Syriusz wyszedł na taras Indrahill, chcąc odetchnąć świeżym powietrzem i przez chwilę zostać sam. Słowa Bastet ubodły go i musiał nad nimi spokojnie pomyśleć. Był z natury raczej narwany i zwykle mu to nie przeszkadzało, ale zdawał sobie sprawę z tego, że w tym konkretnym przypadku nie powinien podejmować żadnych decyzji pod wpływem emocji, ponieważ mógł tego gorzko pożałować. Vallerin...była dla niego ważniejsza, niż cokolwiek w jego dotychczasowym życiu. Jeśli zacznie świrować z powodu słów kobiety, którą znał od kilku godzin, może zmarnować swoją jedyną szansę, a tego nie chciał. Przystanął, zdezorientowany. Oprócz szumu słonej bryzy usłyszał coś nieoczekiwanego - cichy śpiew. Delikatny, męski głos doskonale wpasowywał się w melodię wiatru, tworząc coś niespotykanie urokliwego. Nie rozumiał ani jednego słowa, jednak nie przeszkadzało mu to we wsłuchiwaniu się w tęskną, melancholijną pieśń. W oddali dostrzegł bezładną, jasną czuprynę, częściowo ukrytą za kamienną, wyszczerbioną ławką. Podszedł powoli do śpiewającego osobnika i uśmiechnął się łagodnie, widząc Lio. Jarri siedział na podłodze, opierając się plecami o krawędź topornej ławy. Miał zamknięte oczy, a dłonie mocno przyciskał do uszu, przy okazji kołysząc się lekko w rytm melodii. Nienachalnie położył dłoń na ramieniu Ogara, który natychmiastowo przestał śpiewać i spojrzał na niego nieobecnymi, smutnymi oczyma. Szmaragdowe tęczówki szybko odzyskały swój unikatowy, dziecięcy blask, ubogacony nutą nieprzesadnie skrywanego szaleństwa.
- Co tu robisz? - czarodziej odsunął rękę.
- Ukrywam się - Lio uśmiechnął się szeroko, w typowy dla niego sposób. - Przyłączysz się?
Blondyn przesunął się, robiąc miejsce byłemu więźniowi. Black nie wahał się zbyt długo i usiadł obok Ogara, który oparł głowę na jego ramieniu, najwidoczniej nie dostrzegając w tym niczego dziwnego. Przez kilka minut nie odezwali się nawet słowem, wspólnie patrząc na wieczorne niebo, z wolna rozbłyskające migotliwym światłem gwiazd. Czarodziej zerknął kątem oka na towarzysza, który zaczął dygotać i zaśmiał się pod nosem. Noc zapowiadała się na jedną z chłodniejszych, a wychodzenie w samej koszulce zdecydowanie nie było najlepszym pomysłem. Ściągnął skórzaną kurtkę i zarzucił ją na ramiona Lio.
- Dlaczego się ukrywasz? - zapytał cicho.
- To cholerne wycie - spojrzał mu prosto w oczy - doprowadza mnie do szału. Nie chcę, żeby on umarł. Nie chcę, żeby ludzie których lubię ginęli - wyciągnął dłoń ku gwiazdom. - Znowu.
- Robimy co możemy, żeby go ratować - postarał się brzmieć zdecydowanie, jednak marnie mu to wyszło. - Nikt z nas nie ma zamiaru zrezygnować z walki o Ravena.
- Jeśli Ravi umrze... - mocniej przywarł do boku byłego więźnia - Dragan nas wszystkich zabije.
- Chyba trochę przesadzasz.
- Nie! - zaprotestował gwałtownie - Drag słucha tylko Raviego. To on odciąga go od głupich pomysłów, a jak go zabraknie... - westchnął ciężko - nie będzie już nikogo, kto powstrzyma Dragana. Nie odpuści Lordom. Uknuje jakiś chory plan, przez który wszyscy zginiemy - poprawił głowę na barku czarodzieja. - Żaden z nas mu się nie przeciwstawi, bo jesteśmy tak samo popierdoleni jak on i nam też udzieli się żądza zemsty. Znowu usłyszymy pieśń i całkiem nam obije. Przestaniemy myśleć - zielone oczy pociemniały. - Będzie liczyło się tylko wezwanie i radość siania zniszczenia, która wpędzi nas do grobu. Nie będzie miało znaczenia nic, poza tą potężną chęcią utopienia świata we krwi tych, którzy staną nam na drodze. To jest potworne... całkowicie nieludzkie i niewyobrażalnie przyjemne. Nie umiemy się temu oprzeć. Nigdy nie umieliśmy.
Zamilkł, poświęcając całą uwagę nieboskłonowi. Martwił się - z godziny na godzinę coraz bardziej. To co powiedział, było prawdą. Tak wyglądało piętno odrodzonych, które na własne życzenie przyjęli, rzucając się w Otchłań. Oni znacznie częściej wpadali w istny szał, z którego Kolekcjoner potrafił ich wyciągnąć, ale kto zatrzyma króla, gdy zabraknie jego najwierniejszego doradcy? Nie chciał o tym myśleć. Dragan co kilkadziesiąt lat znajdował sobie osobę, pełniącą funkcję jego prawej ręki i liczył się z opinią wybrańca, o ile ten potrafił ją odpowiednio uargumentować. Ogary się do tego nie nadawały. Gotowi byli w każdym momencie oddać się bezlitosnej rzezi, częstokroć dla samej radości zabawy i nie kontrolowali swoich zapędów. Przebywając za blisko siebie, nakręcali jeden drugiego, co nigdy nie kończyło się dobrze. Potrzebowali Ravena. Potrzebowali w swoim gronie głosu rozsądku, którego opiniom mogli ufać. Wzdrygnął się, czując dłoń Syriusza na swojej głowie.

CZYTASZ
Córa rodu Phoenix.
ФанфикLady Vallerin Crown, córa rodu Phoenix - kobieta, której miłość do czarodzieja już raz złamała życie, po raz kolejny daje się wciągnąć w świat magii. Na prośbę swego przyjaciela, Albusa Dumbledore'a, wraca do Hogwartu, żeby mieć tam na oku młodego...