W błyskawicznym tempie ubrałem się i z jeszcze mokrymi włosami pobiegłem do auta. Droga zajęła mniej czasu niż zwykle ze względu na ciagle wciskanie pedała gazu. Polubiłem Alice i nie chciałem aby popełniła samobójstwo. Miałem pewność, że nie była najsilniejsza psychicznie nawet i przed tym co jej się stało. Była taka delikatna.
Biegłem do windy by jak najszybciej znaleźć się koło niej. Miałem nadzieje, że nie było jeszcze za późno.W sali znajdowało się pełno ludzi. Pielęgniarki, jej rodzice, psycholog i Malik. Wszyscy od razu zwrócili błagalny wzrok w moją stronę.
⁃ Alice, przyszedł doktor Styles. Porozmawiasz z nim?
Uzyskaliśmy tylko skinienie głowy. Dziewczyna siedziała tyłem do nas,jej nogi zwisały za parapet.
⁃ Alice - powiedziałem cicho. Moje serce biło cholernie szybko, zapewne wywołał to stres. - Zejdź z tego parapetu, porozmawiamy.
⁃ Niech oni stąd wyjdą - szepnęła, dalej patrząc w dół. Mnie samego przechodziły ciarki na myśl o wysokości. Oddział ginekologiczny był na czwartym pietrze, dobre dwanaście metrów albo i więcej w górę. Matka Alice znajdowała się w objęciach swojego męża wciąż błagając swoją córkę o zejście z parapetu. Pogoda tego dnia nie była najlepsza. Na zewnątrz lało, wiał mocny wiatr.
⁃ Wyprowadźcie ich - spojrzałem na pielęgniarki i Zayn'a, a następnie na rodziców Alice. Szybko skierowali się do wyjściaa.
⁃ Błagam, niech Pan ją uratuje - jej ojciec ozatrzymał się na chwile i błagalnie na mnie zerknął.
⁃ Zrobię co się da. Proszę wyjść - odpowiedziałem utrzymując wzrok na jego córce. Obserwowała co jest na dole kurczowo zaciskając palce na parapecie. Kiedy usłyszałem zamknięcie się drzwi zrobiłem krok w jej kierunku. - Alice. Spójrz na mnie - powiedziałem stanowczym głosem próbując bardziej się zbliżyć.
⁃ Nie podchodź do mnie - mówiła cicho.
⁃ Dobrze. Dalej nie podejdę tylko mnie wysłuchaj - zatrzymałem się i uniosłem ręce w obronnym geście. - Nie chcemy zrobić Ci krzywdy. Wszyscy chcą Twojego dobra. Nie możesz tego zrobić. Chociażby dla swoich rodziców, tak bardzo Cię kochają. Nikt więcej Cię nie skrzywdzi, obiecuje.
⁃ On tu jest - szepnęła.
⁃ Kto?
⁃ Ten który mi to zrobił - wybuchła płaczem i lekko się zachwiała. Od razu chciałem do niej podbiec jednak mnie zatrzymała.
⁃ Dlatego chcesz odebrać sobie życie? Powiedziałaś to policji?
⁃ Nie.
⁃ Musisz to zrobić. Pomyśl, możesz uratować tym inne dziewczyny. Zrób to dla nich i zejdź z tego parapetu.
⁃ On mi znowu to zrobi.
⁃ Obiecuje Ci, że na to nie pozwolę. Jeśli chcesz to będę cały czas przy Tobie, Alice. Ktoś zawsze będzie, nie zostaniesz sama nawet na chwile, obiecuje - mój głos trochę się łamał.
⁃ Na pewno? - zająkała się.
⁃ Tak, na pewno - odpowiedziałem szybko, starając się brzmiące najpewniej jak się dało. Dziewczyna powoli zaczęła się obracać. Podbiegłem do niej i szybko złapałem ją w ramiona, kiedy lekko się zachwiała. Wyciągnąłem ją i dałem jej się wtulić w moje ciało. Szybko oddychała, a jej skóra była zimna jak lód. Podniosłem ją, łapiąc pod udami. Myślałem, ze się tego wystraszy jednak ona mocniej objęła moją szyję, a nogi oplotła wokół moich bioder. - Spokojnie, jesteś bezpieczna - szepnąłem jej do ucha. - Nie pozwolę Cię skrzywdzić, kochanie - sam zdziwiłem się na słowo wypływające z moich ust. Usiadłem na łóżku dalej przytulając ją do siebie.
W między czasie drzwi do sali się otworzyły. Usta wszystkich otworzyły się ze zdziwienia. Na bezgłośne pytanie jak to zrobiłem wzruszyłem tylko ramionami. Po kilkunastu minutach czułem miarowy oddech na swoim ramieniu oznaczający, że usnęła. Delikatnie i powoli próbowałem odłożyć ją na poduszkę, jednak jej ścisk ani trochę nie zelżał.
⁃ Połóż się z nią - westchnął Zayn. Zrobiłem co mówił, przez co Alice praktycznie leżała na mnie.
⁃ Nakryj ją i zamknij to okno
CZYTASZ
Doctor Styles | h.s.
FanfictionAlice przeżywa prawdziwy koszmar. Jeden wieczór sprawia, że nie ma ochoty kogokolwiek znać i traci zaufanie do wszystkich. Harry spróbuje jej pomóc. #101 w Fanfiction <3