2.14

2.2K 127 15
                                    

- Już jej szukają. Nie chcieli mi dawać nadziei, ale ponoć mają jakiś w miarę dobry trop. Jestem pewna, że ją znajdą, Harry - powiedziała cicho i wtuliła się w moją rękę. Wyglądała jakby przepłakałam co najmniej kilka dni.

- Znajdą Naszą córkę. Przecież nasze życie też musi się w końcu ułożyć.

Dziewczyna już po chwili leżała obok mnie dość mocno się przytulając. Usnęła prawie od razu, a ja dosłownie chwile po niej. Obudził nas dzwonek telefonu, który już po chwili trzymałem przy uchu.

- Tak? - sapnąłem, jeszcze zaspany.

- Z tej strony oficer Green. Dodzwoniłam się do Pana Styles'a?

- Znaleźliście Brin? - podniosłem się do siadu, chcąc uwierzyć, że to nie sen.

- Dzwonię właśnie w tej sprawie. Jesteśmy w szpitalu, mogliby Państwo przyjechać?

- Co jej się stało? - wstałem na równe nogi, a Alice spojrzała na mnie dalej zza półprzymkniętych powiek.

- Proszę przyjechać. Wszystko Państwu wyjaśnię.

Okazało się, że w pobliżu był tylko ten szpital, dlatego już po chwili biegliśmy z Alice na SOR. Od razu zauważyłem policjanta, z którym rozmawiałem i pociągnąłem w jego kierunku dziewczynę.

- Gdzie jest Brin?

- Proszę za mną - uśmiechnął się lekko w naszym kierunku i zaczął iść, jak się później okazało, w kierunku sali prześwietleń.  Na krzesełku przed nią siedziała Brinley, a obok niej policjantka. Dwulatka wyglądała na wykończoną, a jej rączka znajdowała się w temblaku. Jej wcześniejsze warkoczyki były rozburzone, oczy były smutne i spuchnięte od płaczu. Jej spodnie były rozerwane na kolanie, a pod nimi widać było materiał bandażu.

Alice wybuchła płaczem i uklękła przed brunetką, która zdrową rączka wtuliła się w jej szyje. Obie tuliły się z całych sił.

- To nie oni ją skrzywdzili. Wystraszyła się Nas i zaczęła uciekać aż się przewróciła. Ten chłopiec, o którym Pan mówił również był porwany.  Trzymali go już od kilku miesięcy - tłumaczył, jednak nie słuchałem go do końca. Objąłem jak najdelikatniej obie dziewczyny.

- Przepraszam, kochanie. Nigdy więcej nie dam Was skrzywdzić - ucałowałem włoski Brin. Dziewczynka obróciła się w ramionach Alice i już po chwili przytulała się do mnie tak samo mocno jak wcześniej do swojej mamy. Do moich oczu od razu napłynęły łzy, jednak starałem się je powstrzymać.

  Już po chwili sala RTG się zwolniła. Alice weszła razem z dziewczynką, a ja wprosiłem się do grona lekarzy. Zdjęcie wykazało, że kość Brin była złamana, jednak wystarczył tylko gips. Wróciliśmy do domu po dwóch godzinach. Obie dziewczyny były wykończone i usnęły w taksówce. Wyglądały uroczo, kiedy tak mocno się do siebie tuliły. 

W domu odłożyłem Brin do łóżeczka, a z Alice pozbieraliśmy wszystkie z naszych rzeczy i zapakowałyśmy je do auta. Chcieliśmy jak najszybciej wynieść się z tego miasta i po prostu zapomnieć o tym co się wydarzyło, wiec po krótkim czasie siedzieliśmy w aucie. Tym razem to Alice kierowała, ze względu na to, że dostałem leki, które sprawiały, że miałem trochę zwolnione myślenie. Siedziałem na tylnich siedzeniach z Brin, która odsypiała w dalszym ciągu wszystko co przeżyła.

Doctor Styles | h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz