15

5.2K 360 53
                                    

 – Właściwie – zaczęła Wendy przerywając ciszę. – Od ilu lat tu jesteś?

Zastanowiłem się przez chwilę patrząc w niebo. Zabrałem dziewczynę w najbardziej bezpieczne miejsce na wyspie, czyli jak najdalej od piratów oraz Cienia. Nigdy się tu nie zapuszczali, w sumie z nieznanych mi powodów. Była to druga część wyspy, na której zupełnie nic się nie działo. Lata temu zastanawiałem się, czy na pewno nie rozbić obozu w tym miejscu, jednak szybko z tego zrezygnowałem zdając sobie sprawę, że na tych terenach nie zapuszcza się żadne dzikie zwierzę. Mogłoby to powodować problemy z polowaniem, co za tym idzie z pokarmem. W dodatku, rosły tutaj same drzewa iglaste, na których za żadne skarby nie postawiłby nikt domku. Gdyby tego było mało, okolica ta była terenem górzystym i chłodniejszym, co również nie sprzyjałoby w funkcjonowaniu chłopców.

– Dłużej, niż możesz sobie wyobrazić – odpowiedziałem w końcu uśmiechając się do niej.

– Chcę wiedzieć dokładniej. – Uniosła brew.

– Nie jestem pewny. – Wzruszyłem ramionami. – Na pewno od ponad dwustu... może trzystu.

– Żartujesz? – Zaśmiała się, a ja widząc jej minę pokręciłem głową.

– Jeśli mamy rok dwa tysiące dwudziesty to mam dokładnie... trzysta dwadzieścia pięć lat.

– Niemożliwe – szepnęła. – Chcesz powiedzieć, że masz trzysta dwadzieścia pięć lat i nadal zachowujesz się jak dziecko?

– Schlebiasz mi. – Zaśmiałem się. – Jeśli nie zachowywałbym się jak dziecko, to jaka byłaby moją rola w Nibylandii?

– Czyli nie mam, co liczyć na to, że przestaniesz być zapatrzonym w siebie, egoistycznym dupkiem?

– Przecież to we mnie uwielbiasz – powiedziałem udając urażonego i zaskoczonego jednocześnie. Prychnęła teatralnie, na co zaśmiałem się nie mogąc udawać powagi. Po chwili jednak spoważniała spoglądając w ziemie, jakby się nad czymś zastanawiała. Westchnąłem domyślając się jakie mogą być jej następnie słowa i o czym chce ze mną porozmawiać.

– Nie mogłem inaczej – postanowiłem odezwać się pierwszy, chcąc z jednej strony mieć tą rozmowę za sobą.

– Słucham? – Uniosła głowę od razu na mnie spoglądając.

– Henry, z chłopakiem, któremu pomogłem się zabić. – Dziewczyna spięła się, gdy wypowiedziałem jego imię. – Zanim zacznę chcę, abyś wiedziała, że będę z tobą całkowicie szczery. Mam dość tego, że wszyscy oceniają mnie przez pryzmat tej historii, a nikt tak naprawdę nie zna jej całej. – Przytaknęła głową, jakby zrozumiała o co mi dokładnie chodzi, jednak w jej oczach nadal mogłem dostrzec rodzaj niepokoju. Wendy była inna, nie pasowała do świata pełnego morderstw i nienawiści. Była osobą, której zło jeszcze nie zepsuło, dlatego nie dziwiłem się, że się mnie bała. W rezultacie dałem jej ku temu powody. – Umierałem.

– Jak każdy Peter – powiedziała oschle. – Taka kolej rzeczy.

– Nie rozumiesz.

– Więc mi wytłumacz.

– Mam przypomnieć, że mi przerywasz? – prychnąłem, na co przewróciła oczami. – Masz rację, taka jest kolej rzeczy, jednak ja nie mogłem umrzeć.

– O czym ty mówisz?

– Jestem jednym z założycieli wyspy – westchnąłem zdając sobie sprawę, że skutkiem powiedzenia Wendy prawdy będzie odtworzenie wszystkich wspomnień na nowo. – Jestem prawie że jedyną osobą, która wprowadziła na nią dobro. Dobrem tym są Zaginieni Chłopcy, których nikt w świecie ludzi nie doceniał. Fakt, przyznaję, że zabierałem ich dla własnego towarzystwa, nudziło mi się i potrzebowałem przyjaciół. Potem zaczęło pojawiać się niebezpieczeństwo, Hook przypłynął na wyspę i trzeba było sobie z nim radzić.

Peter panOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz