60

2.7K 218 35
                                    

Kiedy wstałam, Petera nie było. Przetarłam zaspane oczy i podeszłam do okna, rozglądając się za chłopakiem. Z ulgą dostrzegłam Felix'a, dzięki czemu byłam pewna, że chłopcy nie poszli beze mnie. Już odrobinę spokojniejsza poszłam się przebrać oraz odświeżyć. Dzisiaj był ważny dzień, wręcz kluczowy. To właśnie dzisiaj mieliśmy pokonać Cienia. To dzisiaj miały się skończyć nasze zmartwienia. Jeśli Cień umrze, zniknie całe zło na wyspie.

Wyszłam z pokoju, kierując się w stronę blondyna. Już z daleka dostrzegłam, że jest dosyć spięty. Dosyć bardzo spięty.

- Cześć - przywitałam się z nim, a chłopak jedynie uśmiechnął się, podając mi śniadanie.

- Jak się spało? - spytał i usiadł obok mnie.

- Całkiem dobrze - odpowiedziałam i zabrałam się do jedzenia. - Gdzie Peter?

- Kto go tam wie. - Wzruszył ramionami. - Zapewne poszedł na zwiady. Oprócz niego nie ma też Jamesa.

Przytaknęłam głową, a następnie dokończyłam śniadanie. Powiem szczerze, że brakowało mi jedzenia chłopaków. Było ono dość specyficznie, jednak smaczne. W dodatku wiedziałam, że było ono przyrządzane z ogromną dokładnością i miłością. Po dłużej chwili z krzaków wyszedł Peter wraz z Jamesem. Nieśli oni drewno na ognisko, co trochę mnie zdziwiło. Nie tym zajmował się Pan.

- Słoneczko wstało - powiedział James, uśmiechając się do mnie. - Jak tam?

- W porządku - westchnęłam i wzięłam od niego kilka gałęzi. Zaniosłam je na miejsce, a następnie podeszłam do Petera, który uśmiechnął się do mnie ciepło.

- Niedługo wyruszamy - powiedział. - Nie ma, co tracić czas. Im szybciej to zrobimy tym lepiej.

Felix spiął się, a ja miałam wrażenie, że coś ukrywał. Szybko odgoniłam te myśli. Właśnie mieliśmy stoczyć walkę z Cieniem. Największym wrogiem na wyspie. To logiczne, iż Felix się stresował.

- Więc bierzmy, co trzeba i chodźmy - rzekłam, patrząc na każdego po kolei.

***

Stanęliśmy na urwisku dosłownie naprzeciwko Wyspy Czaszki. Wzięłam głębszy oddech. Pierwszy raz w życiu ją zobaczyłam i uczucia, które towarzyszyły mi, gdy na nią patrzyłam, wcale nie były pozytywne.

- Dobra - powiedział Peter. - Ogień? - James uniósł kokos, w którym jak wcześniej mi wyjaśnili, zamknęli ogień. W taki sposób zaoszczędzimy sporo czasu. Pomimo że nie miałam pojęcia, w jaki sposób zamknęli żywioł w kokosie, nie komentowałam. Byłam w Nibylandii, a tu działy się dziwniejsze rzeczy. - Macie broń? - Felix, ja, Harry oraz James przytaknęliśmy. - Świetnie, nie ma czasu do stracenia.

Chłopcy ruszyli w lewą stronę, gdzie czekała na nas łódka, którą mieliśmy zamiar dopłynąć do Wyspy Czaszki. Peter złapał mnie za łokieć i poczekał, aż chłopcy zniknął w krzakach.

- Wendy. - Dłonią dotknął mojego policzka. - Bez względu na to, co się stanie, masz przeżyć, rozumiesz? Jeśli zamienię się w potwora. - Do dłoni wsadził mi magiczną fasolkę. - Uciekaj jak najdalej. Tylko w taki sposób przeżyjesz.

- Nie zamienisz się w żadnego potwora. Jesteś silny, silniejszy od Cienia. Dasz sobie radę. - Uśmiechnął się, a w jego oczach dostrzegłam łzy. Szybko pocałowałam go w usta. - Przetrwamy to razem, jasne?

Peter przytaknął lekko głową. Złapał mnie za rękę i wspólnie poszliśmy w stronę łódki. Wsiedliśmy do niej i w ciszy odpłynęliśmy od brzegu. Położyłam głowę na ramieniu Petera, a ten objął mnie. Miałam złe przeczucia i chciałam te ostatnie chwile spędzić w ramionach Petera. Na wyspę dotarliśmy dosyć szybko. Za szybko. Gdy się rozejrzałam, zauważyłam, że pogoda diametralnie zmieniła się. Zamiast pięknego błękitnego nieba zauważyłam ciemne burzowe chmury. Powietrze, które przed chwilą było ciepłe oraz przyjemne, teraz było chłodne i wyczuwałam w nim zapach siarki. Żwirek, na którym właśnie stanęłam, był bardzo wilgotny, co ani odrobinę mi się nie spodobało.

Peter panOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz