Dobrze wiedzieć, że się martwisz

1.9K 87 8
                                    

— Dasz radę — szepnęła Astrid, zaciskając mocnej kciuki w pięściach. Wiatr rozwiał jej włosy, w chwili gdy przed jej oczami przemknął czarny smok. Powietrze zapachniało nagle nim. Podskoczyła z oklaskami kiedy bezbłędnie wrzucił kolejną owcę do swojego kosza. Heather, stojąca obok niej westchnęła ciężko i opadła na ławkę, jednak cały czas kibicując Sączysmarkowi.
— Chyba znów wygra, co? — zapytała czarnowłosa i uśmiechnęła się, kiedy obok przeleciał na Hakokle ich przyjaciel. Cicho podkochiwała się w jeźdźcu, lecz w głębi serca za bardzo się bała wyznać mu prawdę. Zresztą działało to w obie strony.
— Jest w dobrej formie — odparła Astrid, cały czas obserwując sytuację na torze wyścigowym. Razem z Heather zrezygnowały z wyścigów tym razem, by pooglądać je z innej perspektywy. Głęboko wierzyła, że i tym razem Czkawce uda się wygrać, w końcu był najlepszy. Prowadził zaledwie jednym punktem, ale wszystko mogło się zmienić za pomocą czarnej owcy, która niespodziewanie wystrzeliła w górę. Sączysmark popędził Hakokła, wyprzedzając tym samym Szczerbatka. Czkawka natychmiast zareagował i ruszył w ślad za Koszmarem Ponocnikiem.
— Dajesz Czkawka, szybciej — wyszeptała Astrid do siebie, chcąc w jakiś sposób wesprzeć ukochanego. Szatyn podleciał bliżej przyjaciela, chcąc wyrwać mu zdobycz, gdy nagle zmniejszył szybkość. Jego ciało przeszył ból. Astrid zamarła, jako jedyna zauważając na twarzy chłopaka grymas.
— Coś się stało — powiedziała, obserwując chłopaka. Podleciał jeszcze raz, znów próbując wyrwać owcę.
— Twój chłopak zaczyna przegrywać? — zaśmiała się Heather.
Sączysmark odepchnął go na bok. Nie było to mocne uderzenie. Mimo to szatyn osunął się z siodła i kierował się ku oceanowi.
— Czkawka! — krzyknęła Astrid i szybko doskoczyła do smoczycy. Popędziła ją w dół. Nie zauważyła, że czarnowłosy zwyciężył. Wichurka pochwyciła chłopaka w szpony i przetransportowała go na ląd. Astrid zeskoczyła szybko na ziemię i podeszła do ukochanego. Ten usiadł na ziemi, podpierając się ramionami i popatrzył z uśmiechem na przerażoną dziewczynę.
— Co cię tak śmieszy?! — warknęła oschle.
— Czkawka? Nic ci nie jest? — Stoick dobiegł do nich i postawił syna na nogi.
— Nic mi nie jest, jak na razie — odparł, patrząc wciąż na wściekłą Astrid. — Miałem wszystko pod kontrolą.
— Taaa... na pewno — w głosie blondynki zabrzmiała kpina.
— No Czkawka, w końcu — uśmiechnął się Sączysmark, trzymając w ręce medal. — Wybacz, nie sądziłem, że nie utrzymasz się w siodle — dodał, widząc minę Astrid. Dziewczyna założyła ramiona na piersi i gdyby mogła to zapewne ciskałaby piorunami w obecnej chwili. Czarnowłosy odsunął się kilka kroków w tył.
— Wyluzuj, As. Przecież nic się nie stało — próbował uspokoić ją Czkawka, równocześnie ukrywając przed nią całą przyczynę owego upadku. Bo stało się i to wiele. Dziewczyna popatrzyła na niego z niedowierzeniem.
— I jeszcze masz czelność kłamać mi w oczy! — krzyknęła, nie zważając na to, że obserwowała ich niemal cała wioska. W oczach zabłyszczały jej łzy. — Myślisz, że jestem na tyle głupia, że nie zauważyłam jak kulisz się z bólu? — odsunęła się od niego, kiedy próbował ją objąć. — Dla twojej wiadomości: nie, nie jestem! — krzyknęła i odeszła w stronę wioski. Czkawka nie mógł jej tak po prostu zostawić i ignorując ból w lewej nodze podbiegł do niej. Wyprzedziła go jednak. Mieszkańcy omijali ich, nie zwracając uwagi na zdenerwowaną Astrid, a raczej nikt nie zamierzał wchodzić jej w drogę.

Dogonił ją dopiero na skraju lasu. Nie miał już sił, ale zdołał chwycić ją za rękę i odwrócić w swoją stronę.
— Przepraszam cię. Nie-nie to miałem na myśli — powiedział, czując jak krew odpływa mu z mózgu. Zignorował jednak gorsze samopoczucie. — Masz ochotę na krótki spacer? — zapytał i popatrzył na nią. Nie była przekonana, ale zgodziła się.

Szli wzdłuż wydeptanej ścieżki rozmawiając cicho. Czkawka za wszelką cenę próbował rozśmieszyć dziewczynę, by wróciła jego miła i potulna Astrid, ale w tym przypadku było to bardzo trudne. Droga nagle się zwężyła, więc szatyn puścił dziewczynę pierwszą i trzymając ją nadal za rękę kroczył za nią. Za nic nie chciał przerwać tych chwil, więc próbował ignorować przeszywający go wciąż ból. Zatrzymał się nagle, czując że nie zrobi ani kroku więcej. Wyczuła to i popatrzyła za siebie.
— Wszystko w porządku? — zapytała podchodząc bliżej. Nie miał siły nadal ukrywać przed nią całej prawdy. Głowa pulsowała coraz mocniej, a na czole wystąpiły kropelki potu. Zaprzeczył i upadłby na ziemię, gdyby dziewczyna nie zareagowała szybko i nie podtrzymała go. Nie byli bardzo daleko od wioski.
— Hej, Czkawka, nie odpływaj. Jestem tu — mówiła do niego, kiedy probował zamknąć oczy. — Co cię boli? — wymamrotał coś, ale nie zrozumiała, więc sama postanowiła poszukać odpowiedzi na własne pytanie. Przebadała go, dopiero po chwili zauważając przyczynę. Mianowicie zakrwawione spodnie w miejscu lewej łydki. Że też wcześniej na to nie wpadła. Podwinęła nogawkę w górę i ujrzała ropiejącą już ranę. Dotknęła jej delikatnie, co wywołało u chłopaka ciche jęki.
— To wszystkie przez te twoje nowe prototypy protez — powiedziała z wyrzutem, po czym westchnęła i podniosła go w górę. W oczach stanęły jej łzy, kiedy zobaczyła jak wiele bólu sprawia mu chodzenie. Nie uniosłaby go, a w okolicy nie było nikogo. Musiała sama sobie jakoś poradzić, a nie miała zamiaru zostawiać go samego, nawet na chwilę.
— Już niedaleko, Czkawka. Zaraz będziesz w domu — wyszeptała zdyszana, starając się iść w miarę szybko, a ostrożnie. Wreszcie kogoś zauważyła. Był to jeden z rybaków – Ulv. Zauważył on Astrid i nie pytając o nic wziął na ręce chłopaka.
— Lecę po Gothi — rzuciła na odchodnym i już miała wskoczyć na Wichurkę, która podbiegła do niej kiedy zatrzymał ją cichy, słaby głos.
— Astrid... Zo-zostań.
— Nic się nie martw, kochany. Zaraz wrócę — ucałowała go i udała się po wieszczkę, w czasie kiedy chłopak wreszcie dotarł bezpiecznie do domu. Nie było tam nikogo dlatego rybak poczekał na dziewczynę i starszą kobietę. Kiedy obie pojawiły się w pokoju szatyna, otrzymał podziękowanie i kolejne zadanie. Miał znaleźć i przywołać wodza, by wiedział co się stało. Astrid usiadła przy łóżku ukochanego i trzymała go za rękę w czasie gdy Gothi oglądała zaropiałą i zakrwawioną ranę. Wyglądała naprawdę źle.
— Nie rozumiem — wyszeptała przez łzy dziewczyna, kiedy staruszka narysowała jakieś znaki. Na szczęście szybko pojawił się wódz i zapytał:
— Czy to aby naprawdę konieczne? — starsza kobieta pokiwała głową. Stoick wypuścił głośno powietrze i spojrzał na Astrid, jakby prosił by wyszła, jednak ta nie ruszyła się z miejsca. — Przytrzymaj go. Mocno. Nie może się ruszać — wydał jej polecenie.
— Co wy... — chciała zapytać, ale po chwili domyśliła się o co chodzi i usiadła za Czkawką. Wódz uniósł go, tak by chłopak usiadł, a silne ramiona Astrid oplotły jego tors. Musieli oczyścić mu ranę, odcinając kawałek skóry. Było to niezwykle bolesne, ale konieczne, chyba, że Czkawka chciałby stracić większą część kończyny. Gothi przyniosła rozpalony niemal do czerwoności nóż i popatrzyła na przerażoną dziewczynę. Ciaśniej przytuliła do siebie chłopaka i skinęła głową, na znak, że mogą zaczynać.

Chłopak nie krzyczał, trząsł się, ale nie krzyczał. Astrid czuła jak spływają jej łzy, ale ona również musiała być silna. Czkawka walczył i cierpiał o wiele gorzej, dlatego obiecała być silna choćby dla niego.

Gdy było już po wszystkim, Czkawka leżał okryty futrem już wykąpany. Spał od dwóch godzin, ale było to dobre jak na jego stan. Musiał odpocząć. Gorączka powoli spadała, przynosząc mu ulgę. Astrid siedziała obok na krześle, podpierając się na łokciu opartym na łóżku. Dłonią masowała dłoń szatyna i patrzyła na jego zamknięte oczy. Miała nadzieję, że niedługo je otworzy, by mogła jak zawsze utonąć w jego spojrzeniu.

Zaczęło się od głębokiego oddechu. Później lekko uchylił oczy, natychmiast je mrużąc z powodu światła, ostrego i bardzo jasnego. Kiedy jednak wreszcie przyzwyczaił się do niego, zauważył, że zaraz obok leży dziewczyna. Jego dziewczyna. Astrid. Poruszył delikatnie dłonią, budząc ją. Usiadła prosto i popatrzyła na niego z uśmiechem. W oczach zalśniły jej łzy.
— Nigdy więcej tak nie rób — wyszeptała.
— Dobrze jest wiedzieć, że ktoś się martwi — odszepnął, nie mogąc zdobyć się na głośniejszy ton.
— Wyrzuciłam ją, tą nieszczęsną protezę — powiedziała dwudziestolatka i uśmiechnęła się. Czkawka odwzajemnił ten gest.
— Zrobię lepszą.
— Pomogę ci.
— Bezpieczniejszą i wygodniejszą. — odparł, czując jak powieki coraz bardziej mu ciążą.
— Śpij jeszcze. Do zobaczenia — wyszeptała i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. Chłopak przesunął się bardzo powoli i ostrożnie, robiąc jej miejsce. Położyła się obok niego i splotła ich palce razem, zasypiając wraz z ukochanym.

 Położyła się obok niego i splotła ich palce razem, zasypiając wraz z ukochanym

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Króciutki, ale miałam ochotę go napisać. Ostatnio mam bardzo mało czasu, ale pomysł wpadł mi dzisiaj do głowy i musiałam... 😂 Mam nadzieję, że Wam się podoba, przepraszam za błędy gdyby się pojawiły.

PS. Zdjęcie mojego autorstwa :)

the greatest gift is love || hiccstridOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz