Jak co wieczór wokół ogniska zebrali się wszyscy chłopcy, aby bawić się oraz pospędzać razem czas. Siedząc na swoim stałym miejscu przyglądałem się każdemu po kolei rozmyślając o dzisiejszym dniu. Szczerze powiedziawszy najchętniej poszedłbym już spać zatapiając się w ciepłej pościeli i mając wszystko gdzieś, jednak doskonale wiedziałem, że nawet bym nie usnął. Wszystko to co dziś się wydarzało przytłaczało mnie i nie miałem bladego pojęcia, co powinienem zrobić. Z jednej strony czułem, że postąpiłem źle zostawiając Wendy, lecz z drugiej strony miałem problemy tu w Nibylandii. Felix miał rację, zaniedbywałem swoje obowiązki, a za bardzo wszedłem w ludzki świat. Powinienem zająć się Hook'iem raz na zawsze, a dopiero potem problemami osobistymi.
– Przepraszam – usłyszałem za sobą głos Felix'a, który wyrwał mnie z zamyśleń. Odwróciłem się w jego stronę. – Nie powinienem tak na ciebie naskakiwać.
– Ale miałeś rację – przerwałem mu wstając, aby być choć trochę jego wzrostu. – Popełniłem błąd zostawiając was bez słowa.
– Musiałeś mieć ważną sprawę do załatwienia. – Uśmiechnął się lekko. – Rozumiem to i nie będę wnikał w szczegóły.
– Dziękuję. – Skierowałem wzrok na Zaginionych Chłopców. – Czy Hook zrobił komuś krzywdę?
– Nikomu nic się nie stało. Z ich strony niestety też żadnych obrażeń.
– W takim razie wszystko jest w porządku.
– Niekoniecznie. – Skrzywił się. – W pewnym momencie zrobiło się gorąco. Zarządziłem wtedy, że czas na ucieczkę. Nie pomyślałem, że zaczną nas gonić, a nowicjusze nie znają jeszcze wyspy. Działałem instynktownie.
– Do rzeczy – zaczynałem się niecierpliwić.
– Przez moją nieuwagę piraci mogą znać miejsce obozowiska.
– Doskonale wiesz, że nie da się znać miejsca naszej kryjówki – prychnąłem. – Nie bądź śmieszny.
– A jeśli?
– Felix. – Uśmiechnąłem się uspokajająco. – Spokojnie. Po za tym... Zanim się obejrzysz Hook'a i jego załogi nie będzie. Zniknie szybciej, niż się pojawił.
– Masz jakiś plan? – Uniósł brew najwyraźniej nie dowierzając.
– Jestem królem Nibylandii. – Rozłożyłem ręce. – Ja zawsze mam plan.
WENDY
Wystarczyło dwadzieścia minut. Dwadzieścia pieprzonych minut, abym podjęła najlepszą, albo najgorszą decyzję w swoim życiu. Wchodząc do biblioteki nadal nie byłam pewna, czy mój plan należy do tych inteligentnych, jednak nie miałam zamiaru się powstrzymywać. Tak jak wcześniej nie zauważyłam nawet bibliotekarki siedzącej przy biurku. Zignorowałam ten dziwny fakt i weszłam w głąb pomieszczenia. Kierowałam się bowiem jedną myślą – nie chcę wracać do domu, nie chcę mieszkać wraz z matką i ojcem. Byłam tak zdesperowana, że miałam wrażenie, że mogłabym mieszkać nawet i pod mostem byleby ich nie widzieć.Wzięłam głębszy oddech, gdy znalazłam się pod dobrze znanymi mi drzwiami. Drzwiami, które ostatniej nocy śniły mi się oraz pod tymi, które prowadziły do pomieszczenia, w którym w końcu uwierzyłam, że mogę zrobić coś z własnych życiem. Nie musiałam się wiecznie użalać i myśleć o tym jak bardzo beznadziejna jestem. Mogłam odejść i jedyne, co w tamtym momencie przychodziło mi na myśl to znalezienia Tyler'a za wszelką cenę. Jeśli istniał choć procent prawdopodobieństwa, że jest tam skąd pochodził Peter nie miałam zamiaru się wahać. To mogła być moja jedyna szansa. Nie wiele myśląc dotknęłam chłodnej klamki i z wahaniem przekręciłam ją. Ku mojemu zdziwieniu drzwi otworzyły się z tym samym zgrzytem, co wcześniej nawet nie stawiając oporu. Fascynujące. W końcu myślałam, że będę musiała się nieźle z nimi namęczyć albo choć trochę pokombinować, a tu taka niespodzianka.
CZYTASZ
Peter pan
FanfictionZAKOŃCZONE Peter Pan staje się nieśmiertelny i niepokonany. Od teraz może robić co zechce. Jednak przeszłość, którą ukrywa niedługo może go zniszczyć. Co się stanie, gdy na jego drodze stanie Wendy Darling, niewinna, skrzywdzona przez los dziewczyn...