9

5.8K 368 48
                                    

  Opierając się o drzewo patrzyłam jak chłopcy bawili się przy ognisku. Byłam prawdziwie zaskoczona widząc ich uśmiechniętych oraz takich beztroskich. Jakby nie patrzeć żyli na wyspie, gdzie na każdym kroku czekało na nich prawdziwe niebezpieczeństwo. Pomimo tego potrafili tańczyć, śpiewać i śmiać się, jakby byli na zwykłym obozie. Patrząc tak na nich mimowolnie uśmiechnęłam się. W końcu nie codziennie mogłam dostrzec taki widok.

– Wendy! – Usłyszałam nagle, na co odwróciłam się w stronę dobiegającego głosu. Zanim się obejrzałam już byłam w czyiś ramionach, a poznając ten zapach rozluźniłam się. W końcu Tyler puścił mnie przyglądając się uważnie. – Nic ci nie jest, prawda?

– Wszystko jest w porządku...

– Peter ci nic nie zrobił? – przerwał mi, a ja uniosłam brew. – Od początku nie podobał mi się ten pajac. Zmusił cię, abyś tu przybyła tak?

– O czym ty mówisz? – prychnęłam. – To ja ciebie powinnam zapytać jak się czujesz. W końcu już tyle jesteś na wyspie.

– Nie przesadzaj. – Uśmiechnął się. – Trzy dni to wcale nie tak dużo.

– Minął tydzień... – powiedziałam wybita z tropu.

– Trzy dni, góra cztery.

– Wcale, że nie Tyler. Minął prawie tydzień.

Chłopak oblizał wargi mimowolnie spinając się, a następnie przyjrzał się chłopcom tańczącym przy ognisku.

–Tu czas leci zdecydowanie wolniej – mruknął, jakby sam do siebie, lecz doskonale go usłyszałam.

– Jest taka możliwość.

– Musimy jak najszybciej się stąd wydostać – powiedział wracając wzrokiem na mnie. – Jeśli się nie pośpieszymy nasze rodziny mogą umrzeć ze starości. Nie możemy ich stracić.

Przełknęłam ciężko ślinę słysząc ostatnie słowa Tyler'a. Fakt, przecież właśnie po to przyleciałam po przyjaciela. Przecież chciałam go uwolnić, a następnie wrócić do Londynu by był bezpieczny. Jednak dlaczego gdy chłopak wypowiedział to na głos poczułam nieznane dotąd ukłucie smutku?

FELIX
Ukradkiem przyglądałem się nowo przybyłej, która z przejęciem rozmawiała z Tyler'em. Byłem ciekaw skąd się właściwie znają. Byli przyjaciółmi? Parą? Rodzeństwem? Po tej krótkiej obserwacji nie byłem w stanie ocenić kim dla siebie byli, jednak miałem wrażenie, że zależało im na sobie.

Jednak bardziej ciekaw byłem skąd Peter znał Wendy. Czy to właśnie do niej latał jak opętany do Londynu? Dlaczego nie pozwolił mi jej zabić, gdy ją znaleźliśmy? A najważniejsze pytanie, dlaczego Peter uśmiechał się w jej kierunku? Byłem pewny, że nie był to uśmiech, którym obdarzał połowę wyspy – nieszczery, wymuszony i arogancki, a uśmiech, którego nie widziałem u niego przez lata. Był zupełnym przeciwieństwem do tego, który znałem. Nie miałem pojęcia, jak powinienem to odebrać. Z jednej strony czułem zmartwienie – w końcu zadowolony Peter to niecodzienność, jednak z drugiej, chciałbym widzieć go takiego już zawsze.

Skierowałem wzrok na przyjaciela, który tak samo jak ja przyglądał się parce przy drzewie. Westchnąłem i podszedłem do niego. Chłopak jak zwykle siedział na swoim stałym miejscu bawiąc się nożem. Bez słowa usiadłem obok niego czekając, aż w końcu zwróci na mnie uwagę. Po chwili nasze spojrzenia się spotkały, a Pan poprawił się i powiedział:

– Zgaduję, że masz sporo pytań.

– Trochę się ich nazbierało – burknąłem ukradkiem patrząc na Wendy. – Jednak może na początku powiesz mi, kim ona właściwie jest.

Peter panOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz