22★ Ryby | NIEPOPRAWIONE

2.2K 254 146
                                    

~ Po miesiącu przerwy, w końcu do Was wracam z nowym rozdziałem, już przedostatnim z wakacyjnych.
W załączniku piosenka, przy której pisałam większość rozdziału ~

××× ××× ×××

BEZ POPRAWEK

Park Loey, a przynajmniej mężczyzna, którego znałem pod tym imieniem, pojawił się w moim życiu ponad miesiąc temu. Zrobił to zupełnie przypadkiem, mogę nawet przyznać, że stało się to głównie z mojej inicjatywy. Nikt nigdy nie kazał mi przecież iść grać w kosza akurat na tamtym boisku, ani tym bardziej zbliżać się do siatki, kiedy już ktoś tam był, zwłaszcza dorosłej postury. Postąpiłem wtedy dziecinnie, głupio i może też nieodpowiedzialnie, bo mogłem trafić na kogoś agresywnego i skończyć z siniakiem pod okiem, jak nie wrócić do domu w o wiele gorszym stanie. Mimo to, oboje daliśmy coś od siebie, robiąc jeden krok w kierunku siatki, a później już wszystko potoczyło się swoim rytmem.

Pierwsze spojrzenia, uśmiechy, które przemieniły się w gesty - z początku tak drobne jak muśnięcia rąk, żeby przejść w czułe przytulasy i w końcu też pocałunki. Postępowaliśmy według głosów naszych serc, a może byliśmy tylko naiwnymi istotami, które chciały przemienić te wakacje w coś zupełnie niewiarygodnego, co zdąża się jedynie w najlepiej sprzedających się książkach. Nie mam pojęcia co doprowadziło nas aż tutaj, ale byłem pewien jednego. Nieważne co wydarzy się w przyszłości, zrobię wszystko, żeby zatrzymać przy sobie miłość mojego życia.

✩★✩

1 sierpnia 2016r.

Kolejny poniedziałek, w którym koszykarz chciał mnie zaskoczyć, jednak tym razem było to coś zupełnie nowego i niespodziewanego. Dzień wcześniej usłyszałem od niego, że mam nie brać ze sobą piłki, a za to powinienem założyć na siebie krótkie spodenki i luźniejszą koszulkę. Nic więcej, ani jednego słowa. Nie wiedziałem po co to wszystko. Mimo to, zrobiłem wszystko o co mnie prosił i z podekscytowaniem zmierzałem tam, gdzie zwykle - na boisko, choć nie planowałem przechodzić przez siatkę na zamknięty teren. Przez całą drogę towarzyszył mi w głowie jego uśmiech i to był wystarczający powód, żebym spełnił jego prośby. Wszystko po to, żeby jutro na nowo móc zobaczyć ten grymas na jego twarzy, a nie cień smutku.

Był tam. Równo trzy kroki przed zatrzaśniętą furtką, z nogami naturalnie wykrzywionymi w kolanach, co w nawyku próbował zakryć przez zgięcie jednej nogi i przeniesienie całego ciężaru ciała na tą drugą. Dwa elementy się jednak różniły, a mianowicie - sposób jego ubioru oraz kolor włosów, bo dzisiaj o dziwo były czarne jak u większości Koreańczyków. Pierwszy raz mogłem zobaczyć jego odsłonięte nogi, bo spodenki kończyły się tuż przed kolanami, a zamiast koszulki miał na sobie workowatą bluzę. W żadnym stopniu nie wyglądał jak ktoś o dziesięć lat ode mnie starszy. Prędzej zaśmiałbym się w twarz komuś, kto by mi o tym teraz powiedział, niż uwierzył w coś takiego. Prezentował się w tym stroju jak mój starszy kolega, co musiało być częścią jego pomysłu, skoro zdecydował się na tego typu ubiór.

- Skąd taka nagła zmiana w wyglądzie? - spytałem kiedy znalazłem się już wystarczająco blisko, żeby policzyć pieprzyki na jego ręce. Widziałem jak otwierał usta, próbując zbudować odpowiedź, ale nie mogłem się powstrzymać przed położeniem palca na jego ustach i posłania mu lekkiego uśmiechu. - Wyglądasz naprawdę dobrze, Loey. I zdecydowanie młodziej niż zwykle, ale to chyba lepiej dla nas - zachichotałem, odruchowo gładząc palcem jego wargę. - Skąd ty masz takie ubrania? Myślałem, że nie ubierasz się w nic innego niż dresy - parsknąłem, po prostu kochając się z nim droczyć.

My Forbidden Fruit | chanbaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz