40

3.3K 254 14
                                    

Wszedłem do obozu i zaraz za mną Hook oraz Emma. W drodze powrotnej dopięliśmy wszystko na ostatni guzik, dzięki czemu byłem pewny, że mi pomogą i w końcu mogę im zaufać. Widziałem w nich jakąś zmianę, przez co wiedziałem, że nie chcą mnie zabić. Przynajmniej miałem taką nadzieję.

Dwójka odłączyła się ode mnie i poszła w stronę piratów, rozmawiając o czymś z nimi.
Rozejrzałem się, patrząc na Zaginionych Chłopców, którzy rozmawiali między sobą, jakby nigdy nic. Jednak dostrzegłem w nich coś w rodzaju smutku. Każdy z nich unikał wzroku innego. Westchnąłem ciężko, zdając sobie sprawę, czym jest to spowodowane.

– I jak? – Felix wyrósł przede mną jak spod ziemi, przez co cofnąłem się o krok. Nie miałam już siły na udawanie. Na pokazywanie, że to ja jestem Panem i niczego się nie boję.

– A jak ma być – odpowiedziałem od niechcenia. – Wszystko opanowane.

Wyminąłem go, lecz chłopak nie dawał za wygraną.
– Więc co masz zamiar teraz zrobić?

– Wyjechać – odpowiedziałem tylko.

– Gdzie?

Westchnąłem i odwróciłem się w jego stronę. Naprawdę nie miałem ochoty odpowiadać na jego pytania, ale wiedziałem, że przyjaciel nie da mi spokoju. Uniosłem brew.

– Do Londynu.

– Po co? – Zacisnąłem dłonie w pięści. – To niebezpieczne. Nie powinieneś wyjeżdżać sam.

No tak, typowy Felix. Przewróciłem oczami, dając znak, że lekceważę jego słowa.

– Gdzie wyjeżdżać? – Koło nas pojawił się James.

Spojrzał to na mnie, to na Felix'a, a następnie ugryzł kawałek jabłka. Uniósł brew, gdy żadne z nas mu nie odpowiedziało.

– Wy tak na poważne? – syknąłem.

– Nie puszczę cię tam samego, rozumiesz? Nie znasz ich zasad i... zobacz, jak ty wyglądasz!

– Chcesz powiedzieć, że w Londynie nie znajdziesz tak zabójczo pięknych?

– A ktoś odpowie na moje pytanie? – Próbę ponowił James.

– Ten idiota chce jechać do Londynu. Sam. – Przewróciłem oczami na słowa Felix'a. Jak zwykle mój przyjaciel dramatyzował.

– Ja byłem w Londynie, znam go jak własną kieszeń. Mam tam pewnych znajomych, którzy by nam pomogli.

– Więc pojedziesz z nim.

– Zwariowaliście chyba – Prychnąłem patrząc na nich jak na idotów. – Sam sobie poradzę.

– Skarbie, Londyn jest dla ciebie za duży. To nie Nibylandia – powiedział przesłodzonym głosem James. Westchnąłem, słysząc jego ton. – Poza tym będzie nam łatwiej odnaleźć Wendy, a to chyba jest dla ciebie najważniejsze, prawda?

Po ostatnim zdaniu automatycznie zacisnąłem dłonie w pięści, a w ciele poczułem, jak szybciej zaczyna płynąć mi krew. Następnie po raz kolejny zerwał się silny wiatr, ruszając ogromnymi drzewami, które nas otaczały. Wyczułem jak Felix łapie mnie za ramię. Najwyraźniej domyślił się, że powoli zaczynałem tracić cierpliwość.

– Peter – odezwał się ostrzegawczo, lecz to mnie wcale nie uspokoiło. Było tak jak kiedyś. Kiedy wpadłem w szał, nikt i nic nie było w stanie mnie uspokoić.

– Nie masz prawa o niej wspominać, jasne? – warknąłem wściekły.

– Ale James ma racje – wtrącił Felix.

– I tak, i tak Wendy nic nie pamięta! – wrzasnąłem, a na niebie pojawiły się ciemne chmury, zasłaniając jedyne światło. Zaginieni Chłopcy oraz piraci spojrzeli w naszą stronę. – On mi w niczym nie pomoże!

– Może pomóc ci jej szukać! Sam powiedział, że ma tam znajomych! – Tym razem głos podniósł blondyn. Felix jeszcze nigdy nie bał mi się sprzeciwić w porównaniu do innych. – Nawet teraz masz zamiar robić sceny zazdrości?!

– Och od razu, że zazdrosny tak?! – przekrzykiwaliśmy się wzajemnie, a po chwili usłyszałem głośny śmiech Jamesa. Ku mojemu zdziwieniu nie wywołało to u mnie większej złości, a raczej zdezorientacje. – Z czego się śmiejesz?

Chłopak zakrył dłonią usta, jakby chcąc ukryć swoje rozbawienie.
– Nie, nic.

Przewróciłem oczami, a następnie skierowałem wzrok na przyjaciela. Chłopak westchnął.
– Zajmę się wyspą, a tobie będzie potrzebny ktoś, kto zna współczesne życia. Jakby nie patrzeć żyjesz już... sporo. – Tym razem był spokojny.

Przełknąłem ślinę i spojrzałem to na jednego, to na drugiego. Uspokoiłem się, dzięki czemu zacząłem myśleć trzeźwo. James patrzył na swoje paznokcie, dając do zrozumienia, że w sumie nic go nie obchodzi, a Felix rozglądał się dookoła. Cała złość wyparowała, ponieważ zdałem sobie sprawę, że tu nie chodzi o mnie tylko o Wendy. Zacisnąłem wargi, zastanawiając się, lecz doskonale wiedziałem, że nie ma nad czym. Felix miał rację. Żyłem zbyt długo, aby teraz wylądować sam w obcym mieście. Zapewne wszystko się już zmieniło, a ludzkie podejście było zupełnie inne. Ukryłem twarz w dłoniach.

– Okay – powiedziałem w końcu.

– Świetnie! – James uniósł ręce ku górze. – Kiedy wyruszamy?

– Muszę jeszcze się upewnić, że zostawię tu porządek. Jakby nie patrzeć straciliśmy Larrego, przez co połowa chłopaków jest w totalnej rozsypce – powiedziałem, krzywiąc się na myśl, że straciliśmy młodego.

Każdy z nas go uwielbiał za jego żywiołowy charakter. Zawsze chętnie pomagał, motywował, a czasem nawet potrafił się zachować bardzo dojrzale. Był chłopcem, którego bardzo ceniłem, a gdy tylko zdałem sobie sprawę, dlaczego zginął, nabrałem do niego jeszcze większy szacunek. Zasługiwał na wszystko, co najlepsze.

– Jak zginął? – spytał James.

– Najprawdopodobniej chcąc jakoś uratować Wendy. Kiedy przybyłem, już był martwy.

– Mamy nadzieję, że nie cierpiał – dodał Felix. – Był dobrym chłopakiem i wiernym żołnierzem.

– Tak... – Oblizałem wargi i spojrzałem w niebo. Zaczynało się robić ciemno, dlatego powiedziałem:
– Jeśli masz zamiar wyruszyć razem ze mną, to idź się lepiej przespać. Nie chcę, abyś mi marudził.

– Nie jestem dzieckiem – prychnął James, ale odwrócił się i poszedł w kierunku swojego domku.

Westchnąłem, zdając sobie sprawę, że właśnie tak się zachował. Miałem wrażenie, że pomimo swojej otwartości względem innych chłopak coś ukrywał.

Spojrzałem na mojego przyjaciela, postanawiając nie myśleć o Jamesie.
Blondyn wydawał się spięty, dlatego spytałem:
– Co jest?

Felix wziął głęboki oddech i przymknął oczy.
– Po prostu... uważaj na siebie, okay? Jesteś dla mnie jak brat i nie chcę cię stracić. – Oblizał wargi. – I pamiętaj, jeśli ona nie pamięta... nie możesz się nastawiać...

– Tak wiem – przerwałem mu.

Nie chciałem tego słuchać. Pragnąłem być dobrej myśli. Oczywiście, że była opcja, że już nigdy... Nie, stop. Miałem zamiar odzyskać Wendy i wiedziałem, że mi się uda. Jeśli dziewczyna kiedykolwiek coś do mnie czuła, to byłem pewny, że ją uratuję. Że znowu będzie blisko mnie. Bezpieczna w moich ramionach.

Peter panOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz