Na tydzień przed rozpoczęciem roku szkolnego, Albus zwołał nadzwyczajne zebranie grona pedagogicznego. Dla większości nauczycieli nie było to żadnym zaskoczeniem, zważywszy na Turniej Trójmagiczny, organizowany po raz pierwszy po dłuższej przerwie. Przez całe lato dokładali wszelkich starań, by zawody mogły odbyć się na terenie Hogwartu i były bezpieczne dla uczestników. Wyzwanie logistyczne, jakie przed nimi postawiono, wydawało się olbrzymie, jednak wspólnymi siłami podołali zadaniu. Częste spotkania gwarantowały porządek oraz przemyślane wdrażanie kolejnych działań, co w wyraźny sposób ułatwiało sprawę. Tym razem również zebrali się w Wielkiej Sali, zakładając, że pozostały im do omówienia ostatnie kwestie organizacyjne. Czekali na przybycie dyrektora, zabijając czas swobodnymi dyskusjami. W końcu Albus do nich dołączył, jednak nie był sam. Tuż za nim szedł wysoki mężczyzna w eleganckim, czarnym garniturze i białej koszuli, lekko rozpiętej pod szyją. Zatrzymał się tuż obok Dumbledore'a, uważnie obserwując zmieszane twarze nauczycieli. Żaden z nich - poza Severusem - nigdy wcześniej go nie widział, jednak jego obecność z jakiegoś powodu nie wydawała im się niepokojąca. Roztaczał wokół siebie silną aurę przyjemnego spokoju, pozwalającą się rozluźnić. Albus podszedł do stołu i oparł dłonie na zadbanym blacie, szykując się do zabrania głosu. Wszystko mieli ustalone. Przedyskutował z Vallerin i Draganem każdy jeden szczegół, dotyczący nowego gościa w Hogwarcie. Zapoznał się z obszernymi, dopracowanymi teczkami dokumentacji, które tchnęły nową iskrę życia w jego wnuczkę. Był gotów odegrać swoją rolę w tym misternym przedstawieniu, którego nie był już dłużej jedynym autorem. Zgodził się zaakceptować pomysły Luthera, znacznie lepiej przemyślane i spójne, niż jego własne. Wziął głęboki wdech, posyłając ciepłe spojrzenie zgromadzonym pracownikom.- Drodzy moi - zaczął pewnie. - Zapewnie wiecie o tym, co stało się podczas finału Mistrzostw Świata. Ministerstwo wciąż bada tę sprawę, jednak nie możemy wykluczyć tego, że z jakiegoś powodu Śmierciożercy powrócili. Nie znamy ich planów. Nie wiemy, gdzie ich szukać, ani co jest ich celem - przesunął wzrokiem po skupionych twarzach współpracowników. - Możemy być pewni tylko jednego. Usiłowali porwać Gallateę - umiejętnie wymusił drżenie głosu. - Podnieśli rękę na naszych wychowanków. Jeden z nich pobił moją wnuczkę oraz pana Zabini'ego, który chciał ją ratować. Ta sytuacja... - zacisnął dłonie w pięści - ja...
Poczuł na ramieniu dłoń kompana, który postanowił przejąć inicjatywę. Był znacznie lepszy w odgrywaniu różnorodnych ról, a lata praktyki wyzwoliły go spod ciężaru niepewności.
- Powól, że ja wyjaśnię, Albusie - uśmiechnął się do czarodzieja kącikiem ust. - Nazywam się Marco Bianchi. Na prośbę Albusa w te wakacje dotrzymuję towarzystwa Gallatei, z uwagi na natłok jego obowiązków służbowych. W związku z ostatnimi wydarzeniami, wyznaczono mnie do zajęcia się kwestią bezpieczeństwa Tei również w trakcie trwania roku szkolnego. Proszę się nie obawiać - uśmiechnął się łagodnie. - Nie będę w żaden sposób zakłócał państwa pracy, ani mieszał się w szkolne sprawy. Pełnię wyłącznie rolę obserwatora.
- Więc to prawda? - pobladła Pomona ciasno splotła dygoczące dłonie. - Chcieli ją porwać?
- Niestety - jednooki mocniej uścisnął ramię dyrektora, subtelnie pogrywając na emocjach. - Nie mamy pojęcia, czy było to zaplanowane od samego początku, czy tylko skorzystali z okazji. To bez znaczenia - przyjemnie delikatny głos w jednej chwili stał się deprymująco oschły. - Obrali Albusa za cel i najwyraźniej nie cofną się przed niczym, żeby uprzykrzyć mu życie. Niezamierzenie jednak wymierzyli policzek bardzo wpływowej rodzinie, która nie przymyka oka na bezczelność.
W Sali zapanowało milczenie. Wszyscy słyszeli - mniej lub bardziej potwierdzone - pogłoski, że Gallatea Dumbledore była w jakiś sposób spokrewniona z włoskim Ministrem Magii. Nikt nie śmiał wprost o to zapytać, lecz plotki rozeszły się lotem błyskawicy, odnajdując stałe miejsce w prywatnych rozmowach. Albus zerknął kątem oka na Marco, szukając niemej porady. Nie był pewien, czy powinien w ostentacyjny sposób informować o relacjach rodzinnych swojej żekomej synowej, ani czy w ogóle podejmować głośno ten konkretny temat. Pojęcia nie miał, z której strony to wszystko ugryźć. Raven czuł na sobie spojrzenie starca, ale całkowicie je zignorował. Doskonale wiedział, co robić.

CZYTASZ
Córa rodu Phoenix.
Fiksi PenggemarLady Vallerin Crown, córa rodu Phoenix - kobieta, której miłość do czarodzieja już raz złamała życie, po raz kolejny daje się wciągnąć w świat magii. Na prośbę swego przyjaciela, Albusa Dumbledore'a, wraca do Hogwartu, żeby mieć tam na oku młodego...