Wojowniczka

1.8K 85 23
                                    

Astrid cały dzień chodziła smutna i przygnębiona. Nawet loty z Wichurką nie pomogły, nie mówiąc o zabawnych anegdotach z życia Sączysmarka, które opowiadali jeźdźcy przy kolacji w twierdzy. Czkawka nie od razu zauważył jej dziwne zachowanie. W końcu to Astrid Hofferson. Dopiero wieczorem, kiedy odprowadzał ją do domu spostrzegł, że dziewczyna niemal się nie odzywa, o uśmiechu nie było mowy, a kiedy pocałował ją na pożegnanie, wyglądała na zaskoczoną jego gestem. Chciał zapytać co się stało, ale nie wiedząc czemu, zrezygnował i odszedł.

Astrid weszła do domu. Zamknęła drzwi i poczuła jak łzy napływają jej do oczu. W budynku nie było nikogo oprócz niej. Usiadła przy stole i otarła łzy z policzków. Rzuciła okiem na kuchnię, którą już wysprzątała na przyjazd rodziców, którzy niebawem mieli przypłynąć na Berk. Blondynka bardzo ich kochała, a jednocześnie miała ich dość. Jako, że była jedynaczką, jedyną wojowniczką w domu, jej ojciec wymagał od niej by była najlepsza. Od dziecka trenowała według jego reguł, dzień w dzień, by stawać się coraz lepszą i lepszą. Na początku kupowała jego gatki typu, że kiedyś mu za to podziękuje, że będąc bezwzględną wojowniczką osiągnie sukces, ale w pewnym momencie zdała sobie sprawę, że nie do tego chce dążyć.

Jedyną osobą, której ojciec Astrid szczerze nie znosił był Czkawka. Szatyn wygrał Smocze Szkolenie, jeśli można to nazwać zwycięstwem, czym przekreślił Astrid drogę ku sławie. Ponadto Hoffersonowie, wyłączając oczywiście ich córkę, nie znosili smoków. Jako tako tolerowali Wichurę, ale na tym się kończyło. Cała rodzina składała się z wojowników. I tak już miało zostać.

Astrid tego nie chciała. Nienawidziła. Nie chciała być taka jak wszyscy. Dzięki Czkawce nauczyła się kochać. Z bezdusznej i pozbawionej uczuć dziewczyny zmieniła się na całkiem inną, kochającą.

Nagle usłyszała ciche pukani do drzwi. Szybko wstała i przejrzała się w zawieszonej na ścianie tafli lustra. Podkrążone, zaczerwienione oczy. Włosy w całkowitym nieładzie, brak uśmiechu. Jednak mimo swojego wyglądu odważyła się otworzyć drzwi domu. W progu stał Czkawka. Spuściła wzrok nie chcąc na niego patrzeć.
— Mogę wejść? — zapytał po dłuższej chwili. Astrid popatrzyła na niego zaskoczona jakby nie do końca rozumiała ich sens.
— Tak, tak, tak, pewnie. Wybacz, jestem trochę... zmęczona — odparła i przepuściła chłopaka w drzwiach. Wszedł do środka dosyć niepewnie, całkowicie zaskoczony jej zachowaniem. Nigdy jej takiej nie widział. Zamyślonej i jakby przerażonej.
— Słuchaj, wszyscy o ciebie pytają od rana. Nie byłaś na zajęciach. Wszystko w porządku? — spytał i chwycił jej drobną dłoń. Popatrzyła na niego dosłownie przez sekundę i poczuła jak w oczach wzbierają jej się łzy. Masz z nim zerwać – słyszała w głowie słowa ojca, jeszcze przed wyjazdem. I choć minął miesiąc nie potrafiła. Nie potrafiła tak po prostu powiedzieć, żd odchodzi, a na pewno nie zamierzała opowiadać o swoim ojcu w złym świetle. Na Berk był bardzo szanowany, uważany za wzorowego wojownika.
— Tak, wszystko dobrze — zmusiła się na słaby uśmiech.
— Popatrz na mnie — poprosił, jednak nie spełniła jego żądania. Po chwili milczenia wyciągnął rękę w jej stronę i położył dłoń na jej policzku, delikatnie go głaszcząc. Astrid zacisnęła mocno zęby nie chcąc się rozpłakać. Było to naprawdę bardzo trudne. Czkawka uniósł jej podbródek i spojrzał w wypełnione strachem i bólem oczy. — Co się dzieje? — teraz już nie odpowiedziała, nie potrafiła. Nie potrafiła dłużej kłamać. Po policzkach spłynęły jej łzy, jednak nie wydała z siebie ani jednego dźwięku. Przyciągnął ją do siebie i pozwolił wypłakać. Potrzebowała tego. Jego bliskości. Wziął ją na ręce i wszedł po schodach na górę. Ułożył ją na łóżku i sam spoczął obok, by po prostu być blisko. Przytuliła się do niego i rozpłakała. Głaskał ją delikatnie po plecach, ale nie mówił nic. Gdyby sama chciała, powiedziała by mu p wszystkim. Nie naciskał.
— Zostań — wyszeptała, gdy trochę się uspokoiła. Czkawka przeraził się jej stanem nie na żarty. Przecież nigdy taka nie była. Nie poznawał jej.
— Nigdzie się nie wybieram. Spróbuj zasnąć. Będę tutaj cały czas — odparł równie cicho i pocałował ją w czoło. Zamknęła oczy i już chwilę później spała opierając się o jego tors, a on obejmował ją opiekuńczymi ramionami, nie chcąc wypuścić jej ani na chwilę. Kilka minut później i pn odpłynął zapominając o całym życiu, mając na uwadze jedynie swój cały świat wtulony w jego ciało.

the greatest gift is love || hiccstridOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz