- Hazz, nie śpij na kanapie - do moich uszu po raz kolejny dobiegł słodki głos Alice. Czując jej oddech przed sobą wyciągnąłem szyje, próbując odszukać jej usta swoimi. Dziewczyna lekko zachichotała i cmoknęła mnie przelotnie. - Wstawaj, leniuchu. Przygotowałam lunch.
Minęło kilka dni od mojego „występku" ze szpitalem. Oboje z Alice traktowaliśmy się nawzajem jak oczka w głowie. Ja biegałem za nią, starając się obronić ją od wszystkiego co mogłoby zaszkodzić dziecku, a ona zaczęła traktować mnie trochę jak niepełnosprawnego przez astmę, o której się dowiedziała. Czasami musiało to wyglądać śmiesznie, kiedy sprzeczaliśmy się po raz n-ty przy aucie, które z nas powinno wnieść małą siatkę zakupów na górę i, czy powinniśmy iść schodami, czy windą. Alice wciąż twierdziła, że nie powinienem ani trochę się przemęczać, a to wszystko, dlatego że lekarz coś o tym wspomniał.
Zdarzały nam się dni, że oboje nie mieliśmy siły. Leki, które jak na razie grzecznie brałem, sprawiały, że czułem się trochę otępiały i senny, przez co zdarzało mi się drzemać kilka razy w ciągu dnia.
Tego dnia postanowiliśmy przekazać informacje o dziecku rodzicom Alice. Moi dowiedzieli się o tym przy okazji incydentu. Trochę głupio, że w takich okolicznościach, jednak czasu nie szło cofnąć. Najbardziej żałowałem tego, że nie usłyszeli tej dobrej nowiny z moich ust, a z Alice. Dziewczyna opowiedziała mi tylko wybuch radości mojej rodzicielki, milion pytań i tysiąc przytuleń jakie otrzymała. Bała się, że jej rodzice nie zareagują na tyle entuzjastycznie. Z tego co słyszałem byli dość wierzący, a tam raczej dziecko przed ślubem nie było zbytnio akceptowalne.
Po kilku godzinach spędzonych w kuchni na przygotowaniach do kolacji zaczęliśmy się szykować. Alice poszła się wykapać, a ja w tym czasie prasowałem swoją koszule i jej sukienkę, jedną z tych luźniejszych ponieważ nie chcieliśmy zdradzić tajemnicy już na początku spotkania. Uporałem się szybko ze swoim zadaniem i wkradłem do łazienki, gdzie dziewczyna zmywała akurat pianę z ciała. Wyglądała cholernie dobrze nago. Lekko zaokrąglony brzuszek sprawiał, że moje serce powoli się roztapiało, a cudowne krągłości w innych miejscach doprowadzały moją krew do wrzenia. Alice była pierwszą kobietą, która wzbudzała we mnie takie emocje. Nie mogłem się przy niej opanować.
Zdjąłem z siebie po cichu ubrania i wkradłem się pod prysznic po cichu dziękując projektantowi za tak dużą przestrzeń. Dziewczyna chyba poczuła moją obecność bo odwróciła się w moją stronę z lekkim uśmiechem.
- Cześć kochanie - odwzajemniłem uśmiech przyglądając się dokładnie jej perfekcyjnemu ciału.
- Witam - podeszła do mnie uważnie stawiając kroki, aby nie poślizgnąć się na mokrej powierzchni. Od razu moje dłonie wylądowały na jej biodrach, a jej palce wplotły się w moje włosy.
- Mówiłem Ci kiedyś, że jesteś najpiękniejszą kobietą jaką znam? - odgarnąłem palcem mokre włosy z jej twarzy, dając sobie lepszy widok. Na jej policzki wpełzł przeuroczy róż, co wywołało jeszcze większy uśmiech na mojej twarzy. - Jezu, jak ja Cię kocham, maleńka - złączyłem dość łapczywie nasze usta w pocałunku. Od razu wspięła się na palce, aby mi to ułatwić, jednak ja zdecydowałem się na coś innego.
Pocałunkami przesunąłem się na jej szyje, a później piersi. Sam zniżałem się powoli, aby w końcu móc złapać ją za uda i unieść. Oparłem jej plecy o ścianę przez co nasze ciała zaczął oblewać strumień ciepłej wody. Ponownie pocałowałem ją, jednak te pocałunki były znacznie krótsze ponieważ musieliśmy się odrywać od siebie aby złapać oddech. Co chwile zerkałem w jej cudowne oczy, aż w końcu doczekałem się lekkiego skinięcia głową.
Kochaliśmy się. Niezbyt długo, bo nie mieliśmy czasu, jednak na tyle aby poczuć bliskość. Oboje byliśmy dość zmęczeni, jednak musieliśmy się szybko ubrać i ogarnąć do końca.
Dokończyłem szykownie stołu podczas gdy Alice podgrzewała jakieś pyszności. Potem usiedliśmy przed telewizorem, gdzie czekaliśmy na jej rodziców.
- Oni nie lubią się spóźniać - powiedziała o osiemnastej dwadzieścia, kiedy jej rodzice powinni być już o osiemnastej.
- Pewnie są korki, nie przejmuj się - uśmiechnąłem się pokrzepiająco. Dziewczyna tylko wstała i poszukała swojego telefonu, po chwili stając przy przeszklonej ścianie salonu. Oglądała miasto, przyciskając dość mocno aparat do swojego ucha. Widziałem w odbiciu jak przygryza wargę, kiedy wybrała numer któregoś z nich po raz drugi.
- Skarbie, nie denerwuj się - podszedłem do niej i ułożyłem dłonie na spiętych ramionach.
- To dziwne, że żadne z nich nie odbiera. Po prostu się martwię, Harry - odwróciła się i wtuliła. Odłożyłem telefon na pobliski stół i cmoknąłem lekko jej czoło.
- Nie ma o co, zaraz się tu pojawią, obiecuje.
Kolejną godzinę Alice spędziła jak na szpilkach, chodząc nerwowo po całym mieszkaniu z telefonem w dłoni. Kiedy tylko rozbrzmiała charakterystyczna melodyjka przyłożyła go do ucha.
Przez chwile słuchała osoby po drugiej stronie, po czym na coś przytaknęła.
- To chyba pomyłka - zająknęła się, a w jej oczach zebrały się łzy. Podszedłem do niej szybko, jednak nie zdążyłem złapać telefonu, który wypadł z jej ręki. Druga z dłoni zasłoniła jej usta sekundę przed głośnym szlochem.
- Co się stało? - złapałem jej policzki w dłonie, kiedy zaczęła potrząsać głowa na „nie". Starałem się zwrócić jej wzrok na siebie, co było nie lada wyzwaniem. - Alice, powiedz mi co się stało.
- Rodzice mieli wypadek - wyszeptała sekundę przed wybuchem głośnego płaczu. - Oboje nie żyją
Bardzo dobrze Wam idzie x
Dziś poproszę o 15 gwiazdeczek i 5 komentarzy ⭐️ Mam nadzieję, że się Wam podobało xoNiedługo niespodzianka! XO
![](https://img.wattpad.com/cover/118734108-288-k672695.jpg)
CZYTASZ
Doctor Styles | h.s.
FanfictionAlice przeżywa prawdziwy koszmar. Jeden wieczór sprawia, że nie ma ochoty kogokolwiek znać i traci zaufanie do wszystkich. Harry spróbuje jej pomóc. #101 w Fanfiction <3