W blasku gwiazd [4/4]

561 46 3
                                    

When you fall, you're gonna hit hard

When you love with your whole heart

Remember the hard times make it you

That's when we'll show the world

They're not gonna break us

Bella Thorne -"Burn so bright"



— Stoick! — krzyknęła Astrid, budząc się nagle i siadając na łóżku. Czkawka także otworzył oczy, przestraszony, że coś się stało. Zauważył żonę, a raczej jej pochyloną sylwetkę. Wyciągnął dłoń spod ciepłego futra i pogładził jej plecy.

— Co się stało, skarbie? — zapytał i usiadł obok. Ta bez słowa wtuliła się w niego niepostrzeżenie.

— Koszmar. Śniło mi się, że Stoick jest na miejscu Ingrid, że umiera. Czkawka to było... to było takie realistyczne. Czy mógłbyś... czy mógłbyś sprawdzić, że wszystko z nim w porządku? — zapytała cicho, jakby wstydząc się swoich słów. Ona jedynie bała się o własne dziecko.

— No pewnie. Poczekaj — odparła i szybko wstał z łóżka. Normalnie, by się pewnie nie przejął, przecież to był tylko zły sen, ale widząc zmartwienie Astrid postanowił ją jakoś uspokoić. Za bardzo to wszystko przeżywała. Otworzył wolno drzwi do pokoju syna, jednak nie zastał go w środku. Rozejrzał się po sypialni, nie dostrzegając także siodła Bursztyna i notatnika, który zawsze leżał w tym samym miejscu.

Wrócił do żony. Siedziała na łóżku, wpatrzona w niego.

— Uciekł — zdołał tyle powiedzieć. Aż tyle. — Ale spokojnie, polecę go poszukać. Wezmę Szczerbatka, na pewno nie zapuścił się gdzieś daleko. Ty tutaj zostań i się nie denerwuj.

— Łatwo powiedzieć. Skąd możemy wiedzieć co mu strzeliło do głowy — odparła, ale zgodziła się z mężem.

Została. Jednak, kiedy Czkawka wyszedł z domu nie potrafiła zasnąć. Wstała zatem i ruszyła do pokoju córki. Być może ona wiedziała coś więcej o Stoicku i jego ewentualnym miejscu pobytu. Otworzyła drzwi, zaglądając do środka. W łóżku jednak nie zastała swojej córki, a jej chłopaka, smacznie śpiącego, przytulonego do poduszki. Zachichotała cicho, po czym zeszła na dół, skąd dochodził odgłos kroków.

— Nie wiedziałam, że Håkon nas odwiedzi — próbowała powstrzymać śmiech Astrid, kiedy ujrzała swoją córkę, zaparzającą sobie herbatę. Alfhild odwróciła się, niemal nie wylewając na siebie wrzątku. Widok Astrid zaskoczył ją kompletnie, była pewna, że poszła spać, kiedy tata wyszedł z domu.

— Sama nie wiedziałam, że przyjdzie — odparła w samoobronie.

— Jasne — uśmiechnęła się znacząco Astrid.

— No dobra, zaprosiłam go, ale nic nie robimy. On tylko śpi — powiedziała.

— Ja myślę, tata nie chciałby raczej jeszcze zostać dziadkiem — zaśmiała się, a Alfhild oblała się rumieńcem.

— Mamo — jęknęła.

— No co? Twój tata też nie mógł się ode mnie odkleić — napomknęła Astrid, a dziewczyna uśmiechnęła się zażenowana. Nie musiała znać aż takich szczegółów. Miała dopiero dziewiętnaście lat, nie spieszno jej było do opieki nad dziećmi. Nie była jak typowa młoda dorosła, zupełnie różniła się od przyjaciółek, jednak większość wikingów to podejrzewało. Charakter odziedziczyła zdecydowanie po mamie, a i Astrid nikt nie wchodził w drogę.

the greatest gift is love || hiccstridOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz