You can only try

1.5K 60 7
                                    

And the boy he has loved 

And the man he has lost 

"Walk in the rain" - Passenger


Czkawka przystanął na chwilę, patrząc na pomnik własnego ojca. Od jego śmierci minęło już sporo czasu. Dokładnie trzy lata, odkąd z wielką czcią pożegnali wielkiego wodza — Stoicka Ważkiego, który teraz mógł obserwować swojego syna oraz osadę z dalekiej Walhalli.

Mężczyzna poczuł jak pod powiekami zbierają mu się łzy. Pozwolił spłynąć im chwilę później, nie hamując własnych uczuć. W pobliżu nie było żywej duszy. Zapowiadało się na deszcz, więc wikingowie zaszyli się dawno we własnych chatach, chcąc uchronić się przed ulewą. Czkawka również miał zamiar udać się do domu, jednak przed tym postanowił posprawdzać wszelkie umocnienia oraz dopilnować, by wszyscy schowali się w chatach.

Teraz miał czas dla siebie. 

Czas, by popatrzeć w przeszłość.

Zamknął na moment oczy, czując delikatne krople deszczu na ciele. Nie zraził się jednak, co więcej uśmiechnął i oddał się temu co nieuniknione.


— Czkawka, jak Thora kocham, albo wreszcie powiesz mi co jest grane, albo pójdę pogadać na ten temat z Astrid — powiedział wreszcie Stoick, patrząc z powagą na swojego syna. Czkawka wpatrywał się we własną protezę, jakby szukał w niej jakiejś niedoskonałości. Nie miał ochoty rozmawiać ani z ojcem, ani z nikim innym, a jedynie wyrwać się w jakieś zapomniane przez świat miejsce. Pragnął zostać sam ze swoimi problemami. A raczej problemami jego i Astrid.

— Nic się przecież nie dzieje — odparł po krótkiej chwili chłopak, nadal nie patrząc na ojca.

— I ty naprawdę myślisz, że ci uwierzę? — zapytał, choć nie oczekiwał odpowiedzi. — Chodź do domu — rzucił cicho i ruszył w kierunku chaty. Czkawka chcąc nie chcąc podążył za nim, choć domyślał się, że jeśli spełni wolę ojca, nie będzie już odwrotu.

Weszli do chaty kilka minut później. Dzień był raczej chłodny, zbierało się na deszcz. Oboje poczuli przyjemne ciepło, w chwili, gdy przekroczyli próg domu. Stoick od razu usiadł na ulubionym krześle, a Czkawka stał, jakby zastanawiając się co tak właściwie zrobić. Miał ochotę wskoczyć na Szczerbatka, który spał spokojnie przy palenisku i lecieć gdzieś poza horyzont. Jednak z drugiej strony coś kazało mu zostać w domu, a co więcej porozmawiać z ojcem. Przeważnie starał się uciekać przed tym co miało nadejść, teraz jednak nie był w stanie dłużej utrzymać przed wszystkimi tajemnicy, którą skrywał w sercu.

— Nie powinna ze mną być — wyszeptał ku zaskoczeniu nie tylko Stoicka, ale i swojemu. Podniósł wzrok, napotykając zdziwione spojrzenie ojca. Czkawka nie ruszył się z miejsca, stał tak jak do tej pory.

— Nie rozumiem cię Czkawka — westchnął wódz. — Co się stało? Dlaczego wyciągasz takie wnioski?

— Nigdy nie będę dla niej wystarczająco dobry — odparł szatyn. — Ona zasługuje na kogoś, kto nie będzie wciąż uciekać. Kto będzie przy niej zawsze. Kto dotrzyma słowa i nigdy jej nie zostawi, bo żaden cholerny łowca nie będzie do niego strzelać! Właśnie o to się pokłóciliśmy! Moje życie bez ryzyka byłoby niczym, nie potrafię bez tego żyć. Boi się, że mnie straci. Najgorsze jest jednak to, że nie potrafię jej zostawić... i chyba... chyba nie potrafię bez niej żyć.

— Dlaczego jej tego nie powiesz?

— Nie uwierzy mi. Myśli, że smoki i ryzyko to mój świat, że nic innego się nie liczy. — Powiedział, jakby z wyrzutem.

the greatest gift is love || hiccstridOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz