że Czkawka ma dużo na głowie, ale... ja też go potrzebuję.
- Rozumiem cię doskonale. Może powinniście o tym porozmawiać? - podsunęła.
- Sama nie wiem, nie chcę mu wchodzić na glowę... - odparłam niepewnie.
- Powinnaś być wobec niego szczera. Mam pomysł! - krzyknęła nagle, aż się wzdrygnęłam przestraszona. - Zaprośmy go na kolację.
- No nie wiem... - zaczęłam niepewnie.
- Oj, Astrid. Wstawaj - podeszła do mnie i pociągnęła mnie w górę. Następnie wyciągnęła z szafki dwa fartuchy, jeden założyła na siebie, drugi rzuciła w moją stronę. Podeszła do półki, na której stało kilka książek kucharskich i zaczęła szukać przepisów. Śmiałam się głośno, zakładając podany mi fartuszek i patrząc na jej wybryki w kuchni. Jednocześnie cieszyłam się, że to właśnie ta kobieta jest moją mamą. Po kilku minutach przewracania kartek wskazała na zapisaną stronę, a ja przeczytałam szybko składniki i poczęłam wykładać je z szafek. Tylko jednego produktu nie mogłam nigdzie znaleźć.
- Nie ma mleka? - zapytałam, zwracając tym samym uwagę mamy. Ta pokręciła głową.
- Skoczysz do Tiny? Powinna mieć. - Zwróciła się do mnie.
- Pewnie. Zaraz wracam - odparłam na wychodnym, chwyciłam szybko garnuszek i wyszłam na zewnątrz.
Przemierzając wioskę patrzyłam na wikingów, na ich rutynowe zajęcia. Uśmiechałam się do każdego i z radością patrzyłam na dzieci bawiące się ze smokami. Dzień był słoneczny i ciepły. Wspaniały na lot z najlepszą przyjaciółką, lecz ja miałam teraz coś innego na głowie. Nagle poczułam jakiś ciężar na mnie w chwili gdy spotkałam się z twardą ziemią.
- Ała - syknęłam cicho i popatrzyłam na niezdarę, leżącą na mnie.
- Hej skarbie - był to Czkawka. Uśmiechnął się do mnie i pomógł mi wstać. Otrzepałam się z piasku, a on pocałował mnie delikatnie. - Wybacz nie zauważyłem cię. Co tu robisz? Myślałem, że jesteś w domu... - powiedział i podrapał się po głowie. Unikał kontaktu wzrokowego, jakby coś go gryzło.
- Idę do Tiny. A ty, co tu robisz? Szczerbatka nie ma, stało się coś? - spytałam i uniosłam jego podbródek. Chciałam by na mnie popatrzył.
- Nie, skądże. Wszystko w porządku - uśmiechnął się. - Szczerbatek chłodzi się w domu, a ja wracam z Twierdzy. Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Do zobaczenia - powiedział i odszedł. Nagle coś mi się przypomniało.
- Czkawka? - zatrzymał się w pół kroku i odwrócił w moją stronę. - Przyjdziesz z tatą na kolację, do nas, dzisiaj? - Jego twarz rozjaśnił uśmiech.
- Bardzo chętnie - powiedział to za taką lekkością, że z uśmiechem na ustach skierowałam się do domu Tiny, nie mogąc doczekać się wieczoru.
CZYTASZ
the greatest gift is love || hiccstrid
FanfictionJedyna, prawdziwa, bezkresna miłość. O tym chciałam zawsze pisać, gdy myślałam o Czkawce i Astrid. To dlatego powstała ta książka - aby zebrać multum pomysłów i przedstawić je czytelnikom. Jest dla Was. Zachęcam do czytania. Myślę, że każdy znajdzie...