#42

2.5K 129 38
                                    

- Harry? Jezu, obudź się Ty leniwy ćwoku. A Ty, Brinley, nie ucz się tego co mama mówi. Najlepiej zatkaj uszka - po pokoju rozniosło się głośne cmoknięcie, a po chwili urocze gaworzenie Brinley. Otworzyłem oczy, a przede mną rozpostarł się przeuroczy widok. Alice leżała na boku, opierając głowę na dłoni, a przed nią leżała nasza córeczka, która uroczo wierzgała nóżkami. Obie były roześmiane i po prostu szczęśliwe. - Patrz kto się obudził, Aniołku. Wyrodny, śpiący tatuś - Alice wskazała na mnie, a za jej dłonią podążył wzrok dziewczynki. Mała śmiesznie wybałuszyła oczy i wytknęła język.

- Dzień dobry - uśmiechnąłem się w kierunku Alice i przewróciłem się na bok. Od razu złączyliśmy z dziewczyną na chwile usta w porannym całusie, jednak krzyk Brinley, która leżała między nami skutecznie nas rozdzielił. - Cześć, Ty mała diablico - połaskotałem córeczkę po boku.

- Strasznie długo śpisz - mruknęła Alice. - zdążyłyśmy już zrobić śniadanie.

- Razem? Brinley na pewno Ci bardzo pomagała - zaśmiałem się cicho.

- No oczywiście, że tak! Grzecznie leżała i się bawiła. A ja mogłam zrobić mojemu ukochanemu chłopakowi papusianko do łóżka - dziewczyna wstała i podeszła do szafki, na której stała tacka zastawiona różnymi dobrociami.

- Na prawdę, będę musiał zacząć chodzić na siłownie.

- W ramach porannej rozgrzewki proponuje Ci wyjście do sklepu. Mamy już ostatnie dwie pieluszki, Tatusiu - postawiła tackę na moim stoliku nocnym. Złapałem dziewczynę za rękę i przyciągnąłem ją do siebie, aby móc ją krótko ucałować.

- Kocham Cię, Alice.

- Powtarzasz to ostatnio jak jakąś mantrę. Przecież wiem, Haroldzie. A teraz jedz, bo kawa zaraz będzie zimna.

Alice wróciła na swoje poprzednie miejsce i złapała Brinley w ramiona. Dziewczyna zaczęła trochę wygłupiać się z małą, tańcząc i kręcąc się po pokoju. Nieudolny śmiech dziewczynki było słychać dosłownie wszędzie, dlatego że był bardzo głośny i szczery.

Uwielbiałem takie momenty. Mogliśmy być po prostu szczęśliwi, w swoich czterech ścianach, w trójkę. Zamknięci przed tym co działo się na zewnątrz, rozkoszując się tym co było między nami. Nie mogłem myśleć o niczym innym, jak o tym jak wielkie szczęście mnie spotkało.

Alice dość szybko wygoniła mnie do sklepu, dlatego że mała ubrudziła pieluchę i została już tylko jedna. Spisała mi dość sporą listę zakupów i odprowadziła mnie do drzwi z Brinley na ramieniu.

- Powiem Ci, że nie lubię mieć aż tak dobrego humoru - mruknęła nagle, kiedy ubierałem buty.

- A to dlaczego?

- Jak mam dobry humor to zawsze coś się spieprzy. A teraz mam po prostu cudowny, więc to będzie coś dużego.

Tylko westchnąłem i ucałowałem usta dziewczyny, zapewniając, że nic się nie stanie. Dosłownie w podskokach udałem się do sklepu, aby wrócić do swoich dziewczyn. Niestety przez kolejki zajęło mi to około pół godziny. Do mieszkania wszedłem chwile po dziesiątej i zaskoczył mnie widok, jaki zastałem.

Na jednej z kanap siedziała Caitlyn. Była uśmiechnięta, bardzo szczęśliwa. Brinley leżała na macie edukacyjnej i praktycznie podsypiała. Najgorszy jednak był widok Alice, która trzymała w dłoni telefon i coś oglądała, a z jej oczu płynęły potoki łez.

Doctor Styles | h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz