2.2

2.5K 126 14
                                    

Na ten dzień moja praca zakończyła się już trzy godziny wcześniej, dlatego od razu ruszyłem w stronę szatni po swoje rzeczy. Było dopiero południe, dlatego restauracja, bar, czy o czymkolwiek mówił Zayn powinny być już otwarte.

Zebrałem w pośpiechu wszystkie swoje rzeczy i dość szybkim tempem ruszyłem do mieszkania. Na mojej twarzy cały czas gościł uśmiech. Szczery, zapewne po raz pierwszy od dwóch lat. W końcu miałem ją zobaczyć. Może nie tylko Alice, ale i Brinley.

Po przekroczeniu progu mieszkania od razu udałem się w stronę łazienki, pamiętając o tym, jak Alice ostatnio narzekała na mój zapach po całym dniu w szpitalu. Chwile stałem przed szafą, starając się wybrać jak najodpowiedniejszy strój na tą okazje. Chciałem, żeby poczuła, że mi zależy, nawet i przez to jak wyglądałem. Z tego też powodu wybrałem jedną z jej ulubionych koszul - czarną, bez żadnych wzorków. Podwinąłem rękawy i odpiąłem trzy guziki od góry ze względu na to, że na zewnątrz było dwadzieścia pare stopni. Psiknąłem się perfumami, które dziewczyna kiedyś mi kupiła i po nakarmieniu psów, skierowałem się do auta.

Dzięki nawigacji w telefonie nie musiałem zbytnio martwić się o trasę. Po prostu skręcałem tam, gdzie kierował mnie przyjemny, kobiecy głos.

Droga miała trwać niecałą godzinę z uwzględnieniem korków i innych pierdół. Mimo tego, że starałem się jechać dość szybko, to równocześnie dbałem o bezpieczeństwo. Nie chciałem, żeby cokolwiek zmusiło mnie do przerwania akcji pod tytułem „spotkanie z Alice".

Rozmyślałem o tym, czy dziewczyna się zmieniła. Nie mogłem sobie wyobrazić, czy mogłaby być jeszcze piękniejsza, więc poprzestałem na rzeczach typu zmiana koloru włosów, może inny makijaż, czy styl. Na mojej twarzy nadal widniał szeroki uśmiech. Odliczałem w głowie minuty.

W końcu zaparkowałem naprzeciwko miejsca docelowego. Bailey's. Ktoś kto wymyślał tą nazwę nie był zbyt kreatywny.

Na zewnątrz lokalu stały trzy dwuosobowe, okrągłe stoliki. Przez szklaną ścianę można było zobaczyć całe wnętrze, które było dość neutralne. Motywami przewodnimi było z pewnością drewno, metal i zieleń w postaci wielu roślinek. Na dodatek, pomieszczenie było przepełnione światłem. Czyli wszystko to co uwielbiała Alice. Musiała maczać palce w tym przedsięwzięciu. Było bardzo w jej stylu.

Wnętrze było wypełnione piżmowym zapachem, który łączył się z aromatami pochodzącymi z kuchni. Wszystko tworzyło przyjemny miks, który przypomniał mi o tym, że dawno nic nie jadłem. Miejsce nie było zbytnio sprecyzowane co do tego, co serwują. Na wielkiej tablicy, która wisiała nad barem, było wypisane mnóstwo dań, od śniadań do deserów i dość bogatej karty alkoholi.

Przypominając sobie, że przyjechałem tam w innych celach niż podziwianie wnętrz, skierowałem się do długiej, drewnianej lady. Stała za nią dość wysoka mulatka z ciemnymi oczami i praktycznie czarnymi włosami. Na głowie miała czerwoną bandamkę, która mocno przyciągała wzrok.

- Dzień dobry, co dla Pana? - uśmiechnęła się przyjaźnie, kiedy zjawiłem się w zasięgu jej wzroku.

- Czy pracuje tu jakaś Alice? - zapytałem od razu, trzymając kciuki za to, żeby przytaknęła.

- Taaak? - odpowiedziała powoli. - O co chodzi?

- Mogłabyś ją zawołać? Proszę, to bardzo ważne.

- W sumie... nie ma problemu - wzruszyła ramionami i skierowała się na zaplecze.

Praktycznie zacząłem tupać nogą w trakcie tych kilku minut, jakie musiałem przeczekać. Wpatrywałem się w drzwi, za którymi chwile wcześniej zniknęła mulatka, starając się nawet nie mrugać, żeby nie przegapić momentu.

Warto było czekać.

Zza drzwi wyłoniła się dość szczupła postać. Zmieniła kolor włosów. Była blondynką, tak jak od zawsze chciała. Jej oczy dalej były tak samo piękne. Zmieniła również sposób w jaki się malowała. Na jej powiekach były przyjemne, ciepło-brązowe cienie, a rzęsy były jeszcze dłuższe niż wcześniej. Co mnie zaskoczyło, na jej ustach była krwistoczerwona szminka, która od razu doprowadziła mnie do obłędu i sprawiła, że miałem ochotę rzucić się na dziewczynę przed sobą i mocno pocałować. Trochę schudła, jednak jej piersi i biodra dalej wyglądały tak samo dobrze. Koszulka z logiem restauracji odejmowała jej trochę kobiecości, jednak nie stanowiło to dla mnie żadnego problemu.

Tak bardzo się cieszyłem, że znowu ją widzę.

- Harry? - spojrzała na mnie praktycznie z niedowierzaniem.

Czy wspominałem, że moje imię w jej ustach brzmiało wręcz bosko?

Co tam, Kruszynki? Jak się podoba rozdział? Nie rozdzieliłam ich na długo, dlatego że nie czuje sensu wstawiania rozdziałów nie dotyczących akcji :/

Uwielbiam waszą aktywność! 💕

Doctor Styles | h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz