59

2.9K 238 104
                                    

Kolejny raz zostałam sam na sam z Peterem. Tym razem jednak odezwałam się jako pierwsza.
– Nie kłóćmy się, proszę.

Chłopak stał tyłem do mnie, oglądając przez okno, co dzieje się w obozie. Słysząc, jednak dźwięk mojego głosu odwrócił się i przyjrzał uważnie.

– Też tego nie chcę – powiedział po dłuższej chwili. – Pragnę, tylko abyś była bezpieczna.

Westchnęłam. Naprawdę nie chciałam się z nim kłócić, zwłaszcza że następnego dnia mieliśmy, wyruszyć na walkę z Cieniem, której nie wiadomo, czy przeżyjemy.

– Wiem, ale ja pragnę pomóc – szepnęłam, zbliżając się do niego. – Nie mogę stać bezczynnie i czekać, aż wszystko minie.

Chłopak uśmiechnął się smutno.
– Wiem o tym.

Dotknęłam dłonią jego policzka, a ten zamknął oczy.
– Martwisz się czymś – szepnęłam w końcu.

Peter otworzył swoje niebieskie oczy, a nasze spojrzenia się spotkały.
– Nic, czym musiałbyś się martwić. – Jego słowa jednak wcale mnie nie uspokoiły. Czułam, że to coś więcej, niż stres przed walką z wrogiem.

– Gdzie jest Hook? – spytałam, chcąc zmienić temat, zdając sobie sprawę, że z chłopaka i tak nic nie wyciągnę.

– Tuż przed moim powrotem wypłynął, lecz żaden z Zaginionych Chłopców nie wie gdzie dokładnie. Możliwe, że zbyt bardzo obawiał się Cienia.

– Myślisz, że wróci?

Peter wzruszył ramionami.
– Hook wraca, kiedy chce i na ile chce. Teraz pewnie będzie podobnie. Pojawi się za kilka dni, rozejrzy się, dowie, jaka jest sytuacja, a jak nie będzie mu odpowiadać, znowu ucieknie.

Przytaknęłam głową. Nie sądziłam, że Hook się tak zachowywał. Zawsze miałam wrażenie, że pirat wraz ze swoją załogą mieszka długie miesiące w Nibylandii i ewentualnie, gdy coś dzieje się poważnego, wypływa, aby uniknąć sporów.

– Jutro ciężki dzień, powinniśmy kłaść się spać – powiedział nagle.

Przytaknęłam lekko głową, już nic nie mówiąc. Po prostu położyłam się na łóżku, przykrywając się kołdrą. Peter podszedł do mnie i następnie sam wszedł pod nią, obejmując mnie mocno.

– Tęskniłem za tym – szepnął i pocałował mnie w czoło. Uśmiechnęłam się i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek, na co ten mruknął cicho. – Tęskniłem za tobą.

– Ja za tobą też – powiedziałam cały czas, patrząc na jego twarz.

Jak mogłam nienawidzić tego człowieka? Jak mogłam pragnąć go zabić? Ludzie dobrze mówią, że od nienawiści do miłości jest bardzo cienka granica. Nigdy nie sądziłam, że będzie mi na kimś zależeć tak mocno, że rzucę wszystko, aby mu pomóc. Chłopak zamknął oczy i widząc, że powoli odpływa, zrobiłam to samo. Wtuliłam się w jego pierś, próbując zasnąć i nie myśleć o jutrzejszym dniu. Kiedy byłam już na granicy, między rzeczywistością a snem usłyszałam słowa, które tak bardzo pragnęłam usłyszeć.

– Kocham cię, Wendy Darling.

Moje serce przyśpieszyło, a na ustach pojawił się niekontrolowany uśmiech.

PETER
Leżałem obok Wendy, przez blisko godzinę przyglądając się jak uroczo i z ufnością śpi obok, wtulając się we mnie. Uśmiechnąłem się na myśl, że taki widok mógłbym oglądać codziennie. Jednak moje marzenia zostały odgonione przez jedną istotną kwestię. To przecież nie mogło się wydarzyć. Westchnąłem cicho, a następnie wstałem z łóżka, starając się nie obudzić dziewczyny. Spojrzałem na nią ostatni raz, a następnie wyszedłem z domku.

Tak jak się spodziewałem, Felix jeszcze nie spał a siedział przy ognisku, wpatrując się w ostatnie płomienie. Szturchnął drewno, a następnie złamał patyk i wrzucił do ogniska. Spojrzał na mnie, jednak nie zaprzestał czynności. Usiadłem obok niego, również przyglądając się płomieniom.

– Dlaczego nie chciałeś, aby Wendy szła z nami? – spytał po dłuższej chwili, nadal na mnie nie patrząc.

Przełknąłem ciężko ślinę.

– Bo nie chcę, aby to widziała – powiedziałem ledwo słyszalnie.

Obawiałem się opowiedzieć Felix'owi mój plan z racji, że chłopak mógł odmówić. A bez niego nie miało szansy się udać.

– Czego? – Po jego wyrazie twarzy domyśliłem się, że już wie.

– Cień jest ode mnie zdecydowanie potężniejszy – zacząłem. – Z łatwością przejmie kontrolę nad moim ciałem, a ja nie będę miał szans z nim walczyć.

– Nie... – szepnął Felix tym razem, wbijając we mnie wzrok. – Nie pozwolę...

– Ty nie pozwolisz, aby Cień to zrobił – przerwałem mu. – Zabijesz mnie od razu po tym, jak złączycie mnie z Cieniem, rozumiesz?

Pokręcił zdecydowanie głową, a w jego oczach dostrzegłem łzy.
– Nie zrobię tego.

– Musisz. Jeśli Cień przejmie kontrolę, wszyscy zginiecie. Łącznie z Wendy i tobą.

– Co na to Darling? – spytał drżącym głosem.

– Nie wie i nie dowie się, jasne? Ona na to nie pozwoli i będzie szukać innego wyjścia.

– A jeśli jest inne wyjście?

– Felix nie będziemy ryzykować. Wolę umrzeć, niż was skrzywdzić.

Blondyn wstał, zaciskając dłonie w pięści. Po jego wyrazie twarzy mogłem dostrzec, że jest zły, lecz zarazem smutny. Westchnąłem. Wiedziałem, że na ten moment to jedyne słuszne wyjście. A jak na ironię, znów nie mieliśmy czasu.

– Musisz uszanować moją decyzję.

– Nie możesz nas zostawić. – Pokręcił głową.

– Dosyć się już nażyłem – zaśmiałem się bez cienia rozbawienia. – Czas już na mnie.

– Nie możesz zostawić wyspy, nie możesz zostawić chłopców, nie możesz zostawić Wendy. – Jego zrozpaczony głos zaczynał mnie rozklejać. Był moim najlepszym przyjacielem od lat. Był moim bratem, którego nigdy nie miałem. Zawsze był przy mnie z jakąś radą, czy rozwiązaniem. – Peter proszę cię, walcz.

– Niektórych rzeczy nie przeskoczymy. Czasem walka już na starcie jest przegrana.

Felix zamknął oczy i westchnął ciężko.
– Obiecaj mi, że to zrobisz – kontynuowałem. – Zabijesz mnie, kiedy tylko złącze się z Cieniem, dobrze?

Blondyn wpatrywał się we mnie przez dobrych kilka sekund. W jego oczach mogłem wyczytać tyle sprzecznych emocji. Zacisnął wargi, a następnie odwrócił wzrok w stronę ogniska. Sekundy trwały jak wieczność. Felix pokręcił głową, a następnie wziął głębszy oddech.
– Dobrze. Zrobię to.

Peter panOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz