- Gdzie? - zapytałem cicho. Teoretycznie powinienem być z tym dość oswojony, praktycznie raz w tygodniu musiałem informować jakąś pacjentkę o tym cholerstwie w jej ciele. Jednak pierwszy raz ktoś w pewien sposób dla mnie bliski, a raczej dla mojej ukochanej, miał raka.
- Glejak wielopostaciowy w płacie skroniowym - odpowiedział, jakby była to wyuczona regułka. Zapewne była. Odwrócił wzrok w kierunku szyby tym samym dając mi znać, że nie chce dalszej rozmowy.
Wszystko ułożyło się w całość. Nie chciał sprzedać udziałów ze względu na jakiś wyjazd. Po prostu wiedział, że umiera. Jako lekarz miałem pewną świadomość o tym, czym jest glejak. Jedna z najtrudniejszych do usunięcia, czy wyleczenia form nowotworów.
Mimo tego, że Louis nie chciał jechać do szpitala to go tam zabrałem. Poprosiłem grupkę znajomych lekarzy o konsultacje, które trwały ponad pięć godzin. Nikt nie dawał mu szans na całkowite wyleczenie. Słowa, które padały z ich ust były po prostu datami śmierci. Debatowali, rzucając formami leczeń i czasem, który mogłyby dać. Jednak żaden z tych czasów nie przekraczał kilku lat.
Kiedy wróciliśmy do mieszkania, Louis był na tyle zmęczony, że od razu poszedł do swojego pokoju. Rzucił tylko krótkie „cześć" do Alice, która siedziała na kocu z Brin i czytała jej książeczkę.
- Co z nim? - wstała i złapała za klamkę do jego pokoju.
- Zostaw go na razie samego. Niech odpocznie - złapałem jej dłoń w swoją i zaprowadziłem na kanapę.
- Jest chory? - spojrzała na mnie zmartwiona.
- To nie ja powinienem Ci to powiedzieć - odgarnąłem włosy z twarzy dziewczyny i założyłem je za ucho.
- Mam raka - wystraszył mnie Louis. Usta dziewczyny ułożyły się w literkę „o", a jej oczy wypełniło przerażenie.
- Ale.. jak to? Czemu? - zająkała się. Louis usiadł obok niej i położył dłoń na jej kolanie.
- Nie mam pojęcia czemu - zaśmiał się smutno.
- Ile już o nim wiesz?
- Dwa tygodnie.
- Jak mogłeś mi nic nie powiedzieć? - warknęła. Jej dłoń od razu zderzyła się z torsem Louis'a, jednak chłopak przyciągnął ją do uścisku, chroniąc się przed kolejnymi uderzeniami. Alice ściskała jego koszulkę w dłoni, a po jej policzkach ciekły już strumienie łez.
- Czemu mamusia płacze? - z zapatrzenia wyrwał mnie słodki głosik Brinley. Dziewczynka stała tuż obok, trzymając w dłoni misia, którego dostała ode mnie.
- Jest jej smutno, bo wujek Louis jest chory - pogłaskałem policzek dziewczynki. Jej skóra była przyjemnie ciepła.
- Mamusia mi mówiła, że jesteś lekarzem. Wyleczysz wujka, prawda?
- Zrobię co w mojej mocy, Aniołku. Obiecuje - wciągnąłem dziewczynkę na swoje kolana. Udzielił jej się humor swojej mamy, bo już po chwili wtulała się mocno w moją szyje z jedną ze smutniejszych min, jakie widziałem.
- Jestem głodna - mruknęła.
- Zrobisz jej coś, Harry? - do moich uszu dobiegł zachrypnięty głos Alice.
Przytaknąłem tylko głową i powędrowałem z małą do kuchni. Ze względu na to, że nie byłem mistrzem kuchni, przygotowałem najzwyklejszy makaron. W międzyczasie starałem się zabawić małą, która siedziała już w krzesełku i była dość nerwowa. Alice cały czas siedziała wtulona mocno w ciało Louis'a, który w pewnym momencie po prostu usnął.
Kolejne dni nie różniły się ani trochę od tego. Wszystkie były przepełnione płaczem, smutkiem. Alice była po prostu załamana chorobą szatyna. Przez to Brin zeszła na drugi plan. Blondynka spędzała całe dnie przy Louis'ie, robiła wszystko co się dało za niego, przynosiła mu wszystko pod nos, nie pozwalała mu wstawać z kanapy. Nawet, kiedy szedł do toalety i spędzał tam więcej niż pięć minut to zaczynała panikować. Brinley nie była zadowolona z faktu, że większość czasu spędzała pod moją opieką. Była wciąż marudna.
- Pojedziesz ze mną do mamy? - zapytałem Alice, kiedy kładła się do łóżka. Wyglądała na padniętą. - Chciałaby zobaczyć w końcu Brin.
- Nie mam czasu, Harry. Nie zawracaj mi głowy takimi durnotami. Chcesz to po prostu weź tylko Brinley, przecież muszę zajmować się Louis'em - warknęła w moją stronę. Odwróciła się tyłem do mnie i zgasiła lampkę nocną, tym samym kończąc jakąkolwiek dyskusje.
![](https://img.wattpad.com/cover/118734108-288-k672695.jpg)
CZYTASZ
Doctor Styles | h.s.
FanfictionAlice przeżywa prawdziwy koszmar. Jeden wieczór sprawia, że nie ma ochoty kogokolwiek znać i traci zaufanie do wszystkich. Harry spróbuje jej pomóc. #101 w Fanfiction <3