3

7.7K 425 66
                                    


Lądując na wilgotnym piasku dostrzegłem Felix'a czekającego zapewne na mnie. Chłopak opierał się o drzewo i chociaż twarz miał zasłoniętą kapturem, to po jego posturze domyśliłem się, że jest znudzony całą sytuacją. W dłoniach trzymał długi miecz, któremu przyglądał się uważnie.

- Przez chwilę miałem wrażenie, że tam zostaniesz - odezwał się na powitanie nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem .

- Nie miałem takiego zamiaru - prychnąłem podchodząc do niego.

- Znalazłeś coś? - W końcu na mnie spojrzał zdejmując przy tym kaptur.

- Nic godnego naszej uwagi - westchnąłem uznając, że nie ma sensu wspominać mu o tajemniczej Wendy Darling, o której jak na złość cały czas myślałem.

- Zapewne Cień był szybszy.

- O czym mówisz? - Uniosłem brew nie rozumiejąc, o co mu chodzi.

- Wyruszył od razu za tobą. - Obrócił broń w dłoniach. - Nie byłem w obozie od kilku godzin, więc możliwe, że coś znalazł.

Wściekły zacisnąłem dłonie w pięści. Ja i Cień mieliśmy zupełnie inne metody, co do odnajdywania Zaginionych Chłopców. On je porywał nie dając im nawet dojść do słowa, natomiast ja dawałem propozycję. Nigdy nikogo nie zmusiłem do zamieszkania w Nibylandii. Zapewne, dlatego to chłopcy ode mnie przeżywali najdłużej. Byli tu, ponieważ to oni tak zadecydowali. Od początku wiedzieli, jakie niebezpieczeństwa czyhają na nich na wyspie oraz co mogą dostać w zamian.
Nibylandia miała w sobie tyle mroku, co samo piekło. Pułapki, które zastawił pierwszy pan tej wyspy, moje, czy nawet Hook'a były śmiertelnie niebezpieczne. Swoim bogactwem i pięknem przyciągała wielu piratów, jednakże tylko nieliczni przeżyli samo wpłynięcie w okolice wyspy. Jednak ci, którzy zostawali byli niebezpieczni i zepsuci do szpiku kości. Dlatego właśnie potrzebowałem chłopców pragnących walczyć, a nie dzieci, które nie potrafiłyby utrzymać głupiej broni. Nastolatkowie w wieku czternaście - siedemnaście lat byli wręcz idealni. Zbuntowani, mający wrażenie, że cały świat jest przeciwko nim byli doskonałą bronią. Niektórzy żyli tu tak długo, że zapominali skąd pochodzą i dlaczego się tu znaleźli. Jednym z nich był Felix, którego zabrałem tu, jako pierwszego. Znalazłem go w pierwszej połowie dziewiętnastego wieku pod gruzami jednego z budynków. Tamtego dnia trzęsienie ziemi pochłonęło tysiące ofiar, a Felix miał szczęście, że przeżył. Uznałem, że potrzebuję kogoś na wyspie, a blondyn wydawał się idealny do tego. Po prawie dwustu latach nie żałowałem swojej decyzji. Chłopak okazał się wspaniałym przyjacielem i najlepszym wojownikiem, czy też moją prawą ręką. Felix był po prostu niezastąpiony.

- Chodźmy już - odezwał się blondyn. - Chłopcy nie będą czekać.

Przytaknąłem głową, jednak przyjaciel nie ruszył się z miejsca. Westchnąłem zdając sobie sprawę, co to może oznaczać. Znałem go, aż nazbyt dobrze.

- Co się dzieje? - spytałem.

- Hook z dnia na dzień jest potężniejszy, a jego szeregi powiększyły się. Nie daliśmy rady - powiedział najwyraźniej nie próbując być delikatny.

- Ilu zginęło? - spytałem obawiając się najgorszego.

- Mike, Thomas i czterech nowicjuszy. - Przegryzł wargę, a ja głośno westchnąłem.

Peter panOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz