Spacerek

1K 67 9
                                    


— Spakuj jeszcze pieluchę, butelkę z mlekiem, drugą z herbatką. Nie zapomnij o kocyku małej i zabawce — poinstruowała Czkawkę Astrid pochylając się nad córeczką, która leżała na ich łóżku. Mała chwyciła w rączki jej rozpuszczone włosy i włożyła do buzi. Blondynka szybko zareagowała, unosząc jej ulubionego misia nad dzieckiem. To zachwyciło się pluszową nocną furią, zostawiając jasne kosmyki.

— Skarbie, nie przesadzasz? Nie będzie nas raptem dwie godziny — odparł szatyn, ale posłusznie zapakował wszystko do niewielkiej torby, po czym przewiesił ją na ramieniu.

— Przezorny zawsze ubezpieczony — powiedziała tylko, po czym wstała i wzięła dziecko na ręce. Dziewczynka skrzywiła się, kiedy tylko została przekazana mężczyźnie, ale nie miała większego wyboru i towarzystwo taty musiało jej wystarczyć. — Uwierz, że większość z tych rzeczy przyda ci się w przeciągu jednej godziny — zaśmiała się. Czkawka nigdy specjalnie nie zwracał uwagi na to, co zabiera jego żona na spacerki z ich córeczką, dlatego teraz nie był do końca przekonany. Postanowił jednak uwierzyć jej na słowo.

— Okej. Spokojnie, wierzę ci — odparł z uśmiechem i zszedł na dół. Zaraz za nim podążyła Astrid, która ogarnęła wzrokiem główne pomieszczenie z ciężkim westchnieniem. Czkawka zauważył jej przemęczenie już dawno, dlatego postanowił odciążyć ją nieco od obowiązków. Jednak nadal nie był w stanie pomagać jej na tyle, by miała choć chwilę dla siebie.

— Powinnaś odpocząć. Teraz — zwrócił się do niej spokojnie.

— Mam dużo pracy — powiedziała i wskazała na bałagan, który panował w ich domu.

— Zajmę się tym, kiedy wrócę. Prześpij się, kochanie — uśmiechnął się i cmoknął ją w czoło. Alfhild, którą trzymał na rękach już nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie wyjdzie na zewnątrz, dlatego zaczęła delikatnie kopać Czkawkę. Ten zaśmiał się, lecz nic więcej nie powiedział. Wyszedł za to na dwór i ruszył spokojnym krokiem w stronę twierdzy.

Alfhild od kilku minut szła na własnych nóżkach, a raczej próbowała razem z Czkawką, który trzymał ją za rączki, asekurując ją tym samym. Była to dosyć niewygodna pozycja, jednak dziecko było nad wyraz szczęśliwe, próbując swoich sił przy chodzeniu. Wyglądało to bardziej jak włóczenie nóżkami, jednak od czegoś trzeba było zacząć.

— Alfhild, uważaj kochanie — powiedział, chcąc ominąć spory kamień, leżący na drodze. Dziewczynka jednak uwolniła się z uścisku taty i usiadła obok, biorąc go szybko do rączki, a następnie do buzi. Czkawka szybko zareagował odbierając córeczce nową zabawkę. Zamiast tego podarował jej ulubione przez nią ciastko, które Astrid spakowała do torby chwilę wcześniej. Szatynka nie była specjalnie zachwycona i z grymasem wstała z ziemi. Zrobiła jeden bardzo niepewny krok naprzód, tracąc nagle równowagę. Czkawka złapał ją i wziął na ręce, prowadząc w stronę twierdzy. W czasie tej niedługiej, choć nieco wyczerpującej drogi, Alfhild zdążyła zjeść połowę ciastka, część wplątując we włosy taty, który zdawał się nie zwracać na to uwagi.

Czkawka wszedł do twierdzy, w której przebywało kilkoro wikingów omawiających jaki bliżej nieokreślony temat, a także Sączysmark i Śledzik, siedzący przy jednym ze stołów nad stosem papierów i dokumentów. Przysiadł do nich, sadzając Alfhild na kolanach. Dziewczynka była jednak bardzo kapryśna.

— Astrid wysłała cię na spacer z małą? — zapytał Smark, chichocząc pod nosem z bezradności wodza na humorki własnej córeczki. Szatyn, chcąc nie chcąc, przytaknął, choć niechętnie przyznając się do porażki.

— Może jest głodna? — próbował pomóc Śledzik, a Czkawka ożywił się nieco.

— Możliwe — powiedział i wyciągnął z torby butelkę z mlekiem. Położył dziewczynkę na ramieniu i podał jej butelkę z mlekiem, którą zaczęła powoli ssać.

the greatest gift is love || hiccstridOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz