Dragons, they are kind, amazing creatures that can bring people together
Ogień powoli tlił się w palenisku. Wokół niego siedziało w sumie tylko pięć osób, włączając w nich mnie, Heather, Ami, Astrid i jakąś miejscową wieszczkę. Od ponad pięciu minut trwała cisza. Astrid siedziała przy naszej córeczce i głaskała ją po mokrym czole. Leki podane przez lekarkę trochę pomogły, lecz dziewczynka nadal była w fatalnym stanie. Odkąd przybyśmy do wioski spała. Moja żona nie odchodziła od niej na krok. Też nie wyglądała najlepiej. Wreszcie nie wytrzymałem widoku jej zmęczonej twarzy, wstałem i podszedłem do niej. Próbowałem użyć najpierw słów by przekonać ją do odpoczynku. Ona jednak pozostała nieugięta. Nie potrafiłem patrzeć jak cierpi, dlatego odciągnąłem ją od łóżka małej. Nie obyło się bez krzyku i łez, jednak zamierzony przeze mnie cel został spełniony. Posadziłem ją na kolanach i przytuliłem. Później czułem tylko jak delikatnie drga w moich ramionach. Zamknęła oczy, a po jej policzkach płynęły drobne łzy. W świetle ogniska srebrzyły się na jej rumianej twarzy. Była taka niewinna, taka delikatna, tak bardzo zraniona, zniszczona przez życie, zdradzona przez los. Było mi jej żal. I żal mojej córeczki. I żal tych wszystkich ludzi, którzy tam zostali.
- Jak to wszystko się zaczęło? - ciszę przerwało pytanie Heather. Popatrzyłem na dziewczynę w moich ramionach. Zastanawiałem się czy chcę by przypominała sobie to wszystko. Kiedyś powiedziała mi, że nigdy więcej nie chce przeżywać tego piekła na nowo, nigdy nie chce słyszeć opowieści o przegranej Berk. W jej błękitnych oczach lśniły łzy.
- Położysz się teraz? - zapytałem żonę, a ona pokiwała powoli głową. - Przyjdę do ciebie później - zapewniłem i pomogłem jej wstać. Otarła zbierające się kropelki łez i usmiechnęła delikatnie. Pocałowała mnie przelotnie w usta i poszła na górę. W głęgi duszy cieszyłem się, że zdecydowała się jednak położyć, ale w sercu mi jej brakowało. Od razu poczułem jej brak. Poprawiłem się na krześle i oparłem łokcie na kolanach.
- Od czego mam zacząć? - rzuciłem pytanie, na które natychmiast dostałem odpowiedź.
- Od początku. - Głos był nowy. Zdziwiłem się słysząc go. Przypominał mi o czymś. A raczej o kimś. Trochę twardy, trochę obcy. W cienia pokrywającego kąt pomieszczenia powoli zaczęła wyłaniać się postać. Łowca smoków. Dawny łowca smoków. Eret.
- Co cy tu robisz? Skąd? Dlaczego? - pomieszczenie zaczęło wypełniać się moimi pytaniami skierowanymi do mężczyzny, który usiadł obok Heather. Pocałował ją w policzek i powiedział, że mała śpi. Jaki pocałunek? Jaka mała? Nie wiedziałem co się dzieje. To wszystko zaczęło mnie już przerastać.
- Spokojnie Czkawka. Chcemy byś ty zaczął. Proszę - Heather popatrzyła na mnie z błaganiem. - Chcemy pomóc.Jak wrócić do piekła?
Jak nie wpaść w wir bólu?
Jak przetrwać przeszłość?
Jak?Zamykam oczy by pamiętać. Zamykam oczy by sobie przypomnieć. I zaczynam...
- Wróciliśmy na Berk zaraz po bitwie w Sanktuarium i oddaniu czci mojemu ojcu. Cały powrót na wyspę trochę trwał. Nie pamiętam dokładnie ile. - Otwieram oczy i na chwilę przerywam. - W każdym razie trochę minęło. Berk była w prawie całkowitej ruinie. Było wiele zniszczeń. Nie miałem nawet czasu tego kalkulować, od razu postanowiłem zająć się Drago. Chciałem odzyskać Szczerbatka. Wszystko trwało tak szybko, a dla mnie było niemal jak wieczność. Podleciałem do nich. Zupełnie do siebie nie pasowali. Jeździec był nieodpowiedni dla tego łagodnego, kochanego stworzenia jakim jest Szczerbatek. Tak czy inaczej, próbowałem ich rozdzielić. Próbowałem... przywrócić moją władzę nad smokiem. Próbowałem mu pomóc. Chciałem go przytulić, powiedzieć, że jest moim przyjacielem i w pewnym sensie to zrobiłem i kiedy już myślałem, że mi się udało... on strzelił plazmą. Zaatakował. Udało mi się zrobić unik, choć z trudem. Wtedy wszystko nabrało pędu. Próbowaliśmy się bronić, niektórzy do ostatniego tchu. - Znów przerwałem, tym razem słysząc kroki na schodach. Popatrzyłem w tamtą stronę i ujrzałem Astrid. Miała na sobie sukienkę Heather i białe, ciepłe futro. Rozpuściła włosy.
- Nie mogę zasnąć - wyszeptała ledwie słyszalnie. Podeszła bliżej mnie, po chwili dostrzegła Ereta. Spodziewałem się, że będzie krzyczeć i płakać, ale ona zapytała tylko: - Dlaczego nam to zrobiłeś?
- Astrid ja... ja nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Kiedy nadarzyła się okazja po prostu zwiałem. Nie miałem siły żyć w ''tym'' świecie. Świecie pełnym śmierci - odpowiedział cicho czarnowłosy mężczyzna.
- Nie pomyślałeś o nas? O swoich przyjaciołach? Uratowaliśmy cię. - Powiedziała oskarżycielsko Astrid.
- Chciałem wrócić, ale bałem się, że Drago mnie zabije. Choćby za samą ucieczkę - próbował bronić się Eret.
- Zabił Sączysmarka - w pomieszczeniu rozniósł się znów głos blondynki. - Zamiast ciebie.
- Później wprowadził Walki Smoków - dodałem chcąc skończyć swoją opowieść.
- Walki Smoków? - zapytała Heather. Przytaknąłem głową.
- Co miesiąc na arenie zbierało się całe Berk. Obecność była obowiązkowa, a to co działo się w centralnym środku było niewyobrażalne i niezwykle brutalne. Raz w miesiącu Drago wybierał walczących. Smoka i jego jeźdźca. Oczywiście stworzenie było pod panowaniem Alfy. Według naszego nowego "przywódcy" była to świetna gra. Gra na śmierć i życie. - Przerwałem i spojrzałem na Astrid. Skinęła głową bym kontynuował. - Pamiętam do dziś, że pierwszą walkę stoczył Pyskacz. Z bólem wbijał ostrze miecza w brzuch Marudy. Później uczestniczyli kolejni jeźdźcy. Śledzik, Mieczyk i Szpadka nie żyją... Od dwóch lat. - Eret i Heather wstrzymali oddech. - Z czasem próbowaliśmy zapomnieć. Nauczyć się żyć na nowo. Jakoś wyobrazić sobie dobre warunki w fatalnym życiu. Ale to chyba niemożliwe. Każdemu z nas los coś odebrał. Musieliśmy jednak walczyć dalej. Mamy córkę, którą musimy chronić. Wichurka odeszła trzy miesiące temu - skończylem szeptem. Nie chciałem by Astrid to usłyszała lecz blondynka wychwyciła każde zdanie mojej wypowiedzi. W końcu wielka fala łez zalała jej rumiane policzki. Zabicie smoka było dla niej wielką traumą, która nadal nie minęła. I nigdy nie minie. Zabicie najlepszego przyjaciela dla dobra dziecka było dla niej potężnym przeżyciem, które analizowała na różne sposoby. Aż do momentu kiedy jej ulubiony topór wbił się z głuchym zgrzytem w ciało smoczycy. Astrid przysięgła, że nigdy więcej nie weźmie broni do ręki. Nigdy więcej nie zada nikomu ciosu. Nigdy więcej nikogo nie zabije...
CZYTASZ
the greatest gift is love || hiccstrid
FanfictionJedyna, prawdziwa, bezkresna miłość. O tym chciałam zawsze pisać, gdy myślałam o Czkawce i Astrid. To dlatego powstała ta książka - aby zebrać multum pomysłów i przedstawić je czytelnikom. Jest dla Was. Zachęcam do czytania. Myślę, że każdy znajdzie...