2.15

2.2K 123 17
                                    

- Mogę zostać? - wyszeptałem do ucha Alice, kiedy pochylała się nad łóżeczkiem Brinley. Spędziliśmy w takiej pozycji już dobre kilka minut, po prostu napawając się widokiem dziewczynki. Wyglądała spokojnie przez sen, tylko czasami, kiedy się poruszała na jej twarz wpływał malutki grymas.

- Nie pozwolę Ci teraz się odsunąć - odwróciła lekko głowę w moją stronę i posłała najpiękniejszy z uśmiechów. Nie mogłem się powstrzymać i złączyłem na moment nasze usta. - Chodźmy stąd. Zaraz ją obudzimy - splotła nasze palce i pociągnęła mnie w kierunku salonu. Dalej byliśmy w jej mieszkaniu, więc widok Louis'a na kanapie mnie nie zdziwił. Szatyn siedział ze stopami na szklanym stoliku, w dłoni trzymając jakieś piwo i oglądając mecz. Typowy ktoś kim nie chciałbym w życiu się stać.

- Nogi ze stołu, Lou. Brin na nim się bawi - dziewczyna pstryknęły go w łydkę i usiadła obok, a ja zaraz przy niej.

- Też mi miło, że Cię widzę po dwóch dniach nieobecności. Dzięki, że pytasz, u mnie wszystko dobrze - warknął, nie odrywając nawet na sekundę wzroku od telewizora.

Alice podkręciła tylko głową z lekkim politowaniem, po czym wtuliła się w moje ciało. Nie minęła długa chwila zanim poczułem jak miarowy oddech owiewa moją skórę, co świadczyło o tym, że dziewczyna odleciała. Sam nie byłem daleki od tego stanu, dlatego złapałem dziewczynę w ramiona.

- Wrócisz tu? - mruknął Louis. Spojrzałem na niego zdziwiony.

- Po co?

- Mam sprawę - wywrócił oczami, jakby to była najoczywistsza odpowiedź na świecie. Bo w sumie to nią była.

Odłożyłem dziewczynę do łóżka i najdelikatniej jak się dało rozebrałem z niewygodnych ciuchów. Nie chciałem jej rozbudzić przy zakładaniu czegokolwiek, wiec zakryłem jej nagie ciało kołdrą. Kiedy wróciłem do salonu, Louis chodził niespokojnie po pokoju.

- O co chodzi?

- Chce... - przerwał na moment i nabrał powietrze w płuca. Uniosłem brew, dość zaciekawiony. - Muszę wyjechać.

- I co w związku z tym?

- Potrzebuje pieniędzy. Sprzedaje swoje udziały w Bailey's.

- Czemu mi o tym mówisz?

- Temu, że to wszystko jest moje. Jeśli sprzedam to komuś obcemu... Alice będzie wkurwiona - przetarł twarz dłonią. - Straci prace i mieszkanie, nie licząc tego jak ważna dla niej jest ta restauracja. Sprzedam Ci to za dwieście tysięcy. To cholernie dobra cena, władowałem w to znacznie więcej. Tylko, że potrzebuje je na przyszły weekend - pomasował palcami czubek swojego nosa i spojrzał na mnie. - Robię to tylko ze względu na to jak bardzo kocham Alice. Wiem, że nie ma tylu pieniędzy, a Ty chcesz ją uszczęśliwić.

- Skąd mam wytrząsnąć dwieście tysięcy w cztery dni?

- To tylko propozycja. Jeśli nie Ty to mam kupca, który jest w stanie zapłacić mi więcej. Tylko... nie mów Alice. Nie chce, żeby mnie nienawidziła - wyszeptał i zamknął za sobą drzwi do swojego pokoju.

Po prostu wycofałem się z salonu do sypialni. Przez jego słowa nie mogłem spać do samego rana. Nawet w momencie, w którym Alice zaczęła wtulać się w moje ciało i było mi przyjemnie ciepło.

Czułem się odpowiedzialny, nie chciałem zawieść dziewczyny, którą ledwo co odzyskałem. Było widać jak bardzo kocha Bailey's, gotowanie i wszystko co się z tym wiąże. W pracy chociaż wykończona to była szczęśliwa.

Około szóstej rano obudziła się Brin. Dziewczynka nie płakała, ani nic z tych rzeczy. Po prostu stanęła w swoim łóżeczku i rozglądnęła się po pokoju. Kiedy nasz wzrok się spotkał to wyciągnęła zdrową rączkę w moim kierunku z bardzo proszącą minką, więc już po chwili znajdowała się w moich ramionach.

Doctor Styles | h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz