9★ Mały piesek

2.1K 334 243
                                    

18 lipca 2016r

Poniedziałki to naprawdę przyjemne dni podczas wakacji. Mówię oczywiście o uczniach, którzy mają wtedy wolne, a nie jak dorośli chodzą do pracy. Z przyjemnością spędzałem wreszcie samemu czas w domu po zaledwie dwóch dniach katorgi z mamą. Jedyną odskocznią był wtedy mój koszykarz, który ani razu nie opuścił żadnego wieczoru, a w te dni pozwalał sobie na o wiele więcej niż normalnie.

Mój koszykarz. Jak to pięknie brzmi. Nie potrafiłem inaczej myśleć o tym wysokim mężczyźnie, który opiekował się mną jak nikt nigdy do tej pory i sprawiał, że czułem motylki w brzuchu, tak często wspominane w najpiękniejszych książkach. Tak naprawdę uważałem, że ja i mój koszykarz jesteśmy właśnie kimś takim - dwójką głównych bohaterów z powieści dla nastolatek, które z ekscytacją czekają na dalszy przebieg wydarzeń, a ja razem z nimi. Nic w tych wakacjach nie było realnego, jedynie wykreowana rzeczywistość przez czynniki z góry. Kto wie, może byliśmy sobie pisani?

- Lisku, wszystko w porządku? - niski głos dobiegł zza moich pleców, kiedy na kilka sekund odpłynąłem myślami.

- Tak, tylko się zamyśliłem. - Posłałem mu lekki uśmiech.

Czy to tak wygląda zakochanie? Bo jeśli tak, to nie ma już dla mnie ratunku.

- Chodź, zagrajmy jeszcze raz - jeszcze jeden uśmiech, jeszcze jedno szybsze bicie serca, po czym dopiero zmusiłem swoje nogi do podejścia na środek boiska.

Nowa gra wyglądała podobnie do poprzednich - bieganie, wspólny śmiech i moje niecelne trafienia, choć usilnie starałem się wreszcie czegoś dokonać. Nie dostrzegałem tego jak szybko mijał czas, po prostu cieszyłem się chwilą.

Kolejna akcja do kosza, bieg przez pół boiska trwał ledwie kilka sekund, żeby potem przystąpić do rzutu. Nauczyłem się już przez te dwa tygodnie kilku zagrań i oboje byliśmy z siebie dumni - ja - bo je opanowałem, a on, ponieważ był w stanie mnie ich nauczyć w tak krótkim czasie.

Wszystko miało wyglądać dokładnie tak jak zawsze, jednak tym razem w jakiś sposób źle odbiłem się od podłoża, przez co piłka nawet nie trafiła w obręcz. Podczas powrotu na ziemie stanąłem źle na lewej nodze, w tym samym czasie czując okropny ból w kostce.

Krzyk był moją pierwszą reakcją na ból. Zacisnąłem mocno zęby, nienawidząc kiedy coś mnie bolało. To nie zapowiadało się dobrze.

- Wzywać karetkę? - spytał mężczyzna z cieniem rozbawienia w głosie, ale widziałem po jego twarzy, że naprawdę się martwił. Posłałem mu uśmiech, mimo że noga promieniowała intensywnym bólem.

Mężczyzna usiadł obok na ziemi i zaczął oglądać moją kostkę. Ten subtelny dotyk przyjemnie uśmierzał ból od upadku.

- Możliwe, że jest skręcona. Powinniśmy wracać, żebyś dłużej jej nie obciążał.

Nie chciałem wracać już teraz. Wszystko, tylko nie zabranie wspólnego czasu. W domu czekały na mnie jedynie cztery ściany i mama, która będzie się nazbyt przejmować i narzekać na moje kalectwo.

- Nie możemy tu jeszcze chwilę zostać? - Mężczyzna chyba zrozumiał moją aluzję, bo skinął głową i zaczął głaskać moje udo.

- Jest jeszcze jedna rzecz, którą możemy zrobić - zaproponował, wywołując tym u mnie niemałe zaciekawienie. - Chcesz odwiedzić mój dom?

- A znamy się na tyle dobrze, że mogę ci zaufać? - spytałem z rozbawieniem, specjalnie się drocząc. - Co mielibyśmy tam robić?

- Jeszcze nie wiem, ale to zawsze trochę więcej czasu spędzonego razem. W dodatku jest to dość blisko. To jak, mój chłopiec odwiedzi mnie dzisiaj?

My Forbidden Fruit | chanbaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz