Krzyk Czkawki odbił się od ścian małej, ciemnej przestrzeni.
Zamknął odruchowo oczy, słysząc świst bata, mknącego w jego stronę. Nie czuł już bólu. Po tak wielu uderzeniach nie czuł nic. Włosy miał mokre od potu, który spływał także po twarzy, wraz ze łzami. Mężczyźni, którzy go pobili zdarli z niego górną część ubrania, przez co pozostał w samych spodniach. Zrzucili mu również buta co poskutkowało tym, że jego cała prawa stopa ociekała krwią, niezdolna do chociażby chodzenia. Codziennie rano zaciągali go więc do sali tortur, nie bacząc na jego jęki i krzyki. Nie mieli w sobie za grosz człowieczeństwa.
Czkawka zamilkł. Już nie krzyczał, nie miał siły. Związane ręce opadły na podłogę z hukiem, całe jego ciało zaraz po nich. Już nie klęczał pochylony, teraz leżał w kałuży własnej krwi. Mężczyźni z maskami na twarzach machnęli na niego ręką i wyszli, zostawiając go samego.
Otworzył oczy, ale na powrót je zamknął i wtedy po raz pierwszy od wielu dni zaszlochał. Prawdziwe łzy spłynęły mu po policzkach, nie te wywołane bólem. Chciał się podnieść, ale nie potrafił. W ustach czuł prawie nieprzerwanie metaliczny smak krwi. Jego ciało płonęło i piekło jednocześnie. Czuł się jakby go palono żywcem. Wszystko płonęło.
Wszędzie był ogień. Zaczął drżeć. Trząsł się, nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Skulił się na tyle, na ile mógł i westchnął cicho.
Spadał.
Wciąż czuł jakby spadał.
Wciąż w DÓŁ...
w DóŁ...
w Dół...I nie było dla niego żadnego ratunku.
Początkowo myślał, że to wszystko to sen, jakiś koszmar, ale za bardzo boli, jak nigdy.
Głowę rozsadzał mu ból. Czuł jakby obwiązano mu czaszkę sznurkiem i mocno ściśnięto. Ból wżerał się w kości, nie chcąc popuścić nawet na sekundę.
- Astrid - szepta cicho. Usta ma spierzchnięte, a gardło suche. Jednak myśli o ukochanej, leczą jego rany. Szepta jej imię raz jeszcze i uśmiecha się lekko. To mu pomaga. Leczy. Ona zawsze była lekiem na wszelkie schorzenia. Zawsze potrafiła go uratować. Teraz sprawiała, że czuł się lepiej. I choć obawiał się, że zaraz mężczyźni wrócą, żeby go wykończyć, nie boi się tak bardzo. Przypomina sobie te wszystkie chwile, które spędzili w swoim towarzystwie, a serce roztapia mu się w kałuży krwi.
Nie ma ciemności.
Są smoki.
I wyścig!
I ona... Jej oczy. Widzi ją, jej uśmiech, jej włosy, jej dłonie. Ją. Przysłania całe zło, budując w nim nadzieję.Będę ostrożny.
Obiecał jej.
Wrócę.
Kolejna obietnica.
Nie martw się.
Prośba.
Kocham cię!
Wyznanie.
Nie dotrzymał słowa. Nie wrócił. Leżał, gdzieś z dala od domu, od rodziny, przyjaciół, z dala od niej.
- Przepraszam Milady.
Zapłakał głośniej, ale nikt go nie słyszał. Podparł się łokciami na zimnej podłodze i podniósł delikatnie na kolana. Głowę wciąż trzymał spuszczoną, pozwalał aby krople krwi skapywały na drewniane deski. Wziął głęboki oddech i uniósł podbródek. Jego oczy. Jego szmaragdowe spojrzenie przebiło ściany, rozsypało mury w piasek i trafiło prosto w jej serce...Astrid otworzyła szybko oczy i zaczerpnęła głośno powietrza. Po policzach spływały jej łzy. Kolejny zły sen. Teraz potrzebowała tylko ramion ukochanego i jego dotyku, słów, które potrafiły ją uspokoić i ukoić jej zszargane myśli.
W pokoju było zupełnie ciemno. Dziewczyna słyszała jak na dworze szaleje wichura, a deszcz bębni w dach budynku. Sięgnęła ręką na drugą stronę łóżka, ale nie wyczuła żadnego człowieka, a tym bardziej młodego mężczyzny, który na owym miejscu powinien się znajdować. Ukryła twarz w dłoniach i roztrzęsiona, zapłakała głośno. To nie był sen, jego tutaj po prostu nie było. Nie wrócił. Nie znalazł drogi do domu. Albo co gorsza, już jej miał nigdy nie znaleźć. Odrzuciła szybko futro i zapaliła świeczkę. Pokój został rozświetlony. Rozejrzała się po pomieszczeniu, dostrzegając na ścianach wspaniałe rysunki Czkawki, które wręcz uwielbiała. Podeszła do jednego i dotknęła go delikatnie. Przez jej twarz przepłynął lekki uęmiche, jakby przypomniała sobie moment kiedy rysował tego pięknego smoka, którego przedstawiał obrazek. Doskonale pamiętała tamten dzień. Tak jak każdy, spędzony w jego towarzystwie. Nie czekając dłużej zbiegła na dół i nie zakładając nawet futra na ramiona, wybiegła w koszuli nocnej na zewnątrz. Wiatr niemal przybił ją do ziemii. Miotał nią w lewo i prawo, nie szczędząc swojej mocy biednej dziewczynie.
- Czkawka! - krzyknęła, próbując się podnieść. Jednak nie miała na tyle siły.
Czuła, że LECI.
LeCi.
Leci.
- Obiecałeś, że zawsze będzie Czkawka i Astrid! Zawsze! Dlaczego, dlaczego nie dotrzymujesz obietnic? - Wyszeptała, próbując utrzymać się w pionie, kiedy wreszcie wstała. Ruszyła do przodu, nie wiedząc gdzie tak naprawdę idzie. Całą widoczność przyciemniał mrok, a deszcz wcale nie ułatwiał wędrówki. Wtedy poczuła jak czyjeś ramiona ją obejmują i podnoszą w górę.
Ona leci. Wciąż w górę. Nie upada.
Weszli do ciepłego domu. Tajemnicza osoba nie zamierzała jednak puszczać ani na chwilę Astrid i usiadła wraz z nią na ciepłych futrach, tuż obok jarzącego się paleniska. Blondynka otworzyła szybko oczy i zaszlochała. Była w ramionach Czkawki. Jej ukochanego. Pocałował ją delikatnie w czoło, odganiając wszystkie złe myśli.
- Myślałam, że, że mnie zostawiłeś, że nie wróciłeś, że cię zabili - powiedziała na jedym wdechu, a po policzach popłynęły jej łzy.
- Już tu jestem, Astrid. Zawsze będę. Zawsze.
- Zawsze. Zawsze będziesz - szepnęła ze spokojem i pozwiliła, by otarł jej łzy z policzków.
- Na wieczność. Obiecuję ci, Astrid. Za bardzo cię kocham by tak po prostu dać się zabić.
- Kochasz mnie - powiedziała cicho i zamykając oczy, z uśmiechem zapadła w spokojny sen.Obiecał. I dotrzymał slowa. Nie odszedł. Trwał przy niej, tej, i kolejnej nocy kiedy koszmar wrócił. Zawsze opowiadał o tym samym. Zawsze kończył się tak samo. Zawsze widziała jego oczy. Jaśniały w najczarnejszych ciemnościach. Dawały jej nadzieję.
Byli połączeni, niewidzialną, nierozelwalną nicią i głęboko wierzyli, że to ta nić trzyma ich blisko siebie. Nić zwana miłością...
Dla mnie średnio wyszło, ale sami oceńcie 🐶
Trzymajcie się! Udanej majówki! I może do zobaczenia/napisania w środę! Zobaczymy!Milady
PS. Zachęcam Was do głosawania na moje opowiadanie: https://sweek.com/#/search/Jutro%20mogę%20przestać%20istnieć
Będę Wam bardzo wdzęczna. Link także w opisie na moim profilu 👍🏻
CZYTASZ
the greatest gift is love || hiccstrid
FanfictionJedyna, prawdziwa, bezkresna miłość. O tym chciałam zawsze pisać, gdy myślałam o Czkawce i Astrid. To dlatego powstała ta książka - aby zebrać multum pomysłów i przedstawić je czytelnikom. Jest dla Was. Zachęcam do czytania. Myślę, że każdy znajdzie...